g.host g.host
836
BLOG

Jak trwoga to do wroga!

g.host g.host Polityka Obserwuj notkę 19

 

Mawiają, że identyfikując własnych wrogów, można się sporo dowiedzieć o samym sobie. Zasada ta znajduje zastosowanie w przypadku niemal wszystkich. Jest jednak bezradna wobec kogoś, kto po równo nienawidzi wszystkich dokoła.

Jarosław Kaczyński nie ma przyjaciół. Wyznawców i przydupasów – owszem. Przyjaciół – od kiedy męczeńską śmiercią poległ Alik – nie posiada. Gdyby miał konto na Fejsie, to zapewne miałby kilka tysięcy „lajków”, ale przyjaciół w lewej kolumnie – zero. I nic w tym dziwnego, zważywszy, że prezes PiSu potrzebuje ludzi jedynie w charakterze ciemnej masy. By wykonywała za niego szeptany marketing partii. To nie przypadek w sumie, że pod jego postami w Salonie 24 nie pojawiają się żadne komentarze. Żadna polemika. Nic. Salonowa blogosfera ma realizować swoje zadania. Podchwytywać i przekazywać propagandę. Niektórzy blogerzy naiwnie wierzą, że jak zadadzą pytanie, alebo wykażą zdecydowanie za daleko idące lizodupstwo, to prezes – bożyszcze zachwyci ich choć jednym zdaniem komentarza. Próżne nadzieje…

Kaczyński nienawidzi wszystkich, z niektórymi wszakże zawierając krótkotrwałe rozejmy. Naturalnie, kiedy symbioza (a raczej chyba kacze pasożytnictwo) obumiera i delikwent staje się niepotrzebny, natychmiast ląduje po drugiej stronie barykady. Doskonałymi przykładami niech będą Ziobro czy Kurski, że o Jakubiak i Migalskim nie wspomnę.

Jednak uważny obserwator polskiej sceny politycznej bez problemu wytypuje „parszywą piątkę” czyli tych najgorszych z najgorszych, persony bez gratów, prezesie koszmary. Poddając analizie wymianę stosunków rzeczonych panów, będziemy mogli powiedzieć sobie to i owo o Nadprezesie.

Wróg nr 1 – Lech Wałęsa

Najgorszy z najgorszych. Kaczyński od lat zdaje się nie zauważać dokonań Elektryka. Ale w gruncie rzeczy jest to tylko poza. Jarosław doskonale wie, kim był Wałęsa. Służył mu przecież za podnóżek, jako szef prezydenckiej kancelarii. W istocie jednak postawa i charakterologia Wałęsy wpędza go w najgorsze z możliwych kompleksy. Zawiść i zazdrość to – jak widać – nie tylko cechy każdego Polaka, ale również i Prawdziwego Polaka. Kaczyński może sobie Elektryka przeklinać, faktem jest jednak to, że oddałby Alika, żeby zamienić się z Wałęsą życiorysami. Bo jego aktywność w latach osiemdziesiątych można śmiało uznać za czwartoligową. Co w zupełności nie przeszkadza mu wykorzystywać słabość Polaków do naszych własnych ruchów wolnościowych, w celu kreowania własnego wizerunku.

Najbardziej denerwuje jednak Kaczyńskiego to, że jakkolwiek by się ni starał, to nijak nie jest w stanie Wałęsy ugryźć. Ząbki zdecydowanie za małego kalibru. Nawet kiedy był premierem, Elektryk zaś skromnym wykładowcą (na wszystkich najlepszych uniwersytetach świata), dysproporcja jakości charakterologicznej była oślepiająca.

Kaczyński nigdy nie wybaczy Wałęsie, że ten „ukradł mu” nieśmiertelna sławę. Że taki nikt, prostak, zwykły elektryk po zawodówce, na zawsze wpisał się do ksiąg historii, podczas gdy on sam traci coraz więcej. Traci, bo ludzie powoli przestają się nabierać na jego niby-rewolucyjne bohaterstwo.

O czym świadczy relacja? O małostkowości, zawiści, megalomanii i – nade wszystko – o kompleksie bohatera, którym nigdy nie był.

Wróg nr 2 – Donald Tusk

Nieudacznicy zwykle darzą nienawiścią tych, którzy pokazują im ich własne miejsce w (odległym) szeregu. A to właśnie wobec Nadprezesa czyni Tusk. Jego gęba w telewizji nie powoduje – w przeciwieństwie do prezesowej – rozpaczliwych poszukiwań pilota, celem przełączenia gdzieś, gdziekolwiek, choćby na telezakupy Mango. Tusk jest politykiem o wielu wadach, jednak ludzie potrafią mu je wybaczyć, bo dzisiejszy premier najzwyczajniej w świecie potrafi sobie zjednywać ludzi. Jest szanowany. A Polska pod jego rządami – i tego Kaczyński zdzierżyć nie może – jest znacznie silniejsza i lepiej postrzegana, niż Lechistan Kaczyńskich. Ekipa Jarosława usiłuje umniejszyć każdy sukces rządu. Ale niestety, o ile w przypadku działań opozycyjnych wobec SLD wszystko elegancko dawało rezultaty, o tyle w przypadku Tuska – po prostu nie działa. W swojej cholerycznej żądzy władzy i przekonaniu o własnej arcyprzezajebistości, Kaczyński nie jest  w stanie pojąć, co powstrzymuje 3/4 Polaków przed tym, by doń przyszli i pocałowali sandał. Nie może zrozumieć, dlaczego go nie kochają. Przecież jest bohaterem, mężem stanu, obrońcą.

Tymczasem co powie Tusk, to zostaje uświęcone jako obowiązująca prawda. Oczywiście, wielu – zwłaszcza w S24 – zaraz zaprzeczy. Wystarczy jednak spojrzeć na wyniki wyborów i – a może nawet przede wszystkim – na ranking popularności polityków. I Tusk i  Kaczyński są na pierwszych miejscach. Tusk – „Najbardziej lubianego Polityka”, Kaczyński „Najbardziej znienawidzonego”.

Krótko mówić, Tusk jest kolejnym, po Wałęsie, złodziejem zasług. W ramach PRLowskiej opozycji obaj niczym szczególnym się nie wyróżnili. Obaj za politykę zabrali się po przemianach i zaczynali od zera. A jednak to Tusk stał się pierwszym polskim premierem nowej ery, który sprawuje urząd drugą kadencję. Podczas gdy Kaczyński poddał gabinet w połowie swojej. Kaczyński zdołał roztrwonić władze w zaledwie półtora roku. Tusk swojej nie roztrwonił wcale. Przeciwnie. Umocnił. Tego mu Kaczyński nigdy nie wybaczy.

O czym świadczy relacja? O braku honoru, chorobliwej (niemal klinicznie) żądzy władzy, o nieumiejętności dostosowania się do otaczających realiów, z którymi stracił kontakt, a także o kompletnej miałkości głoszonej linii merytorycznej.

Wróg nr 3 – Radosław Sikorski

To jeden z tych, którzy nie raczyli ugiąć karku. Człowiek, który w rządzie Kaczyńskiego był Ministrem Obrony Narodowej, nie zgadzał się z metodologią kreowania aktywności politycznej preferowaną przez PiS. Szybko popadł w konflikt z Macierewiczem i – a to już skandal – nie uległ szantażowi Kaczynskiego, który myślał, że jak pogrozi paluszkiem i zapowie eksmisje z gabinetu, to się Sikorski przestraszy. Niestety, Sikorski to człowiek zahartowany i bezczelnie „zrobił sobie nic” z prezesowych lachowych strachów. Mało tego. Pokazał Nadprezesowi, że świat się na nim nie kończy i najnormalniej w świecie przeszedł do opozycji.

Zatem Kaczyński nienawidzi Sikorskiego nie dlatego, że ten „zdradził” opcję polityczną. Ale dlatego, że się nie ukorzył i nie ucałował pierścienia. Obdarł Kaczyńskiego z przekonania o możliwości absolutnego panowania nad swymi ludźmi. Mówiąc bardziej dosadnie, uderzył tyrana pięścią w twarz. I tyran upadł. Jego wizerunek człowieka wzbudzającego pełne zaufanie i szacunek runął. Polska zaś zobaczyła człowieka małego ( w dwójnasób) i żałośnie żebrzącego o rzekomo należny szacunek.

