"Niech żyje Polska" - napisał francuski bloger pod newsem zatytułowanym "La Pologne, trublion du sommet européen" (eng. Poland, troublemaker of the European summit) co po naszemu chyba najwłaściwiej będzie przetłumaczyć: Polska w roli zadymiarza na szczycie europejskim. Pozostali również nie szczędzą braw, a wszytko z powodu sprzeciwu wobec traktatu fiskalnego jaki zapowiedział premier Donald Tusk. Blogerzy w lot zrozumieli, że Polska nie zgadza się, aby ważne dla całej UE decyzje były podejmowane wyłącznie w gronie państw strefy euro, czyli de facto przez Niemcy i Francję. Podobną opinię mają podobno mieć również pozostałe kraje wspólnoty spoza strefy euro.
Zresztą sam traktat/pakt fiskalny również budzi wątpliwości, tym bardziej, że pierwotny wyśrubowany i rygorystyczny projekt został już poważnie złagodzony. Odpadł wymóg wpisanie "złotej reguły" do konstytucji, zrezygnowano z automatycznego nakładania kar, a ostatnio stracił na znaczeniu deficyt budżetowy i pod uwagę ma być brane jedynie zadłużenie kraju w stosunku do PKB. Jak się wydaje już bardziej rygorystyczne są zapisy traktatu Maastricht z 1991 roku , czy Pakt Stabilności i Wzrostu z 1997, których jak się okazało nikt nie przestrzegał, nawet Niemcy. Całe to zamieszanie wokół paktu fiskalnego nie byłoby warte uwagi, gdyby nie fakt, że przy tej okazji nie próbowano przyjąć pewnych istotnych ustaleń, które właśnie dotyczą wszystkich państw zrzeszonych w Unii.
Zaiste za ironię losu można uznać fakt, że to nie kto inny a Donald Tusk zgłasza sprzeciw, jeśli tylko pamiętamy i chcemy pamiętać jego ataki na Kaczorów, którzy czasami śmieli nieśmiało zgłaszać pewne zastrzeżenia w stosunku do proponowanych przez Brukselę rozwiązań. W dzisiejszym "Uważam Rze" Marek Magierowski rysuje sinusoidę europejskich humorów Donalda Tuska, poczynając od racjonalnego eurosceptycyzmu, który w czasie krótkiej kadencji rządu Jarosława Kaczyńskiego, zamienił się w euroentuzjazm służący jako dodatkowe oręże do walki z PiSem i prezydentem Lechem Kaczyńskim, a swój szczyt osiągnął w stymulowanym przez premiera wystąpieniu Sikorskiego w Berlinie, nie licząc już serii groteskowych wręcz ukłonów samego Donalda w stronę Angeli Merkel.
I nagle Donald nam zmężniał! Niespodziewanie poparł premiera Węgier, co w sumie mogło wynikać z jakichś tam kalkulacji, ale kolejne kroki premiera każą przypuszczać, że albo dostał po nosie i zrozumiał na czym ten cały pic z Unią polega, albo starzy kumple mu to wytłumaczyli po noworocznym meczu towarzyskim w Gdańsku. Optymistycznie obstawiam tę drugą supozycję ;-)
oto linki, jakby kto nie wierzył:
La Pologne, trublion du sommet européen
Euro summit tension over debt crisis plan
Inne tematy w dziale Gospodarka