Przyznam się szczerze, że fakt, iż Sadurski jednak powieszony nie będzie dosyć mną wstrząsnął. Do tej pory myślałem, że wszyscy (no, może poza leberałami pokroju Sadurskiego) żeglujemy w jednym, wspólnym kierunku i potrafimy zgodzić się choćby co do jednego – świat należy poprawić. Oczywiście, nie chodzi tu o te, złe lewicowe poprawianie świata lecz o poprawianie prawicowe, którego, broń Boże, nie można nazwać np. interwencjonizmem państwowym. Interwencjonizm z definicji jest bowiem lewicowy, więc gdy, dajmy na to kolega, każe wieszać albo płacić niższy VAT to interwencjonizmem tego nazwać nie można. Ot, co najwyżej nazwiemy to nakazową dobrowolnością, czyli tym co jest istotą prawicy.
Owe nielewicowe poprawianie świata zacząć jednak należy od tego, abyśmy w końcu być zaczęli „na serio”, byśmy byli konsekwentni, by słowa nasze nie były pokrętne, niezrozumiałe, czy też niejednoznaczne. A więc żebyśmy pisali wprost i wprost ten świat poprawiali. A poprawiać jest co, Polska wciąż nie do morza do morza, za to wciąż w Europejskiej Unii, która, zgodzimy się, de facto organizacją jest konfidentów. I właśnie przy konfidentach się pora zatrzymać, bo chyba znów się zgodzimy, że skoro interesy Unii są jawnie sprzeczne z interesami Polski, to każdy, kto unijne interesy wspiera, de facto jest zdrajcą Polski. Tu nie może być kompromisów, bo czy ktoś znów chce Okrągłego Stołu? Dlatego zdziwił mnie fakt, że jednak Sadurskiego nikt wieszać nie chce, że stosujemy tu jakiś pokrętny lingwistyczny postmodernizm, że wyrzekamy się prawdy, wymawiamy się retoryczna figurą, czy jakimś, za przeproszeniem, podejrzanym symbolizmem. Słowem, że nie wiedzieć czemu wstydzimy się napisać, iż tak, po prostu tęsknimy do tych lepszych zdrowszych czasów, gdy mowa była tak-tak, nie-nie, racja stanu, była racją stanu, a zdrajców racji stanu po prostu wieszano. A kto jest zdrajcą i jakiego jest zdrajca pokroju – to przecież wiemy. A jak nie wiemy to możemy napisać, na jakieś liście, no niechby i proskrypcyjnej. Przynajmniej się byśmy trzymali tradycji. Dziwna sprawa jak na prawicę, lewacki profesorek coś jęknął, a ci w te pędy zapewniają go, że nie będą wieszać. Tak się, moi drodzy, świata poprawić nie uda.
Sam Sadurski zachował się dość obrzydliwie, nawet jak na swoje standardy. A standardy to nie byle jakie, ale, trudne do uwierzenia w salonie Igora Janke, ataki to są ad personam i to w stosunku do innych, powściągliwych niebieskich blogerów. I teraz też, nie chodzi tylko o to, że, jak się okazało, Sadurski jako jedyny bierze na serio komentarze prawicy. Choć fakt jest to dość podła zagrywka. Idzie raczej o to, że jak już na serio bierze, to zamiast z godnością przyjąć na siebie wyrok, choćby werbalny, choćby jako symbol, to jął, uwaga: u siebie, na swoim blogu (sic!), to opisywać. Mało opisywać, Sadurszczak po prostu „zdrowie czasów” w myśl, których by dyndał, bezczelnie jął kwestionować. I to nie jest już tylko zwykły kij w szprychy, żwir w tryby, ale po prostu ewidentny sabotaż. Nie chciał Sadurszczak skakać i rozbawiać publiczności, tchórzliwie za gardło się łapie, widać honoru Sadurski nie ma. I co gorsza, daje temu wyraz publicznie, czy naprawdę własne jestestwo sobie tak cieni wysoko, że musi o tym wszem wobec informować. Toż Alex Kurz dopiero po latach wydał książkę, a tu ledwo Sadurskiemu na szyi ktoś pętle chce wiązać, a ten już raban na cały salon. Tymczasem sprawy są poważniejsze, Zybertowicza sad „skazał” cywilny, a Maria Kaczyńska chadza w kimono. Gdy więc patrzę na to jak Sadurski kolejnej inicjatywie podkłada nogę, jak nie chce przyświecać i dla dobra sprawy na Ku Klux Klan nie machnie ręka, jak nie milczy bądź nie przeprasza, nie śle emaili, ogłoszeń w Rzepie nie wykupuje, samokrytyki nie składa, i zza winkla atakuje, to aż mnie ręką świerzbi, żeby mu choć tak poderżnąć gardło albo może i nawet przestać czytać jego bloga.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka