Kilka dni temu, poseł Kurski stwierdził w wywiadzie, że za kilka lat czołowi polscy politycy otrzymają wielkoletnie wyrok „za Smoleńsk”. Zgadzam się z nim, choć rzadko mi się to zdarza.
Jestem absolutnie przekonany, że już wkrótce ktoś kompetentny dotrze w końcu do zapisu rozmowy pomiędzy braćmi Kaczyńskimi, z 10 kwietnia 2010. Wtedy też okaże się w końcu, kto tak naprawdę odpowiada za Smoleńsk. Lech Kaczyński nie żyje, więc nie zostanie skazany za wymuszenie na pilocie lądowania w warunkach uniemożliwiających wykonanie tego manewru. Jednak Jarosław z cała pewnością usłyszy zarzuty.
To bardzo dziwne, że okołomacierowiczowskie środowisko, pomimo tego, że usiłują przebadać wszystko, ze składem biologicznym brzozy włącznie, zupełnie ignoruje możliwość odsłuchania tej rozmowy. Co więcej, opinie padające z prawej strony naszej sceny politycznej są jasne. „Prezydent nie żyje. Odsłuchanie tej rozmowy byłoby niegodne”. Zatem słuchanie rozmów martwych pilotów jest godne, a nawet wskazane, natomiast słuchanie martwego prezydenta już nie. Ja jednak wierzę, że rozmowa ta zostanie w końcu upubliczniona i wszyscy dowiemy się, że w Smoleńsku mieliśmy powtórkę z Gruzji. Lech Kaczyński dzwonił do brata w feralnym momencie i nie wierzę, że nie konsultował z nim, co dalej robić. Tym bardziej wobec tajemniczego „nie ma decyzji prezydenta co dalej”. Jarosław powiedział swemu bratu przez telefon, że ma lądować bez względu na okoliczności, bo wymaga tego sytuacja polityczna. Lech wysłał do kabiny Błasika, który wymógł na polotach lądowanie. Kto wie, może nawet sam przejął stery. W takim wypadku wiedzielibyśmy, dlaczego pomimo tego, że Protasiuk powiedział „odchodzimy”, samolot nie odszedł.
Trudno mi powiedzieć, jaki paragraf znalazłby zastosowanie w przypadku przewinienia Kaczyńskiego. Z całą pewnością składanie fałszywych zeznań i zacieranie śladów zbrodni. Prawdopodobnie również współudział w zabiciu 96 obywateli. Za to faktycznie – jak twierdzi Kurski – można oczekiwać wieloletniego wyroku.
Kolejną osobą, która na pewno otrzyma wyrok jest Macierewicz. Cała jego działalność ogranicza się do odwracania uwagi od owego feralnego telefonu. Tezy, które przedstawia są tak absurdalne, że Macierewicz z pewnością sam w nie wierzy. Wierzy natomiast ciemny lud, zatem zespół parlamentarny kontynuuje wciskanie kitu. Najpierw była to sztuczna mgła i hel, potem uszkodzenie samolotu, następnie „naprowadzanie na śmierć”, obecnie zaś mówimy o dwóch wybuchach. Dwa lata, pięć hipotez. Jedna nie mająca nic wspólnego z drugą. Co najlepiej świadczy o tym, że nie ma żadnych konkretnych badań, a jednym celem działalności Macierewicza jest zacieranie śladów po działalności braci Kaczyńskich. Zespół uderza zupełnie na ślepo, badając jednocześnie, jaki jest odzew społeczeństwa pisowskiego na przedstawiane rewelacje. Dzięki spiskowej retoryce Macierewicz stosunkowo osiąga swój cel. Kiedy w końcu rozmowa Kaczyńskich ujrzy światło dziennego, Macierewicz oświadczy, że to kolejny spisek, fałszywka i działanie antypolskie, a ciemny lud łyknie to, jak głodny pelikan. Jak zwykle zresztą.
Macierewicz otrzyma wyrok, za ukrywanie śladów przestępstwa. A ponieważ przestępstwo jest poważne, wyrok będzie wysoki.
Kolejnym skazanym będzie Wiesław Binienda. Za to samo, co Macierewicz. Zacieranie śladów. Patrząc na to, czym się Binienda zajmuje, a także na jego upór w udowodnieniu założonej na samym początku tezy nie ma wątpliwości, że swe badania prowadzi on na zamówienie Macierewicza. Dolary są dobre, ale złotóweczki najwyraźniej również. Nim jeszcze zapadnie wyrok w jego sprawie, Binienda utraci cały swój naukowy autorytet. Skompromitowany prawdopodobnie popełni samobójstwo w więzieniu, a pisowski ruch oporu skondensowany w niedobitkach z zespołu parlamentarnego oświadczy, że jest to „kolejne zabójstwo polityczne”.
Do więzienia trafią również tacy ludzie, jak choćby Sakiewicz, który zbudował wielką machinę do ukrywania prawdziwych przyczyn katastrofy. Wielkie, krzykliwe tytuły mają oczywiście odwracać uwagę od samego Kaczyńskiego. 99% Polaków uważa, że tabloidy to prasa rozrywkowa, a nie opiniotwórcza, co około 1/3 społeczeństwa zupełnie nie przeszkadza uważać, że Gazeta Polska Codziennie, mimo ewidentnie tablidowego formatu, jest gazetą przedstawiającą rzetelne informacje. Sakiewicz wiedział, jak dobrać sobie format prasy i dostosować go do własnych celów. Ostatecznie kieruje się do „ciemnego ludu”. Zatem wielkie i kolorowe obrazki, krzykliwe ordynarne hedline’y oraz bezkompromisowy przekaz. To chyba pierwszy przypadek w historii, kiedy sprawca wypadku wydaje własną gazetę, by odsunąć od siebie podejrzenia. Bo związki Kaczyńskiego z Sakiewiczem i prezes GPC Janiną Goss są jednoznaczne.
Jedna rozmowa telefoniczna, a tak wiele może zmienić. Wielu się zapewne zdawało, że Kurski mówiąc o więzieniu za Smoleńsk miał na myśli Tuska, Komorowskiego czy innych polityków partii rządzącej. Nic bardziej mylnego. Lider SP celowo nie podał nazwisk. Gdyby chodziło o rząd, na pewno by one padły.
Kaczyński z Macierewiczem zrobią wszystko, by rozmowa pomiędzy braćmi nigdy nie wypłynęła. Na szczęście wciąż jeszcze funkcjonuje Wikileaks. I to tej platformy najbardziej obawiać się powinien prezes PiSu. A nie tej z przymiotnikiem „obywatelska” w nazwie.
Twitter.com/gghhost
Inne tematy w dziale Polityka