O czym świadczy relacja? O słabości charakteru, nieumiejętności podejmowania współpracy, porywczym i despotycznym charakterze, nieumiejętności przyjmowania do wiadomości porażek oraz zbyt rozrośniętej, ale z mocnymi już rozstępami pewności siebie.

Wróg nr 4 – Janusz Palikot

Palikot mało zaszczytne, czwarte miejsce zajmuje prawdopodobnie tymczasowo. Jestem bowiem przekonany, że już wkrótce można znaleźć się na podium, wyprzedzając Sikorskiego, a może nawet i Tuska. Z Wałęsą raczej nie ma szans.

Oryginał z Lublina posiada aż dwa zestawy działań, którymi spędza sen z oczu Kaczyńskiego. Po pierwsze, ośmielił się brutalnie punktować najpodlejsze wady Jego Wysokości. Ośmiesza w ten sposób Kaczyńskiego. Kompromituje go. Palikot jest bezkompromisowy i nie bawi się w chujki-mójki. Wali z grube rury, aż tynk leci z sufitu. Jarosław raczej nie jest przyzwyczajony do tego rodzaju despektu. Jako „ten najlepszy” oczekuje raczej objawów miłości i wierności. A tu takie coś. Co więcej, Palikot robi to na tyle inteligentnie, że Nadprezes nie ma jak skontrować. Jeszcze bardziej prezesa denerwuje, że takie działania dają Palikotowi coraz więcej punktów w sondażach i nie tylko. A więc znajduje się ktoś, kto robi doskonały interes na nadprezesich slabościach.

Jednak Palikot jest w gruncie rzeczy znacznie bardziej niebezpieczny dla Jarosława człowiekiem, niż się może zdawać. A to dlatego, że jako pierwszy, bardzo umiejętnie stara się odmienić wizerunek i obyczajowość Polski. Aktywnie działa na rzecz skruszenia wartości, które dotąd wydawały się być w Polsce obowiązkowe. Dewaluuje wartość religii, patriotyzmu, Solidarności. I nieźle sobie z tym radzi. Problem w tym, że jeśli mu się uda, Jarosław Kaczyński będzie skończony. Nikomu niepotrzebny. Cała bowiem jego polityka opiera się na męczeńskiej obronie odwiecznych polskich wartości. Ot, krzyża choćby. Kaczyński miesiącami podburzał ludzi do obrony krzyża pod Pałacem Prezydenckim. A tu przychodzi Palikot, z miejsca zgarnia 10% wyborców, którzy chcą, by krzyż zniknął nawet z parlamentarnej ściany. Jakby tego było mało, Palikot przekonuje, że pewne rzeczy (homoseksualizm, ateizm) nie są wcale takie złe. Tymczasem to homofobia i religijny fanatyzm trzyma w kupie elektorat Kaczyńskiego. Dlatego właśnie to Palikota typuję, jako cel kolejnej pisowskiej kampanii nienawiści. Tyle, że Palikot to jeden z tych, którzy pisowską wściekłość mają – cóż, pomińmy dyplomację – głęboko w dupie. Kaczyńskiemu i jego wyznawcom piana leci ze wszech gęb, gdy tylko słyszą nazwisko destylatora z Lublina.

O czym świadczy relacja? O tchórzostwie, panicznym strachu przed utratą resztek autorytetu, pieniactwie, braku umiejętności obrony przed opozycyjną wobec siebie retoryką i – to najgorsze – usiłowaniu dopasowania Polski do własnych potrzeb, miast własnych potrzeb do Polski.

Wróg nr 5 – Wojciech Jaruzelski

Wróg rezerwowy – można rzec. Kiedy nie ma na kogo gęby rozewrzeć, zawsze można ujadać na Jaruzelskiego.

Jednak w przypadku generała, czy też degenerała, jak określa go wielu, Kaczyński prezentuje swe skurwysyństwo w pełnej, a nie jedynie szczątkowej okazałości. Twierdzę tak dlatego, iż przyglądam się od jakiegoś czasu pisowskiemu jazgotowi wymierzonemu w Jaruzelskiego. Ma on miejsce średnio raz do roku – w grudniu. Mówiąc krotko, Nadprezes wykorzystuje koniunkturę, by zabrać głos w sprawie, w której na pewno będzie miał poparcie. Taki obszczypopulizm.

Kaczyński od lat nawołuje do rozprawienia się z Jaruzelskim. Głównie dlatego, by podkreślić - a w przypadku młodych i naiwnych odbiorców wręcz narysować – swój wielkopomny wkład w obalanie komunizmu w Polsce. W dobie, w której Jaruzelskiemu wybaczył już nawet Wałęsa, Kaczyński nie ustąpi aż do (własnej) śmierci. Co prawda był taki okres, kiedy Jarosław rządził Polską, miał własnych prokuratorów i agentów w IPN, wtedy jednak zabawa z generałem zupełnie się nie opłacała i Kaczyński skupił się jedynie na wynajdywaniu haków wobec opozycji.

Nienawiść i wrogość Kaczyńskiego do Jaruzelskiego jest najzwyklejszą w świecie pozą. Nadprezes nie doświadczył interny, nie walczył z Jaruzelskim, zapewne nawet nie spotkał się z nim w latach 80.

Pomyli się również ten, kto uzna, że pod postacią Jaruzelskiego, Kaczyński wizualizuje wszelkie zbrodnie reżimu w latach 1945-1989. Błąd. Zauważmy pewną ciekawostkę. Czy ktoś słyszał kiedyś w ustach Kaczyńskiego nazwiska takie jak: „Gomułka” czy „Spychalski”? To sprawcy tragedii na Wybrzeżu w grudniu 1970. Tylko co Kaczyńskiego obchodzi grudzień 1970? Przecież jego tam nie było, jego bohaterstwo jeszcze się nie objawiło. Nie ma o czym gadać. Również obecne przydupasy Nadprezesa, a podówczas organizacja wybitna – Solidarność – nie miała wtedy jeszcze zorganizowanych struktur. Obecnie nie ma więc interesu w tym, by roztrząsać przewiny Spychalskiego. Który w dodatku już nie żyje,bo wziął i bezczelnie umarł, nim sobie o nim prezes przypomniał.

A Jaruzelski? Fajny pretekst do poczynienia kolejnej zadymy. Kiedy tylko PiS utrącił swój rząd, natychmiast przypomniał sobie o tym, że przecież można Platformie trochę życie uprzykrzyć. I tak uprzykrzają od lat. Nie chodzi bowiem przecież o zbrodnię i karę Jaruzelskiego. Ale o awanturę tychże dwóch dotyczącą.

O czym świadczy relacja? O tym, że Kaczyński to karierowicz, kłamca, interesownik i mieszkaniec śmietniska historii, który chce uchodzić za politycznego szlachcica.

Cała polityka Kaczyńskiego oparta jest na umiejętnym dawkowaniu i ukierunkowywaniu nienawiści, przy jednoczesnym przekonaniu o własnej – najwyższej – wartości. Gdyby nie wrogowie, Kaczyński praktycznie nie miałby czego czukać w polityce. Z drugiej strony – każdy z wymienionej piątki jest dla Kaczyńskiego bardzo groźny. Każdy jeden może go pokonać w dowolnej chwili, w dowolnej bitwie. Zaiste. Jest nasz ów Kaczyński bohaterem tragicznym. Tylko jakimś takim… Nieco nierzeczywistym. Kreskówkowym wręcz.

Całość charakterystyki podsumuję zatem w dwóch zdaniach: Szalenie jestem ciekaw, kiedy w końcu Kaczyński poda do sądu studio DreamWorks. Nie mam bowiem najmniejszych wątpliwości, kto posłużył im do ustalenia cech – zarówno fizycznych, jak i charakteru – shrekowego Lorda Farquaada.

Twitter.com/gghhost

 

g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (19)

Inne tematy w dziale Polityka