galopujący major galopujący major
369
BLOG

Błąd niekonsekwencji

galopujący major galopujący major Polityka Obserwuj notkę 8

Szykuje się kolejna chryja na unijnym szczycie, znów sobie będą Panowie krzesełko spod siedzeń wyciągać, latać rejsowymi samolotami, a potem za nie płacić. Gdy na poprzednim szczycie prezydent Kaczyński zwolnił miejsce dla ministra finansów, wiele było śmiechu, rechotu i oburzenia, że nie wiadomo po co tam jechał, że siedział tylko parę minut, że na „krzywy ryj" przyjechał po zdjęcie. A przecież sam Kaczyński twierdził, że jedzie by porozmawiać o Gruzji, a nie o finansach. I abstrahując do tego, że o Gruzji nie porozmawiał (przyjaciel Sarkozy najwyraźniej przyjaźń ma w poważaniu), to za zwolnienie miejsca dla ministra finansów należy się prezydentowi pochwała, a nie nagana. Kaczyński na finansach się nie zna i nie leży to w jego kompetencji. Jest więc trochę tak jak mówił Kownacki, gdy Kaczyński ze szczytu wyszedł to jest pretensja, że wyszedł, gdyby został to byłaby pretensja, że został. Jak nie kijem go to pałką. Ci, którzy tak bardzo gardłowali, że Kaczyński na rozmowach o finansach powinien zostać, powinni być więc zadowoleni, że teraz na taki szczyt chce jechać. I że wreszcie o kryzysie nam porozmawia. Z drugiej jednak strony, ci którzy w swych sądach mają być bliscy prawdy i t y l k o do Tuska kierują apele żeby coś zrobił, powinni być oburzenie, że Kaczyński jedzie na szczyt, skoro j e d y n i e Tusk jest adresatem lamentów o interwencję. A jeżeli Kaczyński ma jechać jako ten, który po szczycie nie zawetuje ustaw finansowych, to Tuskowi wystarczy przecież Napieralski (ten pewnie zgodziłby się iść pieszo). Cóż, bycie konsekwentnym może czasami nas zaskakiwać.

Ale może też bawić. Gdy widzę jak tzw. liberalni sympatycy PiSu, którzy poparli Kaczyńskich jedynie warunkowo (walka z układem i oligarchią) jęczą i proszą o interwencję, nawet nie wskazując czego dokładnie chcą, jeno by im rząd pomógł, przewidywał kursy walut, podał łapkę, wytarł gila z noska i założył czapeczkę, to się cieszę. Bo jest dokładnie tak jak setki razy przepowiadano, ogromna większość Polaków to socjaliści, lewacy, ludzie rozpatrujący rząd w kategoriach słusznych interwencji, ludzie czekających na to by rząd zapobiegał, przeciwdziałał, pomagał, karał, nagradzał, by po prostu rządził. Wszyscy oni są lewakami, wolny rynek jako sen, owszem, działa idealnie, ale gdy przychodzi co do czego
i trzeba zacisnąć pasa i patrzeć jak nasz bank upada, jak nasze konta zajmuje syndyk. Mówią, że ten kryzys to kryzys wolnego rynku, tymczasem to przede wszystkim kryzys tzw. wolnorynkowców, czy raczej „pseudowolnorynkwców", którzy w godzinie próby porzucają swoje idee, nie chcą już deregulacji tylko krzyczą wolny rynku, pozwól żyć. Bo zaiste, tak jak będąc zdrowym i rześkim nie sztuką jest być ateistą, tak nie sztuką jest kochać wolny rynek gdy trwa hossa na giełdzie.

Nie sztuka jest też się przyznać do błędów, sztuką jest powiedzieć to tak jak to zrobił Greenspan. I to o czym powiedział. Dwie istnieją możliwości działania albo zarzucamy manipulowanie stopami procentowymi, czyli de facto manipulowanie pieniądzem (co wystawia nas ryzyko działań obcych kapitałów spekulacyjnych i osłabia, bo inne, wrogie państwa walutą manipulują) albo manipulując stopami jednocześnie sprawujemy ścisły nadzór finansowy. Jeżeli mówimy A - to musimy powiedzieć B. Greenspan zaś mówił jedynie A, bo ufał bankom i nie chciał ich wziąć za twarz. Nie można rozrzucać kawałów mięsa i nie zamykać akwarium. Rekin zawsze wyczuje krew, zawsze wczuje zysk i połknie przynętę. To jest kryzys nadzoru bankowego, a więc kryzys państwa. Ale nie trudno też zauważyć, że rekinem jest tu bank. A więc teorie lewackie o tym, że chciwość potrafi doprowadzić do katastrofy, że zarządy banków nie zawsze wiedzą co jest dla nich najlepsze, że specyfika obrotu międzynarodowego opiera się na owczym pędzie i przeczy logice, się nam sprawdziły. Bo w istocie cały czas dwie zderzają się tu filozofie: czy winny jest wyłącznie ten, co ryzyko podażą pieniądza spowodował, czy wyłącznie ten, co z łatwego zysku skorzystał (wszak nikt banków do ryzykownych działań nie zmuszał). A więc ten co portfel na stoliku zostawił, czy ten co go ukradł?

 

        Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email: gamaj@onet.eu About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (8)

Inne tematy w dziale Polityka