Dla mnie Helena jest postacią rangi historycznej, nie można jej porównywać ze współczesnymi postaciami. Ze znanych mi ludzi, którzy w XX wieku żyli w Polsce, mogę ją porównać tylko do Celiny Lubetkin, która była żoną Antka Zukiermana, dowódcy ŻOB. I faktyczną dowódczynią powstania w getcie. Misja Heleny, która jest stuprocentową Żydówką, polegała zawsze na chronieniu polskich Żydów przed jakimkolwiek złym losem. To zadanie wykonała w stu procentach. Była komendantką ŻOB w latach 90. Nie można się dziwić, że ona ze swoim zapleczem kulturowym i genetycznym nie była specjalnie wrażliwa na to, że mordowano księży po 1981, czy że generał Fieldorf był ofiarą mordu sądowego, w którym brała udział sędzia Wolińska. Misją Łuczywo było ratowanie sędzi Wolińskiej i wszystkich, obojętnie jak zapisanych w historii Polaków żydowskiego pochodzenia przed jakimkolwiek nieszczęściem. Także przed naprawdę istniejącym tutaj antysemityzmem.
Tak Michał Cichy opisuje Helenę Łuczywo, komendantkę, rzecz by się chciało, Gazety Wyborczej. Trudno wnikać czy Cichy mówi prawdę czy kłamie czy jest to tylko jego subiektywne wrażenie czy wręcz przeciwnie – świetna obserwacja. Zwolennicy Wyborczej powiedzą, że to „płacz odtrąconego”, wylewanie frustracji na byłego pracodawcę. Czyli to co się teraz mówi o Dornie, Piskorskim, Bugaju czy Januszu Kaczmarku. Przeciwnicy uznają zaś zeznania Cichego za rewelacje płk Światło i będzie to dla nich kolejny dowód potwierdzający własnej oceny. Sęk w tym, że cichy ewidentnie nie odrobił lekcji. W tym samym wywiadzie przeczytać bowiem można:
Uderzenie przez "Gazetę Wyborczą" w powstanie jako pogrom na Żydach było więc reakcją na…
...na Moczara, to ciągle jest walka z Moczarem. AK-owcy, kombatanci ze zgrupowania "Radosław", poszli wówczas za Moczarem. Więc za to dostali. Istnieje prawda faktów i prawda faktów jest taka, że wszyscy Żydzi zastrzeleni przez ludzi z opaskami AK i NSZ, o których pisałem, rzeczywiście zostali zastrzeleni. Jest także prawda duchowa i symboliczna, która jest następująca: nie należało tego tekstu publikować w 1994 roku w "Gazecie Wyborczej". Na 50. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego.
Powtórzmy za Cichym: wszyscy Żydzi zastrzeleni przez ludzi z opaskami AK i NSZ, o których pisałem, rzeczywiście zostali zastrzeleni. Cichy znów więc nie odrobił lekcji, powiedział o słowo za dużo, odwołał niejako swoje wcześniejsze przeprosiny i potwierdził, że pisał wówczas prawdę. W ten sposób sam sobie mimowolnie strzelił w stopę, bo dla krytyków Michnika nie może być w pełni wiarygodny. Gdy ktoś powie: A Cichy to Łuczywo mówił Żydówka, to riposta równie będzie szybka: Cichy mówił też o zabijaniu Żydów przez AK. Rzecz jasna, można stwierdzić, że raz mówi prawdę, a raz kłamie na temat stosunków polsko- żydowskich, ale wówczas cały osąd sprowadza się do wiary akurat w te słowa, które ze względów ideologicznych rozmówcy pasują. Mechanizm utraty wiarygodności w jaki, być może mimowolnie, wpadł Cichy, jest znany, setki razy filmowano to w thrillerach sądowych, nie należało tego tekstu publikować (…) na 50. rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego, nie należało o tym mówić teraz.
Bo kiedy Jarosław Kaczyński stoi przed wąską grupą, doskonale wie, co powiedzieć. Biznesmenom z Wojnicza dał krótki i treściwy wykład na temat sposobów zdobywania unijnych pieniędzy i konieczności rozważenia wydzielenia Warszawy z województwa mazowieckiego - by to ostatnie spadło w rankingu zamożności i dzięki temu było w stanie konkurować o unijne środki. Prezesowi Instytutu Pamięci Narodowej w Bochni, gdzie pojechał po zakończeniu spotkania w Wojniczu, treściwą definicję własnego stosunku do lustracji. Plus napomnienie, by IPN realizował ją “odpowiedzialnie”. ” I tak właśnie pracujemy” - odpowiedział Kurtyka.
To już Michał Karnowski z Dziennika ze słynnym opisem wizyty gospodarczej premiera Kaczyńskiego. Dziennik od paru dobrych tygodni idzie na wojnę z Wyborczą, problem jednak w tym, że za bardzo do tej wojny nie ma żołnierzy, bo umówmy się, ktoś, kto potrafi napisać, i opublikować powyższy tekst, nie nadaje się na żadną wojnę, a jedynie do kabaretu. Z resztą dziennikowego zaciągu też nie jest lepiej: Gursztyn, którego nie rozpoznaje 10 na 10 Polaków, Zaremba, który histerycznie broni Rokity, gdy Rokita akurat jest Dziennika współpracownikiem, czy Krassowski, który powyzywał się z Rzeczpospolitą, przez co Dziennik przestał być wiarygodny już nie tylko dla Michnikowców, ale także Kaczystów. Obecny, mizerny nakład, zdaje się to potwierdzać. Wreszcie jest Cezary Michalski – kieszonkowa wersja Adama Michnika, gość, który chciałby być michnikowym demiurgiem, a z owego demiurga przejął li tylko zaskakujące wolty polityczne. Gość, który ciągle odgrzewa kotlety wojny z pampersami, który, do znudzenia powtarza (wywiad w Krytyce Politycznej), że Michnik nie chce uznać traumy pokolenia stanu wojennego. Problem jednak w tym, że w tym truamatycznym stanie wojennym Michnik siedział w więzieniu. I zdaje się, że to pokolenie Michnika przyjmowało największe razy, a nie „gównażeria z uniwersytetu”, jakby cynicznie to nie zabrzmiało.
To jest więc skład, który chce iść na wojnę, z nadal najpoczytniejsza gazetą, skład, w którym najlepszy publicysta (Pilch) jest akurat za Adamem Michnikiem. I żeby było jasne, Wyborcza też nie ma publicystów, którzy mogliby stawać w publicystyczne szranki, tam nie ma jednego felietonisty z prawdziwego zdarzenia (no, może Aderman). Gazeta , którą ja osobiście czytam tylko dla dodatków (Sport, DF, Praca, TV, Co jest grane). Ale wrzawa przy oświadczeniach lustracyjnych, kaczyzmie, traktacie lizbońskim. pokazuje, że to nadal najpoczytniejsza gazeta wśród polskiej inteligencji, co by nie mówić o jej konformizmie. I gdy zachodzi potrzeba, to na podorędziu znajdzie się masa profesorów, naukowców, artystów, którzy podpiszą jakiś list, machną artykulik, z którym w Dzienniku nie za bardzo będzie miał kto się rozprawić. Bo można, rzecz jasna, przyjmować, że Karnowski to ten sam kaliber co Wajda i Holand, tak jak można przyjmować, że Michalski przeżył tę samą traumę co Barbara Skarga, ale patrząc na czytelników Dziennika, wierzy w to chyba coraz mniej osób.