z netu
z netu
g.host g.host
1837
BLOG

Katastrofa 777 - Deja Vu + FILM Z KATASTROFY

g.host g.host Nauka Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

Wczoraj podczas lądowania na pasie 28L międzynarodowego portu lotniczego w San Francisco rozbił się Boeing 777 koreańskiego przewoźnika Asiana Airlines. Dwie osoby zginęły i tyle wiadomo na pewno. Liczba rannych w wypadku, w tym ofiar w stanie krytycznym,  zmienia się w zależności od źródła. Na pokładzie było 307 osób.

Od dłuższego czasu zachodnie (bo wschodnie niestety nie) media nie miały okazji pisać o katastrofach lotniczych, nic więc dziwnego, że amerykańscy nadawcy wpadli w szał, pokazując zdjęcia z wypadku 25 godzin na dobę. W pierwszym odruchu można by odnieść wrażenie, że nieco przesadzają. Bo zachowując całą niezbędną powagę, dwie ofiary pośród 309 pasażerów i członków załogi, to nie jest dużo. Dodatkowo widowiskowości dodaje fakt, że maszyna się spaliła. Na szczęście już po tym, jak pasażerowie zostali ewakuowani.

Jest jednak pewien problem. Problem, który już wkrótce może się zamienić w bardzo poważny problem. Dla Boeinga.

Boeing 777 to dość bezpieczna maszyna. Częściej się ją porywa, niż ulega rozbiciu. Od czasu oblatania w 1994 roku, rozbiła się – wliczając wczorajszy wypadek – zaledwie dwa razy, grzebiąc jedynie dwa istnienia. Do tego Egipt Air również utracił swoją maszynę, ale w wyniku pożaru – bez ofiar.

Jednak warto się przyjrzeć pierwszemu poważnemu wypadkowi 777. Miał on miejsce w 2008 roku na Heathrow w Londynie. Nikt wówczas nie zginął, jednak podczas śledztwa wykryto pewien błąd konstrukcyjny, który zresztą dał o sobie znać już wcześniej, cudem nie doprowadzając do dwóch innych tragedii.

Lot British Airways 38 operował na trasie Pekin – Londyn. Lot trwał 10 godzin. Tuż przed lądowaniem, kiedy załoga wyłączyła autopilota, nastąpił gwałtowny spadek mocy i maszyna zaczęła spadać. Kapitan musiał podjąć działania zmierzające do zmniejszenia oporu samolotu. Nie zdecydował się na schowanie podwozia, ale wsunął klapy o 5 stopni. Samolot zaczął szybciej opadać, ale zwiększył prędkość. Dzięki temu cudem minął stację benzynową i anteny ILS, po czym rozbił się o próg pasa.

 

Okoliczności wypadku do złudzenia przypominają to, co zdarzyło się wczoraj. Na zdjęciach opublikowanych w mediach widać, że maszyna uderzyła dokładnie w próg pasa. Świadkowie twierdzą, że podwozie było wysunięte, jednak na zdjęciach go nie widać. To oczywiste, że mogło, a nawet powinno się połamać w trakcie uderzenia o pas, jednak nie widać również jego szczątków. Możliwe, że w ostatnim odruchu kapitan schował podwozie, by uzyskać kilka cennych metrów. Metrów, które zapewne ocaliły wiele istnień. Również klapy nie wydają się być odpowiednio wysunięte, tu jednak trudno ocenić, bo skrzydła uległy ogromnym zniszczeniom.

Wypadek BA 38 spowodował lód osadzający się w przewodach paliwowych podczas lotu na dużej wysokości. Po wyłączeniu autopilota na podejściu (gdzie panuje dużo wyższa temperatura), kiedy załoga dodała gazu na przepustnicy, nieco stajałe już grudki lodu oderwały się i zablokowały wymiennik ciepła, doprowadzając do utraty ciągu silnika. Po katastrofie producent silników Rolls-Royce otrzymał polecenie przebudowania wszystkich wymienników tak, aby sytuacja nie mogła się już powtórzyć. Z kolei linie lotnicze zostały zobligowane do wymiany silników na zmodyfikowane.

 

Kłopot jednak w tym, że we wczorajszym wypadku uczestniczył samolot wyposażony w silniki Pratt & Whitney. Jego producenci nie musieli wprowadzać modyfikacji. Jednak wymiennik ciepła to mało skomplikowane urządzenie. Jest bardzo prawdopodobne, że w Prattach, a także w silnikach trzeciego producenta, General Electric może on wyglądać podobnie, problem zaś nie leży w samych silnikach, ale ich współpracy z układem paliwowym 777. Zatem jeżeli potwierdzi się, że katastrofa nastąpiła z tego samego powodu, co BA 38, czeka nas kolejne, dość długie uziemienie floty 777, niezbędne do wprowadzenia modyfikacji. To z kolei może się bardzo nie spodobać operatorom. A zaznaczyć należy, że są to głównie przewoźnicy premium, tacy, jak British Airways, Air France, American Airlines, Emirates, KLM, czy Air China. Brak możliwości wykonywania operacji na 777 może ich kosztować majątek, co dla Boeinga może oznaczać setki miliardów dolarów wydanych na odszkodowania (nie wspominając już o odszkodowaniu dla Asiana Airlines za utratę samolotu i śmierć pasażerów). Tymczasem tuż pod nosem, po cichutku wyrasta poważny konkurent, Airbus 350, który kilkanaście dni temu wzbił się w swój pierwszy lot, a który spokojnie może zastąpić mniejsze wersje 777. A czy tak się stanie? Czas pokaże.

 

EDIT: WŁAŚNIE OPUBLIKOWANO PIERWSZE VIDEO Z KATASTROFY

http://edition.cnn.com/video/?/video/us/2013/07/07/vo-plane-sf-plane-crash-on-cam.courtesy-fred-hayes 

Twitter

g.host
O mnie g.host

Banuję tylko za pomocą argumentów

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Technologie