Nie możesz się poruszyć. Twoje ciało przyspawane jest do poczucia niemocy. Spazmy ciemności rozlewają ci się pod powiekami. Czujesz, jak przytłacza cię ciężar irracjonalnego lęku. Lada moment pożre twoje zmysły…
Otwierasz oczy. Przyglądasz się chwilę zwisającej z sufitu lampie. Twój puls szaleje. Starasz się uspokoić oddech. Tak. To tylko sen… Listopadowy deszcz cichutko odgrywa na twoim parapecie posępny nokturn. Siadasz na łóżku i ukrywasz twarz w dłoniach. „Boże” – myślisz – „kiedy to się skończy”. Kap, kap, kap. Kolejna bezsenna noc. Do rana nie zmrużysz już oka. To cena, za podejrzliwość i rozstrojone poczucie wrażliwości…
Od kilku lat rozrasta się w Polsce Korporacja Lęku. Swym zasięgiem obejmuje coraz większe obszary kraju. Nic w tym dziwnego, bo posiada narzędzia niezbędne dla rozreklamowania swego produktu: media i cele brytów.
W swym procesie produkcyjnym Korporacja zasysa surowiec: naiwność, łatwowierność, bezmyślność. Poddaje go propagandowej obróbce, po czym wypuszcza w świat swoimi kanałami dystrybucji. Wyprodukowany materiał ma doskonałe parametry. I jest bardzo skuteczny, ponieważ niewiarygodnie uzależnia. Im większą dawkę lęku przyjmie beneficjent, tym częściej zmuszony będzie po nią sięgać w przyszłości. Lęk paraliżuje system odpowiedzialny za racjonalizowanie faktów. Wstrzykuje do organizmu odbiorcy neurotoksynę, która od wewnątrz wyostrza do granic absurdu poczucie wrażliwości.
Wykorzystywanie strachu w formie oręża wymyślono już dawno temu. Husaria miała skrzydła nie po to, by fajnie wyglądać na obrazach Matejki, czy Kossaka, ale by odgłos hulającego w nich wiatru budził lęk wśród przeciwników. Manfred von Richthofen - jeden z najsłynniejszych niemieckich asów lotnictwa, który nim zginął w walce mając lat 26, zdążył zestrzelić 80 wrogów – tłumaczył kiedyś, dlaczego wymalował swojego Fokkera Dr.I na czerwoni i przyjął miano „Czerwonego Barona”. „Manfred. Przecież w ten sposób tracisz największy atut – zaskoczenie. Każdy wróg zobaczy cię szybciej, niż ty jego.” „I o to chodzi” – odparł Czerwony Baron – „Chcę, by widzieli. I by paraliżował ich strach”.
Minęły lata i wiele światowych przedsiębiorstw zaczęło wykorzystywać strach do robienia biznesu. Prym wiodą tutaj koncerny farmaceutyczne i firmy ubezpieczeniowe. Zapewne każdy z was przynajmniej raz widział reklamę szczepionek zwalczającą pneumokoki. Szpital. Zapłakana matka, zwłoki noworodka. Ilu z was zaszczepiło swoje pociechy? A ilu z was wie, że na choroby pneumokokowi umiera rocznie mniej dzieci, niż w wyniku wypadku drogowego karetki, która wiezie matkę do szpitala? Ilu z was wie, że wszystkie te zgony nastąpiły w Afryce? Założę się, że nikt.
Absolutnym majstersztykiem kolportowania strachu stała się zmyślona historia ze świńską grypą w roli głównej. Warto podkreślić, że szeroko rozreklamowanej psychozie strachu nie poddała się tylko jedna osoba w Europie – Minister Kopacz. Powinniśmy być z tego dumni. Ale nie jesteśmy, bo nas też już toczy wypracowany w sterylnych laboratoriach lęk.
Ten sprawdzony mechanizm doskonale spisuje się również w realiach politycznych. W pewnym uproszczeniu można powiedzieć, że prezesem polskiej Korporacji Lęku jest Jarosław Kaczyński. Od pewnego czasu wszelkie działania jego partii opierają się właśnie na zasadzie wykorzystywania strachu do politycznego i mentalnego kształtowania obywateli. Fantastycznym przykładem jest tutaj tak zwany „Zespół Macierewicza”. Macierewicz pracuje nas sprawą katastrofy w Smoleńsku niemal od dnia po wypadku. Jego przedstawienie wciąż trwa. Kiedy kończy się jeden akt, natychmiast, bez antraktu rozpoczyna się kolejny. Dla zwykłego obserwatora trudno jest zrozumieć, że kolejne odsłony zupełnie nie nawiązują do wcześniejszych. Poszukując fabuły nie dostrzegamy prawdziwego przesłania tego posępnego performensu. Na scenie wciąż pojawiają się – głównie w formie deus ex machina” – kolejny bohaterowie. Jak choćby osławiony już profesor Binieda. Niby specjalista z NASA, a jednak jego dziwne teorie podważają nawet zwykli amatorzy i blogerzy o – powiedzmy sobie – śledczym profilu postępowania. Co więcej, okazuje się, że poza polskimi blogami raczej trudno odnaleźć gdzieś wzmiankę na jego temat. Facet perfekcyjnie trzyma się swojej roli. Roli, która już wkrótce się zakończy. Wraz z pojawieniem się na scenie nowego bohatera, nad którym autor i reżyser tego przedstawienia zapewne już pracuje. Teatr w czasie rzeczywistym. Oto, co nam serwują.
MAK i komisja Millera dawno temu przedstawiły już wyniki swoich pracy. Nie pochylajmy się nad ich wartością. Znamienne jest, że wykonali ogrom roboty. Co w tym samym czasie ustalił Macierewicz?
Nic…
Macierewicz nie ustalił nic, bo nie to jest jego zadaniem. Jego rola polega na generowaniu lęku. Na wmówieniu ludziom, że być może dzieje się w Polsce bardzo niedobrze. Że być może skrytobójcy na oczach milionów ludzi mordują demokratycznie wybranego prezydenta. Że być może różne grupy różnego nacisku prowadzą swoje własne interesy związek z tym wypadkiem. A może nawet – ba – może nawet nie jesteśmy już niepodlegli. Nakryło nas rosyjsko-niemieckie kondominium.
Z prawdziwym rozbawieniem przyjąłem ostatnio informację, jakoby Macierewicz po raz kolejny coś odkrył. Przeczytałem. Okazuje się, że nie odkrył nic, za to potwierdził swoją tezę o dwóch uderzeniach. Jak potwierdził? Nie wiadomo. Nie powiedział. Jednak wyraźnie daje się zauważyć, że po przegranych przez PiS wyborach Macierewicz jakby przygasł. Jego misja nie przyniosła rezultatu. Rzeczywistość zadała kłam wygenerowanemu szumowi informacyjnemu. Ci przerażeni stanowili zbyt mały odsetek wyborców, by zadecydować o zwycięstwie PiSu.
Smoleńsk nie jest zresztą jedynym pisowskim straszakiem. Tych jest dużo więcej, ponieważ Korporacja generuje swój produkt na bardzo wielu płaszczyznach. Zaraz po doskonałym lądowaniu kapitana Wrony pojawiły się informacje, że nasz narodowy przewoźnik jest w fatalnym stanie i wielka katastrofa jest jedynie kwestia czasu. I to nawet pomimo tego, że ostatni raz śmierć zawitała na pokład LOTowskiego samolotu aż 24 lata temu, co czyni linię jedną z najbezpieczniejszych na świecie. Straszy się nas kryzysem i wizją rychłego upadku finansowego. Wizją rychłego upadku państwowości, i pełnego serwilizmu wobec innych krajów. Wizją rychłego upadku infrastruktury, mimo iż sukcesywnie się ona rozrasta. Wizją rychłego upadku moralności, mimo iż pod tym względem jesteśmy największym ciemnogrodem w Europie.
W szczególności jednak upodobano sobie nasza ukochana demokrację. Coś, o co walczyliśmy zażarcie i solidarnie, jest teraz nędzną kartą przetargową w politycznych rozgrywkach. „Demokracja się kończy” – krzyczą w demokratycznym państwie. „Wolność słowa się kończy” – krzyczą w wolnych mediach. „Opozycja jest niszczona” – piszą we własnej, opozycyjnej gazecie. A ludzie zarażeni wirusem lęku, przyswajają kolejną dawkę śmiertelnego jadu.
