Miałem już dać sobie spokój z inteligencją, gombrowiczowskie strojenie min, i śmiechy z przewidywalności publiki, tyleż zabawne, co wtórne, ale po tekście Rolexa chciałbym dorzuć jeszcze parę groszy. Być może nie powinienem tego pisać, ale chodzi mi to po głowie od dłuższego czasu, toteż porzucam maskę błazna, by napisać coś (wreszcie?) na poważnie.
Pisze Rolex, o Katyniu, w którym zginęła polska inteligencja, i zawsze, gdy słyszę o prawdziwej inteligencji w Katyniu, pytam się (przyznaję, że nieelegancko), któż to z inteligencji był mordowany w lasku katyńskim? Z pewnością nie chodzi o klawiszy i policjantów, klawisz nawet w przedwojennym pierdlu, że tak brzydko powiem, inteligentem być nie mógł. Być może chodzi o tych adwokatów, urzędników, których niejako przy okazji ukazem objęto, ale wówczas trzeba by przecież dodać, że nie tyle inteligentów, co „również i inteligentów”, „przy okazji inteligentów” wymordowano. Większości, co optuje za katyńskim mordem inteligenckim, przyzna z pewnością, że to wymordowani oficerowie ową inteligencję stanowią. Ale wówczas narzuca się pytanie czy inteligencją była tylko armia, a jeżeli tak czy było tak zawsze i co to za przedwojenny kraj, gdzie inteligencją zwie się nie lekarzy, prawników, pisarzy, a jedynie (głównie?) panów wojskowych?
Przypisywanie armii, tudzież tylko armii, czy przede wszystkim armii, epitetu nie tylko inteligencji, ale inteligencji prawdziwej, w pierwszej kolejności, opiera się na gloryfikacji polski przedwojennej. O tej gloryfikacji wspominał był i Herbert, i Herling Grudziński, Miłosz z tego powodu napisał swoją „Wyprawę w dwudziestolecie”. Źródła tego mitu, rzecz jasna, są oczywiste, ale przecież wystarczy sięgnąć czy to autorów „Wiadomości Literackich”, czy jak ktoś chce „Prosto z mostu”, by sobie mit tej pięknej, aczkolwiek, zaszczanej (copyright by Słonimski) Warszawy rozwiać zupełnie. Czytając lektury dwudziestolecia natrafić można także na dość częste zarzuty kolesiostwa, nepotyzmu i jakbyśmy dziś powiedzieli, politycznej protekcji „dla” i „u” panów w mundurach. Bo armia była wówczas najlepszą trampoliną do sukcesu i drogą kariery, toteż masę karierowiczów wiązało się z wojskową nomenklaturą. Wszak można było posłom w parlamencie nawet nakłaść po mordzie. Jeżeli więc mówimy o inteligencji oficerskiej, to warto w końcu powiedzieć, że była to, jak najbardziej, inteligencja z awansu, cały mechanizm sanacji polegał właśnie na wsadzaniu swoich, gdzie się dało i jak tylko się dało. Stąd dla inteligentów, którzy swoją pozycję zawdzięczali pracy, tudzież (co częstsze) pochodzeniu, opowieści o Wieniawie i jego pijaństwach, były opowieściami o chamie wpuszczonym na salony. A nie o inteligentnym, romantycznym rycerzu. Tego kochała tłuszcza i Mała Ziemiańska. Dopiero perspektywa sowieckiej barbarii, zmieniła punkt widzenia u współczesnych. Przedwojenna (w sensie przed I wojną) inteligencja to byli ludzie wykształceni, co najczęściej pracowali umysłowo albo nie pracowali w ogóle, oddając majątek w dzierżawę. A że edukacja, zwłaszcza studia wyższe to był przywilej tylko i wyłączni elit, tudzież aspirujących mieszczan, toteż i warstwa ta miała swój elitarny charakter. Wraz z rozpowszechnieniem nomen omen powszechnej (nie mylić z publiczną) edukacji, elitarność malała. Stąd w kapitalizmie, czyli społeczeństwach klasowych, inteligencji brak, bo tam panuje kult self made mana, a wykształcenie, za stosowną opłatą, jest dla każdego. Zaś owy etos, do którego tak chętnie się dziś niektórzy odwołują, to były echa polityki zaborców, swym charakterze też niejednoznaczny (militarny, społecznikowski, spolegliwy).
Wreszcie opowieści o prawdziwej inteligencji mordowanej w Katyniu, mają swoje źródła w paskudnej konkurencji i próbie wynoszenia wagi zbrodni sowieckich, nad zbrodnie niemieckie. Gdy wspomina się Hitlera, zawsze trzeba wspomnieć Che Guevarze (gdzie nota bene porównania nie ma żadnego), zbrodnie na Żydach można kwestionować i relatywizować, a kazania negacjonistów traktowane są jako wewnętrzne sprawy Kościoła. Czy gdyby jakiś francuski, tudzież włoski biskup zakwestionował Katyń, też by polscy katolicy grzmieli by parafrazując klasyka „odpieprzyć się od biskupa”? Są nawet tacy, co prawda nieliczni, co i samego Hitlera potrafią nazywać nawet mężem stanu (patrz najnowszy kretynizm Wieczorkiewicza w Templum Novum). Rzecz jasna, nazizm przegrywa w porównaniach ze stalinizmem, ale gdy trzeba mieć argument w propagandowej partyzantce z Niemcami, nagle wszyscy przypominają sobie o Treblince i Auschwitz.
Katyń jest więc morderstwem nie tyle prawdziwiej inteligencji, co przede wszystkim armii i tych, którzy w jakiś sposób mogliby stanowić zaplecze dla polskiej partyzantki (leśniczy, kolejarze - przecież to nie inteligencja). Rosjanie mieli w pamięci Lachów, urodzonych spiskowców, co wysoko noszą głowę. Więc trzeba było głowę ukręcić. Przede wszystkim tym, co mieli walczyć. Ale jest jeszcze coś co w opisie mordu katyńskiego, co budzi we mnie, być może nawet, pewne obrzydzenie. To przede wszystkim dzielenie ofiar na lepszych i gorszych, to podkreślanie, że ktoś zginął w Katyniu, tak jakby był przez to lepszy i można było odcinać od tego kupony, to wreszcie przeświadczenie, że inna śmierć niż katyńska była czymś lżejszym. Katyń jako najważniejszy fakt w dziejach narodu polskiego, a przecież ułamek owego Katynia miał miejsce każdego dnia podczas okupacji. Czy naprawdę jest tak ważne, że te kilkaset tysięcy ludzi zginęło na raz, na razy kilka czy w ciągu paru lat. Czy życie oficera tak wiele bardziej znaczy niż życie gówniarza zastrzelonego podczas godziny policyjnej. Ta segmentacja ofiar, wychwalanie jednych, a strącanie drugich, być może jest zgodna z naturą ludzką, ale zawsze budziło we mnie jakiś niesmak i oburzenie.
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka