O tym się mówi, o tym się pisze. Ktoś zamordował w Norwegii niemal setkę ludzi. Norwescy (i nie tylko) komentatorzy snują teraz swoje teorie. A może to araby? A może terroryści? A może komuchy/antykomuchy?
Prawda jest jednak daleko bardziej przerażająca w swej prostocie. Zrobił to Norweg. Innym Norwegom.
W Salonie zawrzało, kiedy tylko pojawiły się komunikaty, że sprawcą jest Anders Behring Breivik, norweski prawicowiec, religijny fundamentalista, były członek głównej prawicowej partii w Norwegii – Fremskrittspartiet.
Ponieważ - w mniemaniu większości użytkowników S24 – prawicowcy to absolutnie najlepsi, najuczciwsi i najbardziej empatyczni ludzie świata, teza o światopoglądzie Breivika została poddana frontalnemu atakowi. Prawicowi blogerzy albo wątpią, by to Anders był mordercą, albo wątpią, by był on prawdziwym prawicowcem. Banalnie proste. Ja jednak nie tylko nie mam wątpliwości, że sprawca został bardzo trafnie sportretowany, ale wręcz głośno przestrzegam: u nas w końcu też do czegoś takiego dojdzie.
W Polsce, od kilkunastu miesięcy tworzy się szalenie niebezpieczny front. W jego szeregi wstępują nie tylko politycy, ale również zwykli ludzie, artyści, media, a nawet kościół. Głównym mottem tego ugrupowania wydaje się być fraza zaczerpnięta z wypowiedzi samego Lecha Kaczyńskiego, który w 2008 roku powiedział „Nikt nie może dyktować Polsce, co ma robić – powiedział prezydent. – Każdy z naszych sąsiadów musi żyć ze świadomością, że nasza ojczyzna, nie da się już nikomu podporządkować i zastraszyć”. Problem polega jedynie na tym, że w oczach Kaczyńskich i ich popleczników, Polska to oni i tylko oni. Kruszą zatem stan liczbowy naszego kraju, do ledwie kilku milionów wspierających PiS, zaś całą resztę, z demokratycznie wybranym rządem włącznie – uznają za wroga Polski i Polaków.
Skutkiem tego mamy do czynienia z bardzo niebezpiecznym zjawiskiem, polegającym na ignorowaniu i braku chęci podporządkowania się ogólno przyjętym regułom. Właściwie śmiało możemy mówić o przestępstwach kryminalnych, popełnianych w imię w chory sposób pojmowanego patriotyzmu. Co gorsza, każda próba przywrócenia porządku kończy się nawoływaniem do buntu i skargami na poziom polskiej demokracji.
I tak:
W kwietniu 2010 roku zginął prezydent Kaczyński. Winni zostali błyskawicznie wskazani i pozostają nimi bez względu na fakty. PiS zwyczajnie neguje każdą nieprzydatną dla swoich potrzeb informację. Nie wierzy w raport MAK, ale to jeszcze nikogo nie dziwi. Jednak drugi z braci Kaczyńskich już w tej chwili zapowiada, że nie przyjmie oficjalnego, polskiego raportu dotyczącego katastrofy. Do spółki z Macierewiczem przygotowują swój własny i ten – w ich mniemaniu – będzie obowiązywać. Tworzy to sytuację bez precedensu, kiedy to partia opozycyjna, której raczej daleko do władzy, usiłuje samodzielnie zarządzać przekazem informacyjnym i pracą państwowych organów śledczych, jakimi są obecnie komisja Millera i PKBWL.
Macierewicz i Kempa polecieli do stanów by żebrać o wsparcie u amerykańskich kongresmenów. Bez rezultatu oczywiście. Jednak bardzo jestem ciekaw, co by powiedzieli, gdyby NTSB wskazała podobne przyczyny wypadku, co Miller. Zapewne odwołali by się do papieża. Jak nie tego, to następnego.
Dalej. Jeśli jakikolwiek sąd podejmie decyzję niekorzystną dla Kaczyńskiego, czy PiS, to z miejsca uznawany jest za niedemokratyczny, podległy rządowi i realizujący jego partykularne interesy. Ergo: jego decyzje są nieważne i nie należy ich respektować. Warto natomiast pokrzyczeć o gwałcie na demokracji.
Redymptorysta Rydzyk, wspierający PiS, nagminnie łamie wszelkie zasady, na których przyznawana jest mu koncesja na działalność mediową, jednak kolejne monity KRRiTV ignoruje twierdząc, że jest to żydowski spisek nie-Polaków. Podobnie ignoruje oskarżenia o to, że przywłaszczył sobie pieniądze, które zbierał w celu – jakoby – ratowania Stoczni Gdańskiej. Stocznia upadła, pieniądze zniknęły. To jednak – zdaniem szarlatana – jest atak prowadzony przez "niepolskie siły" w celu zniszczenia w Polsce wspólnoty kościoła katolickiego.
Te i inne zachowania powoduję, że wśród tak zwanej „polskiej prawicy” (tak zwanej, bo w rzeczywistości PiS ma z prawicą niewiele wspólnego – nie wystarczy każdego spotkania zaczynać hymnem, a kończyć pacierzem by być prawicowcem) zaczyna się klarować postawa „zrobię co zechcę i kto mi zabroni?”. Skutkiem tego poseł PiS bez zażenowania usiłuje przełamać policyjny kordon bezpieczeństwa, a interweniującego strażnika znieważa. Każdy normalny obywatel wylądowałby za to na glebie, z ciężkim butem na karku. Poseł PiS – Joachim Brudziński – nie tylko nie wylądował, ale jeszcze się odgrażał. Jeszcze tego samego dnia PiS gorzko załkał w mediach, że Polska to państwo policyjne, opozycja jest fizycznie niszczona, a demokracja – w stanie poważnego zagrożenia.
Przestrzegania prawa pilnuje rząd wraz ze swymi konstytucyjnymi organami. Ale rząd jest „niepolski, zdradziecki” więc prawo nie obowiązuje. Oto retoryka partii, która nazywa się – nomen-omen – Prawo i Sprawiedliwość.
Co dalej? Trudno powiedzieć. Trwa pewien impas. Rząd Tuska nie ma wystarczająco dużo ikry, by zaangażować narzędzia konstytucyjne do rozwiązania problemu. Z drugiej strony, gdyby PiS w końcu zdelegalizowano, to dopiero rozpoczęłaby się kampania propagandowa odnośnie stanu polskiej demokracji. I tak w koło Macieju.
Dramatem natomiast jest to, że pisowski front coraz zuchwalej odrzuca przyjęte zasady postępowania. Drąży coraz głębszy tunel w jedności narodowej Polaków. Skutki tego mogą być bardzo bolesne. Bezkarność i ślepa ideologia prowadzą do działań podobnych do tego, co wydarzyło się wczoraj w Norwegii. I nie mam wątpliwości, że jedynie kwestią czasu jest, kiedy wśród nas pojawi się młody-gniewny, prawdziwy patriota, który uzna się za istotę wyższą, o prerogatywach do czynienia świata takim, jakim go sobie wyobraża. Odrzucający normy społeczne i prawne, jako element działania wrogiego systemu. Gardzący ludźmi o odmiennych poglądach i świadomie dewaluujący wagę ich życia. I nie będzie to stary, schorowany szaleniec – Ryszard C., a młoda, doskonale zaprogramowana przez długotrwałą indoktrynację maszyna, z głową pełna banałów o Narodzie, Patriotyzmie, Polsce i Bogu.
Jeśli pójdą za nim inny, historia zatoczy koło. Będziemy mieli nowego generalissimusa. Nowy sierp. Nowy młot. I cztery nowe ministerstwa: Prawdy, Miłości, Pokoju i Obfitości.
Inne tematy w dziale Polityka