Jako aktywny zawodowo prawnik, absolwent UAM, SGH, tudzież doktorant pewnej szacownej polskiej uczelni, doprawdy, nie wiedziałem czy i mnie przeprasza Pan Prezes Kaczyński, ale po tym jak redaktor „Faktu”, mgr Warzecha Łukasz, implicite stwierdził, że i on do inteligencji należy, nie mam wyboru, i zaiste, przyznać muszę: tak, Pan prezes mówił również i do mnie.
A skoro mówił, to grzecznie będzie odpowiedzieć. Zatem: Panie Prezesie, proszę się nie martwić, ja, galopujący major inteligent robotniczo-mieszczańsko-szlacheckiego pochodzenia, wychowany w księżackim Łowiczu, nie chowam urazy, jako i Sokrates do osła żalu chować by nie mógł. Przyjmuje więc przeprosiny i podaje Panu rękę na zgodę, miłujmy się, acz platonicznie, jam bowiem żonaty, a i Pan Prezes do końca życia będzie katolikiem.
A swoją drogą, to znowu Was premier przykrył, że się tak po świńsku wyrażę, i zamiast o tym, jak to kochacie te stare, inteligenckie konie umoczone w prlowskim żłobie, słuchaliśmy POPiSowych ochów i achów. Premier serdecznie się wprasza, serdecznie mu Prezes odmawia, ale serdecznie zaprasza premiera na kiedy indziej, na kiedy indziej to serdecznie premier dziękuję, ale serdecznie jest nadal gotowy na serdeczną rozmowę, a to serdecznie się spotkacie może w tym tygodniu. Wiele jeszcze trzeba z Wehrmachtu dziadków wykopać, żebyście mogli, Panie Prezesie, wizerunkowo Donalda pokonać, ktoś tu chyba przeskoczył Waszych spin doktorów, i to o parę dobrych wysokości.
To tyle co wyniosłem z kongresu, rzucanie ukochanych lektur, aby oglądać Pana Prezesa przemówienie, zbyt wielkim jednak jest dla mnie wyrzeczeniem, toteż szczerze przyznaję, przez weekend oglądałem tylko kilka minut przemówienia. Nie wiem czy było coś o rencistach, emerytach, wojsku, policji, salowych, grabarzach i kominiarzach, ale Partię Pańską widzę ogromną, toteż i te sprawy na panelach pewnie były omawiane (posłanka Kruk była?). Zaiste, powiadam Panu, nie powinien inteligent więcej uwagi PISowi poświęcać, bo go piękno opuści, a umysł sparcieje. Ale nie powiem, nie powiem, bilbord: „Czyny, nie cuda” ładny, cieplutki, jak kluseczka w majteczkach, może się i sprawdzi, widać zarys strategii na grzecznego harcerza, może pomysł i dobry. Moim, intelektualnym, zdaniem, Pan, Panie Prezesie i Pan Tusk Donald, macie ponad 20% żelaznego elektoratu, a gra idzie o pozostałe kilkadziesiąt elektoratu zmiennego, przepływowego, biwakowego, jak to mówi bezstronny dr Migalski. Owi biwakowcy z dwóch zaś stron są, że tak znów nieładnie rzucę, stymulowani. Z jednej przez dominujące, pobłażliwe, dla Tuska, media lewicowowo - liberalne, a z drugiej przez histeryczne media antysalonowe. Mając tedy do wyboru Tuskowy lukier, lub wodę z kałuży Gazety Polskiej, lepiej się biwakowcom przesłodzić niż zwymiotować. Czyż to nie oczywiste, Panie prezesie? Zakładając więc, że lemingi, pokroju Pana Gintrowskiego, dalej, jak te gąski, będą się dawały Panu Prezesowi pasać, trzeba znowu sięgnąć po biwakowców, a więc odczytać ich marzenia i aspiracje. A że czas na szarpanie cugli minął, toteż trzeba teraz być grzecznym, potulnym i do piersi elektoracie przystawiać. Elektoracik chce miłości i czułych słówek. Robi to Tusk i robi to dobrze, stąd ma takie, a nie inne poparcie. Pan, Panie Prezesie, też jak widzę, stara się być grzeczny i w pokorze mnie np. przeprasza, ale choć ja pamiętliwy nie jestem, to inni i owszem. Dlatego będą się z Pana dobroci śmiali i kpiną chłostali, wypominając Panu, że to jednak Platforma miała rację. Wierny zaś elektorat żelazny plwociny zniewagi z pyska musi czym prędzej ścierać, bo się okazało, że daremnie pluł na Bartoszewskich, bo teraz Bartoszewskie tryumfują.
Problemem Pańskim, Panie Prezesie, jest to, że Pan nie nadaje się na czasy miłości i postpolityki, w nowej roli będzie Pan sztuczny jak brat Pana na meczu piłkarskim. Musi Pan czekać na czasy, aż elektoracik zapragnie znowu, aby ktoś im wędzidło do pyska wstawił, by im klapsa strzelił i uszy wytargał. A to możliwe jest tylko wtedy gdy ekipa Tuska się nie tylko okaże złodziejska, ale media te złodziejstwo pokażą. Pan zaś Panie Prezesie, w bezstronne intencje mediów nie wierzy, toteż pozostaje tylko modlitwa o kryzys. W końcu, skoro modliliście się o deszcz, to i chyba o jeszcze głębszy kryzys możecie.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka