g.host g.host
878
BLOG

Runway to Hell!

g.host g.host Polityka Obserwuj notkę 14

Święta, święta, ja pier................

Wielkanoc. Z założenia czas radości i wypoczynku. Najbardziej zapracowany biznesmen zamyka swoje biuro na trzy gerdy i dwie sztaby (dodatkowo nastawiając alarm za 20 tysięcy i informując ochroniarza, że jak opuści swe stanowisko pracy, to zostanie wylany na zbity korytarz) i jedzie do swej podwarszawskiej willi, by wraz z rodziną (o ile ujął ją wcześniej w biznesplanie) celebrować kolejną rocznicę zmartwychwstania pańskiego.

To naprawdę idealny czas, by komuś skutecznie popsuć dobry humor.

Na taki wspaniały pomysł wpadł ksiądz Wojciech Drozdowicz, proboszcz parafii w Lesie Bielańskim. Po cóż się radować, po cóż świętować. Niech wierny wie, że jest jeno Puchem Marnym, a jeśli do tego nie wspiera politycznych preferencji proboszcza, to Puchem Marnym Jak Diabli.

Pechowcy, którzy przyszli w sobotę do kościoła, głównie po to, by poświęcić to, co nazajutrz zamierzali spożyć, zostali uraczeni potężnym płótnem, na którym artysta – Zbigniew M. Dowgiałło zaprezentował swoją osobistą wizję Katastrofy Smoleńskiej. Mamy więc wykrzywione bólem twarze, powyrywane żywcem serca, ogień i strach. Widok w sam raz, dla katolickiego narybku, który w swym umiłowaniu Chrystusa przyniósł koszyczki z jajeczkiem, barankiem, chlebkiem i kiełbaską.

Dowgiałło posiada takie nazwisko, że właściwie musiał zotać artystą. Co więcej, tak się składa, że znam jego wcześniejsze prace i mogę śmiało stwierdzić, że zły nie jest. Jednak omawiane „dzieło“ powinien wystawiać tylko i wyłącznie pod pseudonymem. Bardzo artystycznym. Obraz nie posiada bowiem żadnej treści. Żadnego przesłania. Żadnej podniecającej dwuznaczności. Błędy w kompozycji, ekspozycji i – kompromitujące – w perspektywie. Patrząc na wykonanie odnoszę wrażenie, że autor byłby doskonałym rysownikiem komiksów. Pod warunkiem, że ktoś by mu napisał ciekawy scenariusz.

-Obraz namalowałem poruszony katastrofą smoleńską, jest przejawem mojej duszy. – tłumaczy artysta, a ja niemal zapluwam się z uciechy. Czy ktoś słyszał kiedykolwiek bardziej napuszoną i miałką jednocześnie eksplikację? No i umówmy się, po polsku to to też nie jest powiedziane. „Przejaw“ może posiadać zjawisko, nie rzecz. Na przykład: „przejaw zaćmienia umysłowego“, „przejaw zapaści twórczej“, czy „przejaw pisowskiej indoktrynacji“. Dusza, podobnie jak drzewo, ptak, czy nawet –a niech tam – samolot prezydencki „przejawu“ nie posiadają.

Autor wyznał, że wiele kościołów odmówiło eksponowania jego dzieła. To ci dopiero historia. Pewnie spisek komunistów. Jednak na Drozdowicza zawsze można liczyć. W całej Warszawie nie ma drugiego tam nienormalnego duchownego. Tym bardziej takiego, który organizował już pielgrzymki do Smoleńska.

No tak. Tyle, że owa „nienormalność“ o której wspomniałem, bynajmniej nie posiada wydźwięku szczególnie pejoratywnego. Drozdowicz jest współzałożycielem fundacji Akogo. Instytucji, którą – głównie przez wzgląd na Ewę Błaszczyk – dażę ogromną estymą. Prócz tego proboszcz z Bielan ma na swoim koncie wiele efektownych działań zmierzających do promocji wszelkiego rodzaju sztuki. Ja, g.host, stuprocentowy antyklerykał muszę wyznać, że – kurde – szanuję tego człowieka. Jednak ani on, ani nikt inny nie może całe życie ustrzegać się błędów. A omawiana ekspozycja jest według mnie błędem. Drozdowicz wspiera sztukę, ale najwyraźniej zupełnie się na niej nie zna. Szwankuje również wyczucie czasu, bo promowanie Dowgiałły poza okresem wielkanocnym zapewne takiego wzburzenia by nie wywołało. Wierzę, że ten performance nie miał wymowy politycznej. W każdym razie nie ze strony Drozdowicza (i szczerze mówiąc, Dowgiałły też o to nie podejrzewam). Ot, głupstwo, które pozostawi pewien niesmak.

Niestety, głupstwo owo może się okazać większym, niżby się mogło początkowo wydawać. Widać bowiem, że Drozdowicz nie pokusił się o pobieżną choćby weryfikację obrazu. Tymczasme dla każdego, kto spogląda na ten obraz okiem nieskalanym pisowską oczoklapką, przekaz obrazu jest jasny. Piekło. Mamy ogień, powykręcane ze strachu i bólu twarze, powyrywane serca. Oto więc załoga prezydenckiego Tupolewa wstępuje do królestwa Lucyfera. Ciekawe, czy naprawdę taki przekaz pragnął zawrzeć w swym dziele Dowgiałło? Artysta twierdzi, że dolna część obrazu przedstawia katastrofę, a górna wniebowstąpienie. ŻE CO? Ja dziękuję za takie wniebowstąpienie.

A więc mamy tutaj do czynienia z Highway (a może raczej Runway) to Hell, a nie Stairway to Heaven. Kaczyński – wedle autora – trafia do piekła, co mnie osobiście przesadnie nie dziwi, bo i on i jego brat to ludzie toksyczni i zwyczajnie źli. Jednak mimo wszystko autor chyba odrobinę przesadza. Cóż zawiniła ta biedna stewardessa? Może miała grzeszną urodę?

Ponieważ Las Bielański to najmniejsza parafia w Warszawie, nikt jeszcze nie zdołał dostrzeć ukrytego znaczenia dzieła Dowgiałły. I całe szczęście dla Drozdowicza.

 


g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Polityka