Jednak tak, kilka akapitów wyżej napisałem, że szefem polskiej Korporacji Lęku można nazwać Kaczyńskiego, jednak jedynie w uproszczeniu. Dlaczego? To bardzo proste. Bo trzeba sobie zadać pytanie. Czy pro lękowe media realizują misję Kaczyńskiego? Czy może to Kaczyński realizuje misję pro lękowych mediów. Każda formacja ma swojego lidera i swoją szarą eminencję. Sakiewicz, który swoją działalność publicystyczna w pełni poświęca sianiu strachu, wydaje się być pionkiem w ręku Kaczyńskiego. A co, jeśli jest odwrotnie? Gazeta Polska Codziennie, stanowi słup ogłoszeniowy Korporacji. Kłamie na potęgę – o czym pisałem w poprzedniej publikacji – i zaraża strachem swoich czytelników. Sakiewicz – rzecz jasna – robi na tym pieniądze, bo lęk to w rzeczywistości doskonały biznes. Być może dlatego właśnie, choć ma niewyparzoną gębę i bardzo brzydkie zamiary, nie uważam go za głównego przywódcę Korporacji. Jest on raczej maluczkim człowiekiem, biznesmanem, który ciuła swoje grosiki na ludzkiej naiwności. Pazernym i chciwym, ale jednak bez Kaczyńskiego nie istnieje. Dużo bardziej niebezpiecznym człowiekiem, jest naczelny magnat polskiego strachu…
Jestem zmęczony, jadę już tak długo. W dodatku niemal u celu, zupełnie niespodziewanie okrywa mnie pluszowa otulina mgły. Niewiele widać, a pomarańczowe, pulsujące światła drażnią moje zmysły. Ta noc wydaje się naprawdę złowieszcza. W radio George Michael śpiewa, że już nigdy więcej nie zatańczy, bo jego grzeszne nogi nie czują już rytmu. Przełączę na inną stację. Moja mała sportowa Honda CRX przyjemnie mruczy. Z głośników dobywa się cichy, przestraszony głos starszego mężczyzny. Podkręcam głośniej. Ciche słowa, powoli wypływają na powierzchnię. Lękliwy ton wciąż nie jest w stanie przekrzyczeć mojego silnika, jednak udaje mi się dostosować słuch do tonu mówcy. „Polski… Polski już nie ma. Zabijają nas na oczach świata. Gwałcą nasze córki, dożynają synów. Depczą Chrystusa, zrywają go z krzyża. Już nie długo… Niedługo już nie będzie się mówić po polsku. Wchłonie nas, a potem wypluje chciwa Europa. Polskość przestanie istnieć. Wymaże się nasz historię, a nas… Nas wymaże się wraz z nią. Dziś podnoszą rękę na polskiego prezydenta. Jutro, na obywatela. Drżyjmy, bo jedynie w modlitwie nadzieja. Jedynie w Bogu nadzieja. Chroń nas panie…”
Nie ma najmniejszej wątpliwości, że twórcą imperium strachu, Korporacji Lęku w Polsce jest Rydzyk. Postać bardzo tajemnicza. Zarządzająca ogromnym majątkiem niewiadomego pochodzenia. W czasach zmian ustrojowych siedział za granicą i w sumie nie bardzo wiadomo, co robił. Następnie powrócił i korzystając z dobrodziejstw demokracji zaczął prowadzić antydemokracyjną kampanię. To on ma w dłoni Kaczyńskiego, zapewniając mu reklamę i elektorat. Nie odwrotnie. Przy czym Rydzyk, w przeciwieństwie do Sakiewicza nie skupia się wyłącznie na pieniądzach. On dąży do władzy. Przed zeszłymi wyborami usiłował już wpływać na listy wyborcze PiS. Bez szczególnego rezultatu. Łatwo się zatem domyślić, że w kolejnych wyborach wesprze Solidarną Polskę. Bo Kaczyński jest chory z żądzy władzy, i ewentualna konieczność, by się nią dzielić, budzi w nim nieopisaną trwogę. Lech Kaczyński nie podniósł głosu w sprzeciwie, gdy szarlatan z Torunia obrażał jego żonę. Jarosław nie jest już taki bojaźliwy, jednak posiada szereg innych wad. Jest nieskuteczny i wybitnie niereprezentatywny. To wystarczy, by usunąć go w cień.
Tak zwane „dzieła” Rydzyka, czyli jego szkoła, rozgłośnia, telewizja i periodyki SA praktycznie poza kontrolą państwa. Wielokrotne łamanie prawa uchodzi Rydzykowi na sucho. Zatem nic dziwnego, iż z jego głośników sączy się trupi jad, którego jedynym celem jest wywołanie masowej paniki. Paniki, w obliczu której Rydzyk przejmie kontrolę nad krajem i koronuje się na króla – pomazańca bożego. I wtedy – faktycznie – biada nam.
Wielu zastanawia się, jak to możliwe, że wyznawcy Radia Maryja tak jawnie przyjmują do wiadomości brednie, z których inni się śmieją. I tu właśnie wracamy do kwestii uzależnienia od strachu. Nie śmiejmy się z Moherowych Beretów. Ci ludzie wymagają natychmiastowej pomocy, choć dla wielu z nich jest już stanowczo za późno. Ich stare serca przeszyte są strachem. Strachem serwowanym codziennie, w niewielkich, ale regularnych dawkach. Ci ludzie umrą w straszliwych mękach. Mękach zrozpaczonej duszy.
Inne tematy w dziale Polityka