Urszula M Radziszewska
Urszula M Radziszewska
Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska
706
BLOG

Zniszczyć rodzinę-Urszula M. Radziszewska

Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska Polityka Obserwuj notkę 15

O niemieckich Jugendamtach znów jest głośno. Tym razem za sprawą bulwersującego przypadku rodziny z Bytomia. O ile państwu … się udało nie stracić dzieci, o tyle inni mają mniej szczęścia. I nie chodzi tylko o Polaków

Państwo Wioletta i Dariusz Grychtołowie  wyjechali kilka lat temu do Niemiec za chlebem. Tam urodziło się dwóch synów - Daniel i Dawid. Początkowo wszystko było w porządku, jednak wkrótce do drzwi państwa Grychtołów zapukali przedstawiciele niemieckiego Urzędu ds. Dzieci i Młodzieży, czyli Jugendamtu. Byli mili, oferowali pomoc, tym bardziej, że państwo Grychtołowie słabo mówili po niemiecku. Później urzędnicy zaczęli wtrącać się do spraw domowych, nawet do tak marginalnych rzeczy, jak... wystrój mieszkania. Wreszcie uznali, że rodzice chłopców nie powinni się nimi zajmować. Sprawa trafiła do niemieckiego sądu rodzinnego, który bez mrugnięcia okiem przychylił się do opinii urzędników.  Małżeństwo straciło prawo do opieki nad synami, a dzieci trafiły do niemieckiego domu dziecka.

 Ścigać za wszelką cenę

Rodzicom Daniela i Dawida pozwolono tylko na krótkie widzenia z chłopcami. Dzieci były przerażone, płakały, nie rozumiały, dlaczego nie mogą zostać z mama i tatą. Pracownicy Jugendamtu byli nieugięci. Widzenia były coraz rzadsze. W końcu zdesperowani rodzice podczas jednego ze spotkań po prostu wsadzili synów do samochodu i uciekli z nimi do rodzinnego Bytomia.

Okazało się, że rodzina i w Polsce nie była bezpieczna. Jugendamt zaczął domagać się... powrotu dzieci do Niemiec. Polski sąd rodzinny tymczasowo umieścił chłopców w zakładzie opiekuńczym. W ubiegłym tygodniu zapadła decyzja – Daniel i Dawid nie wrócą do Niemiec. O prawa rodzicielskie państwo Grychtołowie muszą jeszcze powalczyć w polskim sądzie.

Absurd? Niekoniecznie. Podobnych przypadków są setki, jeśli nie tysiące. Jugendamty ścigają swoje ofiary do upadłego, doprowadzając nie tylko do tragicznego rozłączenia dzieci z rodzicami, ale nawet do samobójstw.

 10 lat samotnej walki

Wojciech Pomorski jest dziś jednym z najsłynniejszych rodziców, któremu Jugendamt odebrał dzieci. Ten zasłużony działacz podziemnej „Solidarności” podobnie jak państwo Grychtołowie wyjechał do Niemiec za chlebem. Poznał piękną Niemkę, zakochał się, ożenił. Urodziły się dwie córki - Justyna i Iwona.  Pewnego dnia jednak żona zniknęła wraz z dziewczynkami i zażądała rozwodu.

Zszokowany pan Wojciech musiał nie tylko zmierzyć się z rozwodem, ale także z sądem rodzinnym. Ten na wniosek Jugendamtu powierzył opiekę nad córkami matce. Ojciec miał prawo wyłącznie do kontrolowanych przez Jugendamt widzeń. Kontrolowanych, czyli odbywających się wyłącznie po niemiecku. Protesty pana Wojciecha były ignorowane. Urzędnicy uzasadniali to tym, że przecież dziewczynki mieszkają w Niemczech, w związku z czym nie powinny mówić w innym języku (!). "Z fachowego punktu widzenia trzeba zaznaczyć, że nie leży w interesie dzieci, aby podczas spotkań nadzorowanych posługiwały się one językiem polskim. Promowanie języka niemieckiego może być dla dzieci jedynie korzystne, ponieważ wzrastają w tym kraju, tu chodzą i tu będą chodzić do szkół” - napisali urzędnicy w piśmie skierowanym do pana Wojciecha. Zdarza się to wielu innym rodzicom, nawet wbrew prośbom samych dzieci. W końcu zabroniono ojcu w ogóle widywania córek. Nie ma z nimi kontaktu od 10 lat.

Doświadczenie pana Wojciech doprowadziło do powstania Polskiego Stowarzyszenia Rodziców Przeciwko Dyskryminacji Dzieci w Niemczech - dla innych rodziców, którzy znaleźli się w takiej sytuacji. A jest ich wielu.

 Pierwszy rodzic

Pani Katarzyna Chmielewska wyjechała z nastoletnimi córkami do Niemiec kilka lat temu. Dziewczyny były w trudnym wieku. Jak dziś mówi starsza z nich – zachłysnęły się wolnością. Rozzłoszczone tym, że matka nie pozwalała im na chodzenie na imprezy, palić papierosów i pić piwa same zgłosiły się do Jugendamtu ze skargą. Myślały, że urzędnicy po prostu przekonają mamę, by dała im więcej swobody. Okazało się, ze Jugendamt ani myśli pomagać rodzinie. Córki zostały siłą umieszczone w domu dziecka.

Starsza Patrycja jest dziś pełnoletnia, wróciła do domu. Z młodszą Weroniką nie ma kontaktu. Pani... niedawno dowiedziała się, ze notorycznie uciekająca z domów dziecka i niemieckich rodzin zastępczych córka zaszła w ciążę i została przewieziona pod nadzorem urzędników do kliniki, w której dokonano aborcji. Bez zawiadomienia rodziny, bez czyjejkolwiek zgody.

Jak to możliwe? W Niemczech Jugendamt ma status tzw. „pierwszego rodzica”, co oznacza, że zdanie urzędników jest dla sądu ważniejsze od znania rodziców biologicznych. To w zasadzie tak, jakby dzieci były rodzicom powierzone przez państwo niemieckie i to państwo decyduje o losach dziecka, a nie rodzice.

 Widmo nazizmu

Jugendamt nie zmienił swojego zasadniczego kształtu od czasów nazistowskich. Urząd powstał w 1938 roku i ściśle współpracował z hitlerowskim reżimem. Pilnował, by młodzież wychowywała się w duchu narodowego socjalizmu, współpracował także z tzw. Lebensbornami, instytucjami, które miały „wyhodować” dzieci „czyste rasowo”. Do tych uznawanych za zbrodnicze placówek porwano tysiące kobiet o „aryjskim” wyglądzie, które zmuszano do rodzenia dzieci spłodzonych przez wyselekcjonowanych SS-manów.

Obecnie ma pomagać dysfunkcyjnym rodzinom. Nadal jednak nie ma nad ich działalnością kontroli. Sądy rodzinne przychylają się do każdej opinii Jugendamtu, nawet w tak kuriozalnych i jednocześnie przerażających przypadkach, jak historia pewnej Polki, której odebrano syna i oddano pod opiekę ojca Niemca, chociaż mężczyzna miał zarzut o rozpowszechnianie pornografii dziecięcej i pedofilię. Rację ma niemal zawsze rodzic niemiecki.

 Opór

Problemy mają nie tylko polscy rodzice. Takie same kłopoty z Jugendamtami mają Francuzi, Amerykanie, Tunezyjczycy, Włosi i sami Niemcy. Odseparowanie dzieci od nieniemieckiego rodzica prowadzi nie tylko do germanizacji dzieci z małżeństw mieszanych, ale także do dramatów. Wojciech Pomorski do dziś cierpi na depresję. Wielu rodziców dostaje od Jugendamtu... rachunki za opiekę nad odebranymi dziećmi, idącymi w tysiące Euro. Jugendamt wspierał także odebranie dzieci rodzinom wyznania baptystycznego, którzy nie zgadzali się na posyłanie pociech na obowiązkowe zajęcia z edukacji seksualnej (o sprawie napiszemy w następnym numerze GO). Pewien ojciec z Suwałk, zdesperowany wobec bezwzględności urzędników, popełnił na oczach pracowników Jugendamtu samobójstwo.

Skargi na Jugendamty trafiły do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Niedawno powstał raport komisji petycji Parlamentu Europejskiego, w którego rekomendacjach znalazły się m.in. zalecenia, by respektować prawo dzieci i rodziców do posługiwania się takim językiem, jakiego sobie życzą i by widzenia odbywały się częściej.

 Urszula M. Radziszewska

Gazeta Obywatelska

Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (15)

Inne tematy w dziale Polityka