Gilsberg Gilsberg
1000
BLOG

Bodnaryzacja i Falandyzacja prawa

Gilsberg Gilsberg Prawo Obserwuj temat Obserwuj notkę 27
Stosowanie prawa tak jak je się rozumie, a nie tak jak ono stanowi skutkuje oceną niedostateczną na egzaminie z teorii prawa czy prawoznawstwa. To egzamin dla studentów I roku prawa (zazwyczaj w pierwszym semestrze).

W systemie prawa kontynentalnego obowiązuje ścisła hierarchia wykładni, czyli interpretacji przepisów prawnych. Bardzo często bowiem prawodawca formułuje je w sposób dwuznaczny albo budzący poważne wątpliwości. Jeśli przepis jest napisany jasno, to obowiązuje wykładnia językowa (semantyczna), czyli zakładamy, że ustawodawca napisał w ustawie dokładnie to co chciał napisać. Wówczas nie ma już pola do żadnej ekwilibrystyki. Jeśli w kodeksie jest napisane, że termin wynosi rok to wynosi rok i nie dywaguje się, czy może chodziło o rok z kalendarza chińskiego, czy kalendarza Majów. Dopiero, jeśli treść przepisu jest niejednoznaczna, można stosować jego wykładnię - w uproszczeniu - celowościową i systemową. Jest to abecadło teorii prawa, której uczą się studenci na pierwszym roku studiów. Inne podejście polegające na karkołomnych interpretacjach jasno sformułowanych unormowań zawsze skończy się rozchwianiem państwa prawa, bo przecież gdzie dwóch prawników, tam trzy opinie.

W kwietniu 1993 r. profesor Lech Falandysz z kancelarii prezydenta Lecha Wałęsy zaczął dokonywać właśnie takich nieuprawnionych interpretacji obowiązujących przepisów. Co ciekawe, rzecz kręciła się wówczas również wokół mediów. Cel uświęcał środki w przypadku obsady personalnej Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji czy koncesji na nadawanie sygnału telewizyjnego (Polsat i Polonia 1). Komicznym już wręcz przypadkiem była sprawa syna Lecha Wałęsy, który spowodował wypadek pod wpływem alkoholu, a jego obrońca wskazywał, że nie był to alkohol tylko pomroczność jasna. Ponoć autorem tej strategii był również profesor Falandysz, czego jednak na pewno nie wiadomo. Sąd nie kupił tej wersji zdarzenia i skazał sprawcę. W środowisku prawniczym ukuto wtedy określenie falandyzacji prawa, czyli stosowania jego przepisów, tak jak było wygodnie. W tym przypadku - wygodnie - Lechowi Wałęsie. Kto pamięta te czasy; co najmniej uśmiecha się pod nosem, widząc byłego prezydenta w koszulce z napisem ,,Konstytucja'' i stawiającego się w roli legalisty i obrońcy praworządności.

W latach 90 i na początku l. 2000 środowiska prawnicze były zbulwersowane takim przedmiotowym i nieuprawnionym traktowaniem przepisów. Powszechnie potępiano to zjawisko, tłumacząc z perspektywy czasu, że wówczas nie było jeszcze Konstytucji (aktualnej), a państwo prawa było dopiero w budowie. W gronie tym byli niemal wszyscy juryści. Nie wyłączając profesora Zolla czy profesor Łętowskiej. Dzisiaj, te same autorytety, tylko bogatsze o dalsze 30 lat doświadczeń, nie widzą problemu lub skwapliwie milczą. A problem jest i co raz bardziej nabrzmiewa.

Większość dzisiejszych prawników ma liberalne poglądy co jest - według mnie - związane z takimi poglądami kadry wydziałów prawa i polskich uniwersytetów w ogóle, a także pochodzeniem z prawniczych czy dobrze wykształconych rodzin. Większość dzisiejszych prawników popierała również obecną koalicję rządzącą, a przyznanie się w środowisku do głosowania na PiS, mogło skutkować - może nie infamią - ale na pewno szyderczymi żartami. Ci sami prawnicy, w prywatnych rozmowach, przyznają, że są: ,,zdziwieni'', ,,przerażeni'', ,,zdegustowani'' sposobem działania rządu i nieudolnym doborem środków przez ministrów Bodnara i Sienkiewicza. Choćby dlatego, że nie było takiej potrzeby. Nic by się nie stało, gdyby TVP zwana szczujnią nadawała 3-4 miesiące dłużej, tak jak do zmiany albo uchylenia ustawy medialnej. Mało tego, byłoby jeszcze lepiej, bo elektorat byłby notorycznie wkurzany słynnymi czerwonymi paskami, a zatem utrzymany w gotowości tłumnego pójścia do urn wyborczych, w nadchodzących wyborach samorządowych.

Dużo istotniejszym jednak problemem niż nieudolne przejmowanie mediów publicznych są działania ministra dr hab. Adama Bodnara, ponieważ dotyczą wymiaru sprawiedliwości. Ci sami zaprzyjaźnieni prawnicy (adwokaci) mówią, że będą korzystać z chaosu w prokuraturze, ażeby uchylić postępowania toczące się wobec ich klientów - oskarżonych, skazanych - doprowadzając do ich zwolnienia z aresztu czy więzienia. Nie chciałbym być teraz sędzią rozpatrującym takie wnioski. Trafią one także na stoły sędziów Iustitii. Ci zaś być może je uwzględnią, inni sędziowie nie. Spośród skazanych za identyczne przestępstwo, (np. dwóch - działających wspólnie - oszustów) jeden wyjdzie na wolność, a drugi nie. Równość prawa przestanie istnieć.

Bodnaryzacja prawa jest twórczym rozwinięciem jego falandyzacji. Rozwinięciem jednak bardzo niebezpiecznym. Prawnicy pogubili się już w tym wszystkim, tym bardziej pozostali obywatele w ogóle nic nie rozumieją. Widzą natomiast, że każdy - nawet ustrojowy - przepis jest interpretowany dowolnie - wedle uznania i potrzeby. I mam tu na myśli nie tylko profesorów prawa ale także Marszałka Sejmu, Prezydenta, Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny, Prokuratora Generalnego, Prokuratora Krajowego, Ministra Sprawiedliwości. Trybunał Konstytucyjny powinien być tu ostatecznym rozstrzygającym, ale jest przecież w ogóle podważany jako trybunał.

Szczytem bezczelności było złożenie przez Marszałka Sejmu wniosku dotyczącego dwóch skazanych / ułaskawionych (?) posłów do wybranego sędziego, a nie na biuro podawcze. Obywatel (tzw. nieładnie przeciętny) nie ma już żadnego zaufania do prawa i organów je stosujących. To można wybrać sobie sędziego, który rozstrzygnie moją sprawę o rozwód? A jeśli moim znajomym jest sędzia sądu pracy, to mogę do niego wnieść pozew przeciwko pracodawcy? - pyta Kowalski. Oczywiście nie, lecz prawo przestaje być w rozumieniu ludzi, jakąś kotwicą stabilizacji albo gwarancją bezpieczeństwa.

Ubocznym skutkiem tego wszystkiego jest upadek autorytetów prawniczych jako niewiarygodnych (,,każdy mówi co innego'') i upadek resztek prestiżu zawodów prawniczych. Ktoś mi powiedział, że prawnik przypomina mu takiego cwaniaka zapraszającego do gry w pokrywki.Czy więc przy okazji prawnicy po obu stronach barykady sami nie strzelają sobie w stopę?

Za daleko to poszło i należy się mocno cofnąć, bo chaos prawny to anarchia państwa. Tak jak pod koniec XVIII wieku, na anarchii państwa na pewno nie skorzystają jego obywatele. Za to z pewnością obecna sytuacja jest z uwagą śledzona w stolicach na wschodzie i zachodzie Polski.


Gilsberg
O mnie Gilsberg

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka