g.host g.host
959
BLOG

I'm Jack's broken heart

g.host g.host Polityka Obserwuj notkę 50

Tam dalej, za wsią, pod lasem już samym, stoi w kotlince upiorne jezioro. Jego wody zawsze otulone są taflą mocnego lodu. Jeśli nań wstąpisz, cierpliwie poczekasz, po zmierzchu, pod tafla ujrzeć możesz twarz. Twarz, która nigdy się nie uśmiecha. Wpatruje się w Ciebie pustymi oczyma. Odwróć tedy lepiej wzrok, bo jeśli jej pozwolisz, zjawa jednym ruchem wciągnie cię pod lód i na wieki uwięzi w swoim królestwie za szklanym murem.

Można pomyśleć, że umysł Davida Finchera, to istny przedsionek piekła. Tam przecież powstały obrazy hotelowych pokoi wypełnionych odchodami śmierci – jak w Siedem, tam zrodziła się Gra, której granice z rzeczywistością zatarły się tak dalece, że nie sposób było określić, co jest  jeszcze zabawą, a co już dawno nią nie jest. W głowie Finchera powstał Podziemny Krąg, w którym Edward Norton w poszukiwaniu odpowiedzi na stawiane przez życie pytania przeradzał się w Brada Pitta. No i Azyl. Bezpieczny pokój. Królestwo za taflą szkła.

Jarosław Kaczyński to poniekąd bohater tragiczny. Od lat funkcjonował w Polsce jako połowa „Braci Kaczyńskich”. Wraz z Lechem, pod Smoleńskiem zginął organizm, który dzięki połączeniu odmiennych cech obu braci był w stanie stworzyć jedną, w miarę wyrazistą postać. Jarosław Kaczyński, po utracie brata, jest ledwie połową człowieka. Co gorsza – tą wewnętrzną, niewidoczną połową.

Jarosław Kaczyński to introwertyk – w przeciwieństwie do zmarłego brata. Był duszą i motorem napędowym wspomnianego ludzkiego kombinatu. Jednak ciało stanowił Lech. To on był twarzą. On był człowiekiem z krwi i kości. Żyjącym wedle ogólno przyjętych zasad, w normalnej rodzinie. I jeśli przyjąć, że Jarosław był sekcją sacrum, to Lech - z pewnością profanum. Odpowiadał za wizerunek braci i ich kontakt ze światem rzeczywistym.

Dziś Jarosław Kaczyński jest duchem bez ciała. I to jest jego największy dramat. Mieszka w przysłowiowym jeziorze pod taflą lodu, w Panic Roomie. Jego bytowanie ogranicza się do siedziby Prawa i Sprawiedliwości na Nowogrodzkiej. Tam czuje się bezpieczny. Tam snuje się po korytarzach i szuka natchnienia w ulotnych, lecz wciąż żywych jeszcze wspomnieniach po zapachu perfum bratowej, we wciąż przesyconej obecnością brata atmosferze gmachu. Potrafi od ponad 60 lat żyć bez kobiety u boku, lecz na życie bez nieodłącznego Lecha przygotowany nie był.

W siedzibie PiSu Kaczyński jest gotów zdobyć się na więcej, niż zwykle. Potrafi udzielić wywiadu dla Salonu24, czy wziąć udział w debacie. Oczywiście tylko pod warunkiem, że medium będzie sprzyjające, a rozmówcy życzliwi. Bo Kaczyński nie potrafi prowadzić dyskusji. Tym zajmował się brat. Wcielaniem w życie filozofii Jarosława. Teraz istnieją słowa, nie ma jednak ust, które by je wypowiedziały.

Wypad poza Nowogrodzką jest już pewnym problemem. Kaczyński niechętnie się stamtąd rusza. Ostatni kongres PiSu – impreza, na której obecność Jarosława jest absolutnym imperatywem, odbył się w Pałacu Kultury i Nauki. Dokładnie 1 kilometr i 600 metrów od siedziby. Na tę imprezę zjechali ludzie z całej Polski. Prezes podróżował 5 minut, wliczając postoje na światłach.

Rozliczni paparazzi zasypują Internet zdjęciami Tuska uprawiającego jogging, czy siedzącego na stadionie gdańskiej Lechii. Komorowskiego na wakacjach. Napieralskiego balującego z piękna żoną, Kalisza u Wojewódzkiego. Tylko Kaczyńskiego nigdzie nie ma. Nikt go nigdzie nie widział. Siedzi sam w Azylu. Za taflą pancernego szła. Jest człowiekiem, o którym tak naprawdę niewiele wiadomo. Już podczas zrywu solidarnościowego był gdzieś z tyłu, schowany za plecami brata. Przez lata nie związał się z żadną kobietą. Ani żadnym facetem – znaczy się  pedałem nie jest na pewno. Nie odczuwał potrzeby posiadania konta bankowego, samochodu, własnego mieszkania. Kiedy nie tak dawno temu ostentacyjnie odegrał „Wielkie Zakupy”, śmiało się z niego 2/3 Polski. Bo widać było, że sili się na realizm w obszarze, o którym nie ma bladego pojęcia. Na płaszczyźnie życia codziennego. Lech zrobiłby to zapewne z gracją. Naturalnie. Jarosław, murem wielu i wielkich ochroniarzy oddzielony od wyselekcjonowanych fotoreporterów i kamerzystów, w zamkniętym specjalnie na tę okazję sklepie, wykonał „z kartki” szybkie zakupy. Powiedział dwa, mało zrozumiałe słowa do kamery i uciekł na Nowogrodzką. Czy wiedział już wtedy, że się kompromituje? Z pewnością. To nie jest głupi facet. Wie, że jest tylko myślą nieubraną w werbalne fatałaszki. On zdaje sobie sprawę z własnej fizycznej nieobecności.

Są tacy, co twierdzą, że Kaczyński zwyczajnie nie lubi ludzi. Pojawia się jedynie tam, gdzie musi. Na planie reklamówki, na konwencji, na – bardzo rzadko organizowanym – spotkaniu z wyborcami. Czasem odwiedzi rozgłośnię Rydzyka, gdzie może się czuć w miarę bezpiecznie, bo Redemptoryści cenzurują antenę i nie dopuszczają do polemiki. Jednak na debatę w telewizji nie jest w stanie się zdobyć. Nie ma nic do powiedzenia, bo całą energię poświęcił na rozpaczliwe poszukiwanie brata w smoleńskim kurzu. Jednak nawet gdyby miał, to i tak nie powie. Bo nie umie mówić. Nie umie słuchać. Nie umie czuć.

Nie. Ja nie sądzę, by problem tkwił w awersji Kaczyńskiego do ludzi. Raczej kompleksu szarej eminencji. Nie czuje się dobrze bez pleców brata, za którymi mógłby się ukryć. I skończmy już z tymi bzdurami, że on jest chory psychicznie. To nieprawda. Jego po prostu nie ma. Wspólna krew braci Kaczyńskich wsiąkła w smoleńską glebę i użyźnia ją pod kolejne młode brzózki. Zawsze było ich dwóch. Od samych narodzin. Jeden bez drugiego nie mógł istnieć. I nie istnieje.

g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (50)

Inne tematy w dziale Polityka