Nie potrafię wam wyjaśnić dlaczego brak wolności jest wyższą formą wolności, ale idźcie do prof. Kołakowskiego, on wie i na pewno wam wytłumaczy – tak, bynajmniej nie złośliwie, uzasadniano kiedyś studentom, słuszną potrzebę cenzury i inne koncepcje wolnościowe. Czasy się zmieniały, prof. Kołakowski przestał stopniować formy wolności, a nawet zaczął wyjaśniać coś zgoła odmiennego, ale powyższa idea, nadal jest dość popularna wśród intelektualnej elity IV RP. W końcu, skoro cenzura istniała i za czasów naszego kochanego Napoleona, i jeszcze ukochańszego marszałka Piłsudskiego, to zdecydowanie coś w niej być musi.
Słusznie więc ks. Stopek oburza się, że media ujawniły, iż zabójcą ks. z Blachowni jest ministrant księdza, który powołuje się na motyw osobisty. Rzeczywiście trudno się bowiem zgodzić, aby media informowały o tym kim jest sprawca zabójstwa i jakie nim kierowały motywy. Zwłaszcza, że jeżeli chodzi o ministrantów, to dziwnym trafem, sprawcami przestępstw często bywają księża, co przecież chluby Episkopatowi przynieść nie może. Jakże inaczej wyglądałaby rzeczywistość, gdyby zamiast kolejnych bostońskich doniesień o pedofilach w sutannach, pisano o rozhisteryzowanych rodzicach ministrantów, próbujących wyłudzić milionowe odszkodowania za rzekome (bo nie udowodnione) zbrodnie. Albo jeszcze lepiej, gdyby o sprawie w ogóle nic nie pisano. Prawda potrafi zabić, więc tym bardziej powinniśmy jej społeczeństwu oszczędzić. I zapewne duktem tej myśli, podążał Paweł Lisicki, który swego czasu stwierdził, iż redakcja Rzeczpospolitej, co prawda wiedziała o aferze pedofilskiej w Szczecinie, ale jej nie opisała, bo takie afery już opisywała i nie chciała być za bardzo kojarzona z antyklerykalizmem.
Prawda potrafi zabić, albo nawet pozbawić życia - chciało by się z kolei dodać, po tym jak minister Ziobro przyznał przed sądem, że bynajmniej nie mówił o zabójstwie w sprawie niejakiego dr. G, choć dziwnym trafem zapomniał dodać, iż w takcie owego „mówienia” powołał się na art. 148 k.k. I tu też winę za całe to zamieszanie ponoszą dziennikarze, gdyż zdaniem Pana ministra zbytecznie rozdmuchali całą sprawę i dali tylko wycinek jego przemowy. Fakt, gdyby dali cały wywód, skandalu by nie było i sprawa bynajmniej nie byłaby rozdmuchana. Rację miał więc premier Kaczyński mówiący o dyktacie mediów.
Ale nie tylko puszczanie newsów powinno się kontrolować. Weźmy sobie choćby festiwal w Sopocie, który wielu melomanów spragnionych dawnego artyzmu (jak choćby kolega rewident), narażonych jest na istną katorgę słuchając zawodzenia pijanej chłopki na wiejskim weselu. A przecież Państwo, przez swych kontrolerów, powinno dbać by delikatne gusta naszej blogowej elity, zapładniane były odpowiednią muzyczną karmą (Boys, boys, boys I’m looking for a good time). Być może więc po to (bo przecież nie dla przyjemności) na TVN-wskim festiwalu zjawiła się jego bojkotująca mość – Pan poseł Kurski, który mimo gwizdów, jak za czasów Jaruzelskiego, nakaże Walterowi, co ten ma grać i dla kogo.
Skoro już wiemy, jak nie epatować bzdurną sensacją, pora zastanowić się jak sobie radzić, gdy informacja zostanie ujawniona, w końcu nie każdy ma tyle władzy co apolityczny prezes Urbański, cenzurujący odcinki Małej Brytanii. Dobrym przykładem jest niedawny wpis Macieja Kuzia, który opinię, że Radio Ma Ryja (moskiewskiego) uzasadnił odpowiednio podanymi cytatami (widać ktoś jeszcze serio traktuje aksjomaty felietonisty Faktu). Już sam tytuł nie pozostawia wątpliwości co do potrzeby cenzury, gdyż o ile używanie imienia matki Chrystusa, do robienia prorosyjskiego radia, nie razi, o tyle razi jego parafrazowanie. Wpis Kuzia nazwano w salonie gównem, łajnem, pierdzeniem, kupą, chciano za niego pluć w twarz, a samego autora wyzywano za to, iż jest stażystą Newsweeka. Jak bowiem wiemy, stażowanie w Newsweeku nie umywa się, ani do pisania (pozdrawiamy śledczego Mazurka), ani do stażowania u Sb-eckiego donosiciela z Wprost, co praktykował pewien bloger w salonie.
Dlatego patrząc na tę reakcję, z całą odpowiedzialnością, mogę zaapelować, by Igor Janke zlitował się i oddał w końcu salonowej prawicy, możliwość cenzurowania Strony Głównej, bo jeżeli nie, to ta w odwecie gotowa jest zalać każdy wpis kupą, pierdzeniem, łajnem i gównem.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka