Jest to historia krew w żyłach mrożąca, z czerwonym kwadratem w rogu ekranu, jeśli macie dzieci niepodebrane przez Jugendamty i przez Cohn Bendita wciąż niegwałcone, to, zaiste, zabierzcie je sprzed ekranu, bo krew sikać będzie gęstymi strumieniami.
Dawno, dawno temu, był pewien bloger, o trzech imionach, otwarty to był umysł, a rześki, niczym poranny kefir po nocy sobotniej. Pisał ów bloger obficie i płodnie, aczkolwiek ciągle o tym samym, pasożytował na innych pismach, swoje dodając dowcip-komentarze, co uchodziło za intelektualną, a nie kabaretową zgrywę. Zdarzało mu się bronić ubekokrasnali, takowo i wyzywać czytelników od chłopków, widać nie na Reymoncie był wychowany.
I zapragnął ów bloger na szersze wody wypłynąć, na ocenie kultury żeglować, przeto raz dwa łajbę zbudował, i w salonie nabór ogłosił. Ale kapitan salonu, nie chciał konkurencji dopieszczać i ogłoszenia o naborze do łajby na głównym pokładzie nie dał. Zaszumiało się zakotłowało, tupać zaczęli i gryźć, pluć i wymiotować, przyjaciele naszego żeglarza. I śniegiem wyzwisk obrzucili kapitana liniowca, bo to Gwiazdka już była i Dzieciątko się na świat znów szykowało. Nie pomogły kolędy, obrusik i karpie, wzburzenie wielgaśne było jak morskie bałwany.
I zabili nam Pana od żeglugi- chciało by się rzec, ale Pan od żeglugi twarda to sztuka, a nawet tufowa. Potraktowali mnie z buta i zbanowali – zajęczał, a ban polegał na tym, że nadal mógł pisać i komentować. Zwodował więc łajbę, a że ta od wielkiego dzwonu pływała, toteż się przerzucił na małą tratwę i z niej na co dzień krzyczał długaśne swe szanty. Ale przyjaciele tratwą wzgardzili, tylko paru czasami z rumem przybyło, reszta mimowolnie została na bezpieczniejszym liniowcu. Miłość miłością, ale liniowiec kapitana Igora wielki jak góra lodowa, lepiej z jego widać i lepiej się jest widocznym. Toteż choć pokład wciąż obrzygiwali, to na tratwę się nie wynieśli. Teraz bez naszego żeglarza liniowiec miał upaść, ale ten dalej sunął i sunął, na nic mając klątwę, a pasażerowie dalej wierzyli, że swym krzykiem prądy morskie potrafią odmieniać.
Zmiarkował się tedy nasz żeglarz i cichutko na liniowca pokład stąpił, zaproszenia na tratwę wklejając: Do mnie chodźcie marynarze, pacjenci i gęby parszywe, ja wam pokażę żeglowanie i jak ciocia Stasia czaju zaparzę. Ale marynarze znów niewdzięczności dali kopa, na nic zajawki, migawki, zachęty i żebranina. Tratwę mieli tam skąd przybyła, czyli w czarnej otchłani ostateczności. Dość już tego banowania rzekł Pan od żeglowania i wskoczył na pokład liniowca,
- Jestem w piwnicy – wrzeszczał, a otumanieni pasażerowie szukali wzorkiem gdzie ta piwnica, bo zdawało im się, że na głównym pokładzie siedzą. U mnie, u mnie piwnica, jestem zbanowany – darł się nasz żeglarz a pacjenci szybko zrozumieli ten morski performance i zakrzyknęli: On jest zbanowany. Jestem zbanowany! Jesteś zabnowany! I tak przekomarzali się wzajemnie na tym transatlantyku, a kapitan śmiał się rubasznie i po główkach ich gładził, po czym zszedł do maszynowni, bo znów coś nawaliło, ale tym razem to już na pewno po raz ostatni.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka