z netu
z netu
g.host g.host
2089
BLOG

National Geographic ratuje Macierewicza!

g.host g.host Polityka Obserwuj notkę 41

Ostatnimi czasy wciąż pojawiają się pytania, dlaczego zespół produkcyjny „Air Crash Investigations“ podczas opracowywania odcinka „Śmierć prezydenta“ nie wziął pod uwagę ustaleń Zespołu Macierewicza. Teorie są różne, od zaniedbania po celową manipulację. Jednak odpowiedź jest dużo prostsza. Po prostu z grzeczności.

Zastanówmy się przez moment, co musiałoby się pojawić w filmie, gdyby ktoś podjął decyzję o włączeniu Macierewicza w poczet jego autorów. Po pierwsze – statement. Macierewicza trzeba przedstawić międzynarodowej widowni. I już w pierwszej scenie dowiadujemy się, że jest to człowiek absolutnie pozbawiony empatii i poczucia odpowiedzialności, który zamiast przybyć na miejsce wypadku i dopilnować zabezpieczania śladów, wsiadł w pierwszy pociąg do Polski i zwyczajnie uciekł. Bo przecież widzowie zadawaliby pytania. „Co takiego na miejscu tragedii zobaczył Macierewicz, że tak zawzięcie broni swoich tez o zamachu?”. Ano nic nie zobaczył, mimo iż miał okazję. I taki statement stanowczo nie stawia naszego bohatera w dobrym świetle.

W następnych odsłonach program musiałby pokazać, jak Zespół Parlamentarny dzielnie walczy o dopasowanie wydarzeń do tezy. Jak zwalcza raport MAK zanim ten jeszcze powstał. Jak przysięgają na Boga, że mają dowody na sztuczną mgłę i domagają się od komisji śledczej przeprowadzenia badań gleby. Następnie, jak przekonują, że samolot strącił hel, by błyskawicznie zmienić front i podpisać się pod tezą bomby próżniowej.

W dalszej części na jaw wychodzą kolejne niepokojące fakty. Zespół Macierewicza twierdzi, że jeden z członków Biura Ochrony Rządu zaraz po katastrofie dzwonił do żony (twierdząc, że jest jedynie ranny, a dokoła dzieją się straszne rzeczy). Problem w tym, że nie wiadomo, w jaki sposób taką informację posiadł. Być może za pomocą jakiegoś podsłuchu, bo żona oficera stanowczo dementuje te doniesienia. Zespół natomiast nie przedstawia żadnych dowodów, a przecież wystarczy spojrzeć w bilingi, czy przeprowadzić powtórną sekcję zwłok, by ustalić, czy BORowiec zginął w katastrofie, czy w jakiś inny sposób. Macierewicz nie zwrócił się o ekshumację, a gdyby dysponował przynajmniej w miarę silnymi poszlakami, taką sekcję musiano by powtórzyć.

Chwilę po pierwszych reklamach dowiedzielibyśmy się, że Macierewicz et consortes znalazł w końcu tezę, która w miarę „siedzi” w logice. Dwa wstrząsy – w domyśle dwa wybuchy. Zobaczylibyśmy nowe argumenty dopasowane do sytuacji. Problem w tym, że sprzeczne ze starymi. W realnym świecie nikt nie będzie pamiętał o tym, o czym Zespół bredził rok, czy dwa lata temu. Ale w zaledwie czterdziestominutowym filmie poważnie zakłuje to w oczy każdego odbiorcę o IQ zbliżonym przynajmniej do poziomu inteligencji lekko przekorodowanej puszki po groszku konserwowym.

Formuła programu przewiduje oczywiście pewne otwarte pytania, które twórcy zadają odbiorcom, by nieco zachęcić ich do kształtowania własnej opinii. Takie pytania padłyby również teraz.

A więc po pierwsze, dlaczego Zespół tak bardzo pewien swojej wersji przebiegu wypadków podparł się wynikami badań kompletnie anonimowych naukowców, których profile na Wikipedii pojawiły się już po tym, jak Macierewicz ogłosił ich nazwiska? Przecież można było wynająć najlepszych naukowców, albo wręcz całe instytuty badawcze specjalizujące się w omawianej tematyce. To by oczywiście kosztowało, ale Zespół na to stać. Ma bogatych sponsorów.

Dlaczego sfałszowano biografie naukowców zespołu, by podnieść ich wartość? Jak choćby w przypadku Biniendy, który nigdy nie był ekspertem NASA i nigdy nie badał katastrofy promu Columbia?  National Geographic to nie polski ciemny lud. Natychmiast sprawdziłaby tę informację. A że z programem współpracuje wielu specjalistów, również tych z NASA, kłamstwo natychmiast zostałoby ujawnione.

Dlaczego Binienda po wykonaniu swej prezentacji nie podał do wiadomości publicznej, jakie parametry wprowadził do badania? Ba, nie opublikował nawet jego wyników, co w gruncie rzeczy jest sprzeczne z naturą naukowca. Zamiast tego zaszył się nie wiadomo gdzie i z nikim nie rozmawia.

Kolejne pytanie. Dlaczego Zespół, który nie zajmuje się niczym innym, jak tylko badaniem katastrofy przez niemal trzy lata nie znalazł ani jednego dowodu, na poparcie którejkolwiek ze swoich tez? Jedyne, co udało mu się osiągnąć, to postawienie kilku pytań, na które nie znaleziono jeszcze odpowiedzi. Żadnych wyników badań nie opublikowano. W zamian za to wydano tzw. „Białą księgę”, czyli zbiór bzdur, opierający się w większości na zadawanych pytaniach. Jednak nie pytaniach odnośnie katastrofy, a jedynie dotyczących działań rządu. Przy czym wydano, nie oznacza podano do wiadomości. Za księgę trzeba było zapłacić. Zatem mamy Macierewicza, który chce zarabiać kasę na dochodzeniu „smoleńskich prawd”. To również nie stawia go w dobrym świetle.

Po kolejnych reklamach pytania się nasilają. Dlaczego naczelna propagandystka Macierewicza, Anita Gargas w ciągu roku robi dwa filmy, których treść wzajemnie się wyklucza? Po co i za co? A co najważniejsze, dlaczego osoba, która uważa się za na tyle pojętną, by prowadzić tak szeroko zakrojone badania, nie dostrzega banalnie prostych nieścisłości w materiale swojej podwładnej. Ba, Macierewicz w obu filmach występuje i sam wspomniane nieścisłości tworzy.

Ja osobiście zadałbym również pytanie, dlaczego z Zespołem nie pracuje na co dzień żaden zawodowy pilot, który mógłby rzucić sporo światła na spowijający pracę Macierewicza mrok. Ale to ja. Pewnie nie jestem dość dobry, by sugerować National Geographic, jak ma robić swoje programy.

Na koniec zadaje się pytania najtrudniejsze. Tak, by zostawić widza w poczuciu pewnego niedosytu. By zachęcić go do szukania informacji na własną rękę. Takie pytanie zadaje się głośno. Odpowiedzi się nie oczekuje, bo jest ona zbyt oczywista. A więc pytanie: dlaczego Macierewicz tak uparcie broni człowieka, który przecież musiał brać udział w spisku?Mowa o kapitanie Protasiuku. Przecież to właśnie fakt, że Protasiuk złamał wszelkie reguły schodząc zdecydowanie poniżej minimalnej wysokości pozwoliło na ewentualny zamach. A w każdym razie na pewno ułatwiło zatarcie śladów. Bo przecież gdyby samolot wybuchł na stu metrach, to nie dałoby się zwalić winy na brzozę. Zatem dlaczego Protasiuk to zrobił, kto i jak skłonił go do przeprowadzenia misji samobójczej i dlaczego Macierewicz go nie potępia?

Tak, po takim filmie Macierewicz z pewnością zyskałby międzynarodową sławę. Pytanie tylko, czy o taką właśnie mu chodzi. Człowieka skompromitowanego, niefachowego, którego wywody są nielogiczne i pozbawione sensu.

Napisy końcowe.

 

Twitter 

g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (41)

Inne tematy w dziale Polityka