Tak to jest jak się chamów na salony zaprasza i częstuje wódką. Niejaki Andrzej Lepper - pospolity wieśniak i dureń - obraził wczoraj naszego socjalistycznego premiera nazywając go "zerem".
Nie pierwszy to taki przypadek na polskiej scenie tzw. politycznej - wszyscy chyba pamiętamy jak postkomunista Leszek Miller nie mając poważnych argumentów rzucił tą samą cyferką Zbigniewowi Ziobrze w oczy.
Tyle że polityk Samoobrony popisał się większą fantazją. Oświadczył bowiem, że na Zachodzie ten, kto nie ma żony, ani konta jest zerem. Otóż, Panie Lepper - takie dowcipy może Pan co najwyżej opowiadać prosiakom u siebie w chlewie. Po raz kolejny udowodnił Pan jedynie, że jest Pan nikim więcej niż przeciętnym burakiem bez klasy, który dorwał się do telewizji - i w wyniku zaistnienia w Polsce absurdalnego ustroju przez 5 minut Pana słowa przydają się jednemu z okradających ten piękny kraj układzików.
A na Zachodzie nikt raczej nikomu bez potrzeby do łóżka nie wchodzi. Poza garstką biurokratów nikogo też chyba nie obchodzi czy człowiek posiada konto w banku czy nie. To w końcu prywatna sprawa! Już prędzej mogło chodzić o kochankę, a nie o żonę - ale co Lepper mógłby na ten temat wiedzieć? Z kolei coraz częściej osoba BEZ konta zyskuje w zachodnich oczach jako wyzwolona i niezależna - nic, co by mogło dotyczyć tego polskiego awanturnika bez szkoły.
Ale co się okazuje: mimo że za każdym razem, gdy oglądamy debaty z udziałem polityków III RP słyszymy jedynie gromkie chrum z odrobiną populistycznego bełkotu - wyborcy wydają się być obojętni. A może jest nawet gorzej? Może Lepper po prostu przemówił "głosem narodu"?