Stefan Szczepłek napisał swoją historię futbolu, w dwóch tomach, elegancko wydaną, prawdziwy rarytas.
Pisanie o piłce to wyzwanie szalenie trudne, mało kto to potrafi, choć na piłce w Polsce znają się ponoć wszyscy. Jak na medycynie i polityce. Pilch, Bratkowski, Wołek i właśnie Szczepłek- krótka to lista. Może jeszcze Nahorny, gdyby nie statystyka? Reszta grzęźnie w tym sportowym języku, niby informacyjnym, ale katorżniczym, odpychającym, chłodnym, odpychającym przez tą wyjałowioną nowomową piłkarską. Ani grama poezji, choć tak ponoć trzeba. Tu stylu się raczej nie waży, zresztą kto miałby ważyć? No i zawsze są tacy co się stroją na kabotyna. Jedno i drugie ma starą tradycję, ale nie każdy bywa Boyem –Żeleńskim.
Najlepsze mecze to takie których się nie widziało. Tylko wtedy rzeczywistość nie narzuca się swą bezcelnością, nie widać żadnych usterek, nic nie trzeba poprawiać, a najpiękniejsze akcje można sobie wymarzyć. Nie da się tego dotknąć, zobaczyć, pomacać. Trzeba wysilić swą wyobraźnie. To trochę jak z nieprzeczytanymi książkami, filmami o których się słyszy. Gdy już je posiądziesz, czar pryska i trzeba czytać, oglądać i niestety często się nudzić.
Taka piłka nożna ma coś z mitologii, a piłkarze ze starożytnych herosów. Leonidas miał grać na bosaka, Zamora miał zabić się o słupek swej bramki, a Pele przysięgał pomścić dramat na Maracanie. Coś z prawdy, coś z fałszu, jakie to ma znaczenie? Liczy się czysta przyjemność, taki grzeczny hedonizm małego chłopca zafascynowanego magią futbolu. Coś idealnego, jak Garrincha lub Best przed pustą bramką, czekający na przeciwnika, aby jeszcze raz puścić mu piłkę między nogami.
Taką właśnie historię opisał nam Szczepłek, choć wiele tam faktów, są one niejako z boku, nie zalewają, stoją na dystans, sięgasz po nie jeżeli zechcesz bo najważniejsza jest podróż po kolejnych mundialach i ich historii, czasami dramatach. Owszem Szczepłek potrafi politycznie cieniować, chce nazwać rzeczy po imieniu, dobro piłki nie usprawiedliwiła łajdactwa lub oportunizmu. Stara szkoła jeszcze sprzed pułapek postmodernizmu. Ale jednocześnie robi to z umiarem, bez nienawiści, chyba raczej z empatią. No i lubi plotkować, ale czymże byłaby piłka bez plotek?
Po Szczepłku widać nie tylko, że piłkę kocha, ale że ją także szanuję. A to rzadkość w tym fachu. Stary mistrz powoli się starzejąc, przegląda pożółkłe kartki swoich notatek, wyciąga z szafy historyczne bilety, koszulki (a ma ich setki) i z kibicami dzieli się swą radością. Robi to skromnie, choć mógłby się przecież przechwalać. Daje świadectwo tej swojej pasji, która przecież nadawała sens jego życiu. Myślę, że mało jest takich książek, a już o piłce w ogóle.
Ale najpiękniejszy fragment to ten o futbolu w Falenicy. Właściwie nic już więcej nie trzeba było dodawać. Każdy ma taką swoją Falenicę gdzie miejscowy magik gra jak Platini albo Stoiczkow, a emocje są czasami nie mniejsze niż na prawdziwym mundialu. Bo prawdziwy futbol właściwie się niczym więcej nie różni, no może poza stawką wygranej. Ale dla młodego chłopaka, każdy mecz to przecież mecz o najwyższą stawkę.
Potem się z tego wyrasta, a może się nie wyrasta i tylko nam tak się wydaje.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka