"Charlie Hebdo" c'est d'la merde

Już napisałem w jednym z komentarzy, ale powtórzę - tygodnik Charlie Hebdo to jest gówno z gówna klejone, czas najwyższy nazwać rzeczy po imieniu. Teraz z powodu śmieci tych beztroskich debili zamordowanych przez debilnych integrystów zapanował totalny kociokwik, zwłaszcza we w Francji, ale jak czytam nie tylko tam. Tymczasem tego tragicznego wydarzenia nie sposób rozpatrywać w kategoriach kto miał rację, a wyłącznie jako zjawisko przyczynowo-skutkowe, które można doskonale zilustrować okładką tygodnika Charlie Hebdo z 2012 roku - "Koran to jest gówno, bo nawet nie zatrzymuje kul"

jak tę okładkę zrozumie Arab? - że już o innych rysunkach nie wspomnę, tych co oburzały jedynie muzułmanów, bo chrześcijanie w związku z publikacją wulgarnych antyreligijnych tekstów i rysunków nie protestują, zwłaszcza we Francji, wrócili do katakumb? Nie wszyscy jednak doszczętnie ocipieli. Rysunek za rysunek, owoc przemyśleń jakiegoś racjonalnie myślącego Francuza - "Charlie Hebdo to jest gówno, bo nawet nie zatrzymuje kul".

"Charlie Hebdo" c'est d'la merde We Francji i nie tylko, panuje totalny kociokwik. Wszyscy mają pełne usta i w kółko powtarzają - "wolność słowa", "wolność wypowiedzi", ale tak się dziwnie składa, że ci wszyscy walczący za tę "słuszną sprawę", nie wiedzieć czemu są jednocześnie przeciwni obecności krzyży w miejscach publicznych, czy ostatnio jak to miało miejsce w grudniu we Francji, żłobków i szopek instalowanych przed świętami Bożego Narodzenia, co zaowocowało kilkoma pozwami sądowymi stowarzyszeń "wolnomyślicieli" itd. Więc jak to jest z tą wolnością wypowiedzi - liberté d'expression, pytam, chociaż żadnej sensownej odpowiedzi na przykład od towarzystwa spod znaku Liberté nie oczekuję ;-)