Ileż to już lat Tusk rządzi Polską? Pięć. Pięć długich lat. A opozycja nadal nie może znaleźć na niego solidnego haka.
Opozycja w naszym kraju – i mówię tu oczywiście o PiS, bo z SLD taka opozycja jak z mysiej pipki rakietnica – jest opozycją zawodową. PiS rządził tylko raz, przez króciutką chwilę i bardzo nieporadnie. I czego by o rządzie Tuska nie powiedzieć złego, w porównaniu z PiSem są oni prawdziwą kopalnią sukcesów. Potem Kaczyński skupił się już na działalności opozycyjnej, a dokładniej mówiąc – przeszkadzaniu w czym się tylko da.
Merytorycznie Prawo i Sprawiedliwość to formacja co najwyżej mierna. Dlatego nie są w stanie prowadzić jakiejkolwiek sensownej dyskusji z Tuskiem. Wszelkie ich działania przyjmują wymiar tabloidowy. Nie ma rozmów o gospodarce, o potrzebach społeczeństwa, o budżecie, czy polityce zagranicznej. Jest natomiast Smoleńsk, są układy, afery, zbrodnie, fałszerstwa.
Wystarczy kupić którykolwiek numer Gazety Polskiej Codziennie, czyli pisowskiego periodyku, by przekonać się jaki rodzaj retoryki króluje w PiSie. Zresztą, to nie jest przecież przypadek. Wcześniej Kaczyński flirtował z Super Expressem. Ot właśnie gazeta w sam raz dla ich potrzeb.
Ostatnimi czasy, mówię tu zwłaszcza o obecnej kadencji, rząd Donalda Tuska posiada na swym koncie kilka niewygodnych zagrań. I aż dziw bierze, że PiS nie zabiera w ich sprawie głosu. Teoretycznie, jako formacja dążąca do władzy powinna wykorzystywać każdą możliwość by wykazać swą wyższość nad rządem. Jednak zawodowi opozycjoniści Kaczyńskiego tego nie czynią. Nie potrafią. Jedyne w czym są biegli to krzyk i granie na emocjach. Wielu publicystów uważa, że gdyby nie katastrofa smoleńska, Kaczyński dawno już byłby na emeryturze, a członkowie PiS w kilku różnych pseudoprawicowych formacjach. I pewnie by tak było, jeśli wspomnieć wyniki sondaży w marcu 2010 roku.
Ponieważ pisowscy indolenci są za mali, by sięgnąć Tuska czy innego prominentnego polityka PO, wykorzystują mało honorową zagrywkę. Skoro nie można ustrzelić dużego Tuska, ustrzelmy małego. Działalność typowa dla ludzi małych, podłych i pozbawionych krztyny honoru.
Oczywiście, próbkę takiego zachowania dal już swego czasu pudelek Kaczyńskiego, niejaki poseł Kurski, wymyślając dziadka z Wehrmahtu. Historia to tyleż słynna, co zupełnie nieprawdziwa. Teraz jednak PiSowskie pawiany uderzają w najbliższą rodzinę premiera.
Michał Tusk to facet z trzydziestką na karku. Mąż żony, ojciec dzieciom. Pracownik zdecydowanie niskiego szczebla. Niższego na przykład niż ja, choć ja synem premiera nie jestem, a edukacje zakończyłem na maturze i kilku nieudanych podbojach rozmaitych akademii i uniwersytetów. Młode PiSowskie szczeniaczki (zanim jeszcze staną się rotwailerami) dumnie wyprężyły pierś meldując Prezesowi, iż Tusk pracuje w porcie lotniczym. A przecież port jest państwowy!! Granda.
Mówiąc szczerze myślałem o tej sprawie, jak o elemencie naszego polskiego folkloru. Jednak okazało się, że sprawę podchwyciła również internetowa swołocz, skutkiem czego gdyby w ostatnich czasach ktoś do keyworda „Tusk” przypisał sobie reklamę AdWordsową, zapewne zostałby milionerem.
Jednak prawdziwe wrzenie wywołała informacja, że Tusk współpracował z właścicielami Amber Gold. I to na szkodę portu lotniczego. Teraz z przejęciem siedzą i gryzą pazury. Co to będzie? Co to będzie? Czy uda się go załatwić? Biedacy, nie wiedzą, że jedyne, co grozi młodemu Tuskowi, to dyscyplinarka. Rzecz jasna, szczeniaki ogrodnika, które same nie pracują, ale innym pracować nie dadzą, zapewne popuszczą ze szczęścia gdy to nastąpi. Jednak mnie zastanawia co innego. PiS właściwie słowem się nie odezwał w sprawie Amber Gold. Nie stanął po stronie oszukanych, nie wykonał żadnego ruchu. Nic. Jedyne co ich interesuje, że młody Tusk współpracował z Plichtą. Żałosne.
Nielekko ma też inna latorośl naszego premiera – Kasia. Kasia z wykształcenia jest psychologiem i jak każdy psycholog szuka sobie miejsca w życiu. Od zawsze jestem zdania, że na psychologie/pedagogikę/socjologię idą ludzie, którzy nie maja bladego pojęcia, co chcą ze sobą zrobić. Zresztą, sam również przez jakiś czas studiowałem jeden z tych kierunków, zanim nie umarłem z nudów. Dlatego teraz jestem duchem.
Kasia, zapewne z racji posiadania ojca – premiera z dnia na dzień stała się czymś w rodzaju celebrytki. Nie jest to jednak nic wyjątkowego, bo swoje pięć minut wykorzystały córki Wałęsy, Marta Kaczyńska, Agata Buzek, Ola Kwaśniewska, a nawet Monika Jaruzelska. Że o kocie Aliku, najsłynniejszym kocie w Polsce, nie wspomnę. Taka już natura kolorowych czasopism, że wyszukują sobie ludzi, którzy w krótkim czasie „znani są głównie z tego, że są znani”. Vide Jola Rutowicz, Frytka, Grycanki (czy jak to się nazywa) i tym podobne.
Kasia potańczyła sobie z gwiazdami, ale nie trafiła do regularnego szołbizu. Zajęła się raczej działalnością z pogranicza publicystyki i dziennikarstwa. Głownie tematy modowe, sztuka, architektura. Nic w sumie wielkiego.
Tym niemniej, dzięki pisowskiej swołoczy internetowej, jej blog ma obecnie chyba najwięcej na świecie negatywnych komentarzy. Komentarzy pozbawionych jakiejkolwiek wartości merytorycznej. Tylko bluzgi, obelgi i kalumnie. Oczywiście, jedyny związek tej dziewczyny z polityką jest taki, że pochodzi z lędźwi dzisiejszego premiera, co jednak w niczym nie przeszkadza Armii Kaczyńskiego w systematycznym toczeniu piany wobec wszelkich jej działań. Jej blog jest dziś synonimem internetowej wiochy. Zupełnie nie wiedzieć czemu. Takich blogów jak jej „Make Life Easier” jest w internecie tak z pierdylion. Ale tylko ona jest „wojownikiem na pierwszej linii kiczu”.
Tak, tak. Bycie synem, czy córką mocnego polityka nie jest łatwe. Jednak im bardziej zaciekle ataki, im wścieklej toczona piana, tym większa w gruncie rzeczy bezradność i miałkość opozycji. Atakują dzieci premiera? To nie tylko podłe, ale przede wszystkim płytkie. I żałosne.
Inne tematy w dziale Polityka