Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska
499
BLOG

„Eska Walcząca” we Wrocławiu i w kamyku z Brazylii

Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska Polityka Obserwuj notkę 1

Znak kotwicy „eski” najpierw pojawił się w winiecie pierwszego numeru tygodnika „Solidarność Walcząca” na przełomie maja i czerwca 1982 r. Inspiracją były Kotwica Polski Walczącej, słowo i Związek „Solidarność” oraz prastary symbol nadziei dla żeglarzy i dla pierwszych chrześcijan, którzy rysowali ryby i kotwice właśnie. Organizacja Solidarność Walcząca wzięła „eskę” za swoje godło. Na murach Wrocławia, a potem innych miast Polski zaczęła się ona pojawiać od połowy 1982 roku.                          

  „Eskę” SW na kamieniu na pl. Kościuszki we Wrocławiu namalował Grzegorz Oszast lub Tomasz Osieleniec (do dziś trwają spory, który z nich).

Niewątpliwie byli oni w składzie jednej z Grup Wykonawczych SW, napis zrobił jeden z nich, wracając z akcji, a drugi stał na czatach i było to pod koniec 1987 r.

Chcieliśmy przełamać strach

Członkami Grup Wykonawczych SW byli w większości młodzi ludzie (20-30 lat), przekonani, że z komunizmem można się rozprawić tylko siłą. To przyciągnęło ich do SW, która jako jedyna licząca się organizacja deklarowała gotowość do „czynnych form oporu”, a Kornel Morawiecki był dla nich żyjącą legendą i ikoną.

Chcieli przełamać powszechny strach i marazm, sprawić, by dla odmiany to komuniści się bali. Sądzili, że aktywność w rodzaju akcji ulotkowych czy też nocnego malowania napisów i „ochrony” demonstracji itp. jest wstępem do działań „zbrojnych”, które wkrótce nastąpią.

Czas wykazał, że się mylili, ale w realiach lat 1982-1988 wyglądało to zupełnie inaczej.

 Nie strzelali, bo byli z SW

Wydawało się, że komunizm jest niemal wieczny; karierę robił slogan „emigruj albo strzelaj”. Upadek imperium, jak to w historii bywa, przyszedł nagle i w sumie niespodziewanie.

Paradoksalnie istnienie SW i udział w nim najprawdopodobniej uchroniło wielu z członków grup wykonawczych przed podejmowaniem samodzielnych akcji np. rozbrajania milicjantów (typu akcja z sierż. Karosem) i prawdopodobnych tragicznych konsekwencji. Z tego co sami mówią działając samodzielnie z pewnością podjęliby takie akcje, a w ramach struktur SW czuli, że są w organizacji, która ma odpowiadający im program i podporządkowywali się poleceniom jej władz.

 Grupy wykonawcze zajmowały się m.in.:

a) rozrzucaniem ulotek. Akcje ulotowe były poprzedzone cyklicznymi „badaniami” na których placach miasta bądź węzłach komunikacyjnych i o której godzinie znajduje się najwięcej osób, np. wracających z pracy – była np. istotna różnica, czy na pl. PKWN (obecnie pl. Legionów) rozrzuci się ulotki o godz. 15:20,15:25 czy 15:30. Akcje ulotkowe były prowadzone bardzo sprawnie, z reguły przez kilka grup jednocześnie.

b) organizacją i „ochroną” demonstracji (przygotowywały butelki zapalające, prowadziły w czasie demonstracji nasłuch częstotliwości SB itp.) i szeregiem innych działań, jak np. śledzeniem oficerów SB i ZOMO, działaniami nękającymi funkcjonariuszy i kolaborantów (przebijanie opon, wybijanie szyb) i innymi.

c) malowaniem napisów na murach i rzadziej rozklejaniem plakatów. Zawsze do takich akcji ruszało jednocześnie kilka grup. Najczęściej malowanie i plakatowanie było przeprowadzane w nocy, między godz. 4 a 5 rano, kiedy sukcesywnie w kolejnych częściach miasta następowała zmiana patroli milicyjnych.

Takie akcje były robione średnio raz w tygodniu. Z reguły ten system zdawał egzamin, ale oczywiście nie zawsze. Zdarzało się, że grupa trafiała na patrol lub samochód milicyjny, co kończyło się biegami przełajowymi po mieście, ulicach, podwórkach, klatkach schodowych, dachach itp. Czasami dochodziło do szarpaniny. Najlepszym miejscem do ucieczki były parki. Trudno w to dzisiaj uwierzyć, ale pojedyncze patrole z reguły bały się wchodzić nocą do parków.

 Czasem napis przebijał

Napisy były wcześnie rano (często już przed 8) zamalowywane przez specjalne ekipy na polecenie SB. Przeważnie o godzinie 9 znikały wszystkie. Między innymi dlatego zaczęto stosować system jednoczesnego malowania wielu napisów przez wiele grup w różnych częściach miasta, co uniemożliwiało szybkie ogarnięcie tego przez SB i przynajmniej część napisów przez jakiś czas zostawała.

Zdarzało się też, że farba ze spraya reagowała z podłożem i zamalowywanie napisu nic nie dawało. Po kilku dniach napis przebijał, z czasem coraz mocniej, a farba kryjąca blakła. Tak stało się m.in. z rysunkiem „eski” na kamieniu na pl. Kościuszki.

 Prosił się o „eskę”

Akcja, w czasie której doszło do namalowania widocznej do dziś „eski” była typowa i jedna z wielu. Dlatego trudno dziś odtworzyć dokładna datę. Było to późną jesienią 1987 r. Tej nocy w malowaniu brało udział 5 lub 6 grup. Jak zawsze każda dostała swój rejon (np. jedna plac Grunwaldzki i Politechnikę, druga Rynek i Uniwersytet, trzecia Legnicką i pl. 1 maja, itd.).

Dzień przed akcją Jarek Krotliński, ówczesny szef Grup Wykonawczych  SW we Wrocławiu, spotykał się z szefami poszczególnych grup i przekazywał im sprzęt (spraye), określał czas i rejon malowania oraz treść napisów. Grupa Grzegorza Oszasta otrzymała wówczas zadanie pomalowania placu Grunwaldzkiego. Po akcji Grzegorz wraz z Tomkiem Osiedleńcem wracali ok. 5-5:30 w kierunku ulicy Grabiszyńskiej.

Mieli przy sobie ostatni czeski spray z końcówką lakieru. Było to niezgodne z tzw. zasadami BHP i zaleceniami, które nakazywały pozbyć się wszystkich farb zaraz po akcji, ale spraye były wówczas drogie i trochę szkoda było je wyrzucać nie do końca zużyte. Grzesiek i Tomek wracali i (choć dziś brzmi to zabawnie) bili się z myślami, co zrobić z tą resztką ostatniego spraya: wyrzucić czy nie.

Dylemat niejako sam rozwiązał się na placu Kościuszki: kamień stał na środku i prosił się o „eskę”, a w zasięgu wzroku na całym (dużym w tym miejscu) odsłoniętym terenie nie było żadnego patrolu, samochodu ani w ogóle żywego ducha. Decyzja była błyskawiczna, a „eska” wyszła bardzo ładnie. Jeden z nich obserwował okolicę, drugi malował. Który z nich malował, a który obstawiał malarza? Obaj uważają, że to oni malowali. Kilkanaście minut później spotkali się z Jarkiem Krotlińskim i na bieżąco opowiedzieli mu o przebiegu malowania placu Grunwaldzkiego i o tej „esce”, ale i Jarek nie jest już dzisiaj na 100% pewny, który z nich wtedy to zrobił. Wtedy to nie było ważne.

 Boży kamyk

Jarek wyjechał pod koniec kwietnia br. z żoną Beatą i synami Antkiem (13 l.) i Michasiem (11 l.) do środkowej Brazylii. Wylądowali w Salwadorze, skąd udali się odległy o 450 km na zachód płaskowyż nazywany „Diamentową Wyżyną” (Chapada Diamantina) w brazylijskim stanie Bahia. Tam w pobliżu jaskiń Lapa Doce i Poco Azul młodszy syn – Michał zwrócił uwagę na ładny kamyk, na którym widniała biała „eska walcząca”.

Według geologa z UWr. Antoniego Stryjewskiego ten kamień to agat, półszlachetny minerał, wielobarwna odmiana chalcedonu czyli mikrokrystalicznej krzemionki.

Występuje m.in. w Polsce w KotlinieKłodzkiej, a w Ameryce Południowej głównie w Brazylii i Urugwaju, tam gdzie są skały wulkaniczne.

„Eska walcząca” w kamieniu powstała za sprawą – jedni powiedzą – przypadku, drudzy – Boga. Za czego lub czyją sprawą znalazł ją synek Jarka? Tego, który ten znak dziesiątkami kładł na murach i zlecał robić to innym. Jego koledzy namalowali kotwicę w centrum Wrocławia, która o dziwo przetrwała lata. Gdzie się jej jednak mierzyć ze znakiem w kamyku liczącym miliony lat?

Co mamy czynić my , ludzie, żeby nie zgubić Boskiej wiecznej nadziei – kotwicy nad kotwicami?

red.

 

Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka