Chodzi mi czasami po głowie taka myśl dość absurdalna, że wszystko najlepsze co mnie w literaturze, początek swój bierze w alfabecie, że B jak Brodski, Borges, Barańczak albo M jak Miłosz, Mandelsztam, Mickiewicz. Z piłką myśl ta wydaje się absurdalna już mniej, że jest R jak Ronaldo, Raul, Ronaldihno, Romario, Rivaldo, Roger (widzieliście bramkę?) czy nawet Reiss. Chodzi to za mną długo, są tacy w filozofii, którzy uważają, że ideał musi być zapisany, gdzieś tam wyżej, w czasach Pitagorejczyków liczby miały wyrażać idealną proporcję, czemu więc nie alfabet?
Ale z alfabetu ktoś się musi wyłamać, szanująca się zasada musi mieć jakieś wyjątki, idealizacyjna koncepcja wszechświata miała ten feler, że w końcu jedno ogólne prawidło, gdzieś się załamywało i trzeba była zaklajstrować zionące dziury. Stąd skuteczność scholastyki, choć przecież historycznie rzecz biorąc, oni zaczynali od wiary by ją zapełniać nauką, niż od nauki łatanej wiarą. Z sekciarskiej teorii zapisywania talentu w gwiazdach, wyłamuje się więc Del Piero – piłkarz, do którego uwielbienie mam od pierwszego wejrzenia, choć wiem, że w historii włoskiej piłki nie będzie najwyżej. Do tych, co najwyżej stosunek mam podejrzliwy. Wydają się mało ludzcy. Del Piero ludzki był jak najbardziej, pewnie się nawet nie umie wysłowić, ale ten moment przed laty gdy podniósł obie ręce uciszając widownie i z narożnika tuż przy końcowej linii boiska słał piłkę za kołnierz, bodajże Stefana Klossa, ciągle pamiętam. Oto jak można strzelać, i jak można strzał ten przewidzieć. Ma jeszcze Del Piero dar strzelania rzutów karnych, strzela mocno, gdzieś wysokość ¾ słupka, nie widziałem żeby się mylił. Owszem, był, jest bardzo ludzki - ciągle miał jakiś kontuzje – kumple śmieli się z mej fascynacji, łapali za oko i przedrzeźniali zniewieściałego Alexa, mściłem się potem z gorzką satysfakcją. Piłka to nadal sport heteroseksualny, choć metroseksualni biegają po meczach z torebkami, upudrowani, prawie na szpilakch, homofoby tego nie widzą, chyba że rzuca się to na boisku. Stąd taka nienawiść do Cristino Ronaldo.
Wracając do alfabetu, R jak Raul, z Alexem ma tyle wspólnego, obaj biją rekordy dla jednego klubu i obu skrzywdzono w klasyfikacji Złotej Piłki. Kiedyś na wynik głosowania paryskiej gazety czekałem z wypiekami na twarzy, dziś już nie trzeba, klasyfikację mam lepszą, bo własną. Ale Del Piero został mistrzem świata, choć notorycznie zawodził, choć co finały rwałę włos z głowy, a już w pamiętnym finale z Francją, to medal jednak ma. Pięknie podciął w półfinale z Niemcami, darliśmy mordy na cały szpitalny korytarz. Nie był jednak Del Piero symbolem reprezentacji, nie miał być ideałem, nie miał wreszcie nazwiska na R- chciało by się powiedzieć by trwać w nieracjonalnych przesądach. W Afryce przed każdym meczem szaman odprawia modły, w Polsce się święci nowopowstałe boiska. Lubię Raula tak jak nie lubię Realu, Raul tam nie pasuje, po parowozie Hierro, obok „młodziutkiego” Canizaresa jest jedynym autentycznym piłkarzem w tej stajni botoksu i marketingu. Wszedł do historii, ale mistrzostwa nie zdobył. Bywa i tak, Charlse Barkley nie ma złotego pierścienia, Garnett go zdobył rzutem na taśmę. Może się jeszcze uda Raulowi?
Z Reissem już nie mam takich emocji, tak jak emocji nie mam z polską ligą, polskie przeważnie bywa gorsze. I dobrze, trzeba swoim stawiać wysoką poprzeczkę, co za lenistwo wychwalać swoje, choć może w tym zakompleksionym kraju właśnie powinniśmy? Tylko stawać w tej szowinistycznej sztafecie, nieco jest obrzydliwe. Ot, odwaga walczyć o świeżość z kim, kto źle pachnie. W każdym razie w piłce poprzeczkę wysoką stawia się jednak obcokrajowcom, no może poza Polską, musza udowodnić, że są lepsi od autochtonów. Ale który z polskich piłkarzy potrafi zakładać, że sobie nie poradzi? Czytam felieton w Rzepie: „Magath miał koncepcję, aby na lewej stronie wystawiać graczy prawonożnych” – mówi Krzyżówek redaktorom Przeglądu. W roku 1983 Hamburger SV mierzył się z Juventusem, Juve miało rozgnieść rywali, Boniek ze swym ciągiem na bramkę, no i Platini jako fałszywy napastnik. Ernst Happel postanowił zaryzykować, na praw skrzydło wstawił lewonożnego zawodnika, a ten strzelił jedyną zwycięską bramkę. Nazywał się Felix Magath. Reiss w przeciwieństwie do Krzyżówka kariery w Bundeslidze nie zrobił, pamiętam zdjęciaz odwiedzin piłkarza przez kibiców Lecha, pamiętam transparent na Bułgarskiej, gdy umieścili go wśród największych gwiazd klubu, pamiętam jak krzyczeli Reiss, Reiss, na stadionie. Patrzę dziś w księgarni (najlepsze na Foksal i uniwersytecka) na zdjęcia okładek książek o polskich klubach, gdyby była książką o Lechu pewnie byłby tam Reiss. Czy taki piłkarz nie wiedział co się działo w klubie i czy to do niego nie szło się w pierwszej kolejności ustawić mecze? Reiss miał tę rzadko spotykaną zaletę, że wiedział, iż piłka jest szybsza od zawodnika, tedy kopał tam gdzie powinien i starał się myśleć, a nie jak habeta biegać po skrzydle, nie sztuka być Jackiem Bednarzem. Swoją gra przypominał mi swojego idola, późnego Begkampa, ale Bergkamp w historii zostanie, a co z Reissem?
Uparty centrolewicowiec, niedogmatyczny liberał i gospodarczy i obyczajowy, skłaniający się raczej ku agnostycyzmowi, fan F.C. Barcelony choć nick upamiętnia Ferenca Puskasa gracza Realu Madryt email:
gamaj@onet.eu
About Ferenc Puskas: I was with (Bobby) Charlton, (Denis) Law and Puskás, we were coaching in a football academy in Australia. The youngsters we were coaching did not respect him including making fun of his weight and age...We decided to let the guys challenge a coach to hit the crossbar 10 times in a row, obviously they picked the old fat one. Law asked the kids how many they thought the old fat coach would get out of ten. Most said less than five. Best said ten. The old fat coach stepped up and hit nine in a row. For the tenth shot he scooped the ball in the air, bounced it off both shoulders and his head, then flicked it over with his heel and cannoned the ball off the crossbar on the volley. They all stood in silence then one kid asked who he was, I replied, "To you, his name is Mr. Puskás". George Best
His chosen comrades thought at school He must grow a famous man; He thought the same and lived by rule, All his twenties crammed with toil; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' Everything he wrote was read, After certain years he won Sufficient money for his need, Friends that have been friends indeed; 'What then?' sang Plato's ghost. 'What then?' All his happier dreams came true - A small old house, wife, daughter, son, Grounds where plum and cabbage grew, poets and Wits about him drew; 'What then.?' sang Plato's ghost. 'What then?' The work is done,' grown old he thought, 'According to my boyish plan; Let the fools rage, I swerved in naught, Something to perfection brought'; But louder sang that ghost, 'What then?' “What then”” William Butler Yeats
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka