Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska
1805
BLOG

Izabela Falzmann - Białoruś– zmyślenia i prawda

Gazeta Obywatelska Gazeta Obywatelska Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 25

Białorusini pobłażliwie mówią:  „Zanim zaczniecie kogoś pouczać, zróbcie porządek we własnym kraju”.

 

Z Białorusią jestem związana rodzinnie. Moja rodzina miała majątek Widybór koło Pińska.

 

 

Same kartofle

Po raz pierwszy odwiedziłam „swój” majątek w 1996 r. Byłam wówczas przerażona stanem państwa, potworną nędzą i ruiną. Pojechałam ze znajomą jej samochodem terenowym muscel, z dwoma obronnymi psami, wprost do Pińska. Nasz zamysł, żeby samochód nie różnił się od spotykanych w terenie, powiódł się w 100%. Na szosach spotykałyśmy oprócz różnych wersji prymitywnych samochodów terenowych jeszcze tylko słynnego ziła 105 (ził sto piać – trochę ciągnąć, trochę pchać).

Odwiedziłyśmy w Pińsku biskupa Świątka, który znał mego dziadka Włodzimierza Bocheńskiego, właściciela majątku Widybór, i zamieszkałyśmy na wskazanej przez niego kwaterze u Polki, córki przedwojennego oficera, której nie udało się uciec z sowieckiego raju.

Niezwykle serdeczna i gościnna osoba nie chciała korzystać z przywiezionych przez nas zapasów. Chciała, żebyśmy przeżyły choćby kilka dni tak, jak żyje ona i żyła wówczas większość ludzi na Białorusi.

Zapamiętałam, że jej emerytura (jeżeli dobrze pamiętam, 240 zajczykow, jak nazywali swoją walutę) wystarczała na cztery kilogramy żółtego sera. Dlatego ser i wędlinę jadła dwa razy w roku – na Boże Narodzenie i na Wielkanoc, i to w śladowych ilościach. Połowę emerytury pochłaniał czynsz, reszta musiała starczyć na utrzymanie. Jadła prawie wyłącznie kartofle.

W domku przy ulicy Szewczenki w Pińsku mieszkał do końca swych dni kardynał Kazimierz Świątek, choć odbudował luksusowe seminarium.

Jak we Francji

Następny raz wybrałam się z córką do Brześcia w poszukiwaniu dokumentów przed samymi wyborami na Białorusi, czyli bodajże trzy lata temu.

Doznałam szoku – szoku pozytywnego. Z poprzedniej podróży zapamiętałam Brześć jako jedną wielką ruinę. Rozpadające się kamienice, nieliczne bloki z wielkiej płyty, puste sklepy i szarzy ludzie patrzący w ziemię i nie odpowiadający na najprostsze pytania.

Znalazłyśmy Brześć przepięknie odnowiony. Z ogromnym pietyzmem odrestaurowano przedwojenne domki i kamieniczki. Gdyby mnie ktoś wypuścił z samochodu na jednym z bulwarów i zapytał, gdzie jestem, odpowiedziałabym, że w południowej Francji.

Życzliwi i swobodni

Sklepy były zaopatrzone lepiej niż w Warszawie, produkty o wiele tańsze (dla nas), ludzie dobrze ubrani, dzieci z kolorowymi plecakami. Rozmawiali swobodnie, podejmowali rozmowę z Polakami (akcent zdradzał nas natychmiast).

Żadnych milicjantów na rogach ulic, którymi nas straszono w Polsce. Przez cały tydzień widziałyśmy tylko jeden radiowóz, i to z daleka. Nikt nas nie legitymował, nikt nie sprawdzał naszych bagaży. W archiwach przyjmowano nas bardzo życzliwie (15 lat temu nikt nie chciał nawet podnieść głowy znad biurka).

Zgadzałam się z Łukaszenką

Wieczorami w hotelu słuchałam przedwyborczych wystąpień Łukaszenki z prawdziwym zainteresowaniem, wręcz z fascynacją. Powiem więcej – całkowicie zgadzałam się z jego diagnozą. Mówił, jak wielkim problemem jest unowocześnienie Białorusi bez pozbycia się (kak w Polsze) własności ziemi, banków i kluczowych przedsiębiorstw. W jaki sposób prowadzić prywatyzację i reprywatyzację, żeby nie oznaczało to zniszczenia do gruntu tego wszystkiego, co z takim trudem zbudowano (kak w Polsze) i wyrzucania ludzi na bruk. Ironicznie podśmiewał się z pomarańczowej rewolucji na Ukrainie, gdzie „rewolucjonistom” dostarczano cateringowe posiłki i pozwalano tańczyć na placach. Przypomniał, że to oni Białorusini wsadzili Rosjan na „czemodany”.

Ludzie się nie boją

Jestem dość podejrzliwa, szczególnie wobec reżimu, który od lat przedstawia się nam jak imperium diabła wcielonego. Wchodziłam na podwórka, żeby sprawdzić, czy czasem Brześć nie jest „patiomkinowską wsią”. Rozmawiałam z ludźmi przy każdej okazji. Wszyscy mówili, żeby nie ulegać stereotypom. Wielu z nich widzi w Łukaszence jedynego obrońcę przed zamachem obcego kapitału na ich narodową własność.

Nie wiem, jak wyglądały wybory w Mińsku, bo Brześć to jednak prowincja, nie wiem, jak liczono głosy i kogo bito. Nie wiem również, kto manifestował na ulicach i za jakie pieniądze organizowano protesty.

Wiem jednak dobrze, jaka była atmosfera w Brześciu w przeddzień samych wyborów. Nikt mi nie wmówi, że ludzie się bali. Ulotki innych kandydatów rozdawano bez przeszkód na ulicach i w kawiarniach, dyskutowano z cudzoziemcami.

Białoruś w budowie

Kolejny raz znalazłam się na Białorusi 28 lipca tego roku. Pojechałam w grupie znajomych związanych rodzinnie z tymi terenami, w dwa samochody. Jeden był to samochód terenowy (zdecydowanie lepszy od muscela), drugi osobowy.

Trudno uwierzyć, jakich bzdur nasłuchaliśmy się przed wyjazdem. Po poprzednich doświadczeniach nie wierzyliśmy w nie ani trochę.

Rzeczywistość przeszła wszelkie nasze oczekiwania. Brześć, Pińsk, Baranowicze, Nowogródek, Grodno to wspaniale rozbudowujące się miasta. Obok z wielkim pietyzmem kontynuowanej konserwacji zabytków setki nowych domów i mieszkań. Mieszkaliśmy w Pińsku, w seminarium duchownym odbudowanym przez kardynała Świątka. Rektor seminarium powiedział, że nie mają najmniejszych problemów ze strony władz, że wręcz przeciwnie, obawiają się jakiejś niefortunnej sukcesji po Łukaszence.

Zabytkowa kamieniczka w Brześciu do sprzedania. Ceny nie znam, bo z pewnością przekracza moje możliwości.

Nie ma bezrobocia

Co wydaje się najważniejsze – na Białorusi nie ma bezdomności, nie ma żebractwa, nie ma bezrobocia. Kraj jest niezwykle czysty. Czyste są miasta, wsie, lasy i pola. W ciągu naszej podróży urządziliśmy nieformalny konkurs na znalezienie choć jednej butelki czy papierka na ulicy czy w lesie. Wreszcie jedna butelka się znalazła. Była to Cisowianka.

Nikt mi nie wmówi, że za każdym obywatelem stoi z pistoletem klon Łukaszenki i pilnuje wyrzucania śmieci. Przez cały nasz pobyt spotkaliśmy tylko jeden milicyjny radiowóz na szosie. Nikt nas nie legitymował, nikt nic nie sprawdzał. Po prostu w przeciwieństwie do naszego kraju problem śmieci jest – jak wiele innych spraw zresztą – świetnie rozwiązany.

Między innymi warunkiem otrzymania zasiłku jest praca przy sprzątaniu. Widzieliśmy takich sprzątających w twierdzy Brześć. Idą sobie powoli, szukając najmniejszego papierka. Nie wydają się śpieszyć ani być upokorzeni.

Doskonałe szosy

Deptak w centrum Brześcia. Nasza ekipa tyłem. Wszędzie eleganckie kawiarnie. Domy odrestaurowane z pietyzmem. Nikt nie burzy zabytków (kak w Polsze).

Pojechaliśmy wykapać się nad Świteź w zupełnie dzikim miejscu, do którego skierował nas zaczepiony w jakimś kołchozie tubylec. Był na tyle miły, że pojechał swoim samochodem pierwszy, wskazując nam drogę. Miejsce idealnie czyste, krystaliczna woda. Wolno biwakować. Żadnych śmieci. Za to ostrzeżenie, żeby pilnować namiotów przed złodziejami. Jak widać są, jak wszędzie na świecie, ale my się z kradzieżą nie spotkaliśmy, a zdarzyło nam się zostawiać otwarty samochód.

Szosy są doskonałe, świetnie oznakowane i jak dla nas dość puste. Kierowcy niezwykle uprzejmi. Wszyscy przepuszczają się w konfliktowych sytuacjach, zjeżdżają z drogi nawet ogromne kombajny.

Nie ma bezdomności

Mieszkania są tanie, jest wiele starych budynków, z których nikt nie wyrzuca lokatorów. Młodzi biorą nisko oprocentowane kredyty i kupują mieszkania w blokach na własność.

Jak nam powiedziały siostry z Nowogródka, w polskiej wsi Piesiewicze, którą odwiedziłyśmy, można kupić dom (typu nadbużańskiej chaty z okolic Rybienka) za równowartość 10 tysięcy złotych (napiszę o tym szerzej, gdy to sprawdzę. Nie chcę nikogo wprowadzić w błąd.)

Mieszkańcy tej wsi (jest ich tylko 20 osób) mają renty równowartości 750 złotych. Mówią po polsku. Do kościoła katolickiego mają przeszło 25 kilometrów, ale w niedziele jest specjalny kurs autobusu dowożącego ich na mszę. Tak są prześladowani katolicy na Białorusi.

Odrestaurowane zabytki

Reżim odbudował pałac Radziwiłłów w Nieświeżu, zamek w Mirze, dworek Mickiewicza w Zaosiu koło Nowogródka. Wyraźnie nastawia się na turystów. Wszędzie bez przeszkód funkcjonują prywatne restauracje, bazary, tatersale z końmi do jazdy. Ruch w interesie wydaje się jednak dość słaby. Być może dlatego, że aby wjechać na Białoruś potrzebne są zaproszenia, albo dlatego, że potencjalni turyści są straszeni przez nałogowych opowiadaczy kłamstw.

Są zadowoleni

Białorusini są zadowoleni ze swojej sytuacji. Rozmawialiśmy z wieloma osobami. Nasi tutejsi w Widyborze też twierdzą, że jest im bardzo dobrze. Kołchoz podjął działalność. Wszyscy mają zatrudnienie albo renty. W ciągu tych 17 lat ziemia odżyła po sowieckich melioracjach. Wyrosły drzewa. Kołchoz nastawiony jest na hodowlę bydła. Krowy są w doskonałej kondycji.

Na Białorusi nie ma nieużytków. Pola są dobrze uprawiane, zboże sprzątnięte.

Nie wiem, jak Łukaszenko ma zamiar poradzić sobie z prywatyzacją i ewentualną reprywatyzacją.

Jedno jest pewne. Trzeba pozbyć się złudzeń na temat naszej misji cywilizacyjnej na tych terenach. Białorusini wybili się na niepodległość. Potrafią bez resentymentów mówić o przeszłości. O moim dziadku powiedzieli uprzejmie, że był to dobry pan (występowali przecież z petycją o jego uwolnienie), ale panowie są im potrzebni tylko w muzeum. Bez minoderii mówili o okrucieństwach wobec polskich posiadaczy ziemskich, dodając natychmiast, że do dawnych stosunków własnościowych nie ma powrotu. Twierdzą, że prywatyzacja następuje ewolucyjnie. Młodzi wyjeżdżają na zachód, albo do Moskwy, dorabiają się, kupują i inwestują. Starsi bezpieczniej czują się w miejscach pracy.

Na koniec ważne dla mnie pytanie, na które nie mam odpowiedzi. Kto i w jakim celu rozpowszechnia w Polsce te wszelkie bzdury na temat Białorusi?

 

 

Dwutygodnik „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” wydaje Solidarność Walcząca. Nasza redakcja mieści się we Wrocławiu, natomiast gazeta dostępna jest na terenie całego kraju. „Prawda jest ciekawa Gazeta Obywatelska” porusza tematykę społeczno-polityczną, kładąc szczególny nacisk na promocje idei solidaryzmu społecznego i uczciwości w przestrzeni publicznej. Zależy nam również na aktywności naszych czytelników, tak aby stać się miejscem działalności obywatelskiej ludzi, którzy nie odnajdują dla siebie przestrzeni w głównym nurcie, zarówno medialnym, jak i politycznym. Jesteśmy dwutygodnikiem, który nie tylko krytykuje i wytyka błędy władzy, instytucjom państwowym i osobom zaangażowanym w życie publiczne w naszym kraju, ale również przedstawia własne propozycje usprawnienia funkcjonowania państwa i obywateli w jego ramach. Nasz adres - gazetaobywatelska.info

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości