Gdyby dyskusję o religii i polityce porównać do partii szachów okazuje się, że reguły obu rozgrywek są stosunkowo proste i opierają się na jednej fundamentalnej zasadzie - pionki obu stron są równe. Wyobraźmy sobie w takim razie grę w szachy, w których nie wolno zbijać czarnej królowej, czarny laufer nie może być zbity przez białą wieżę, a czarny rycerz ma dwa ruchy na turę etc. Wszystko dlatego, że pionki czarne są ofiarami.
Podobną sytuację można zaobserwować w polskim życiu publicznym, które bez zagadnienia żydostwa właściwie nie istnieje. Odnoszę wrażenie, iż zatarła się granica między Żydem i żydem, kwestie polityki i religii zlały się w jedną armię figur szachowych vide argumentów. Uproszczenia i generalizacje, bez których ludzkość nie mogłaby funkcjonować, skutecznie zagłuszają racjonalne argumenty obu stron, zwłaszcza odbierając możliwość postawienia faktycznych zarzutów. Co dziwne, ma to miejsce w Rzeczpospolitej, która starszych braci w wierze przyjmowała zawsze życzliwie, w odróżnieniu od ogarniętych pogromami krajów Europy Zachodniej i Wschodniej.
Z jednej strony szachownicy (nazwijmy ją czarną) da się zaobserwować wręcz mistyczną potęgę pionka-klątwy, co imię nosi: "antysemityzm". Na całym świecie słowo to nierzadko przylega na stałe do człowieka i skreśla go z listy ludzi, z którymi można dyskutować. Lepiej już być mordercą (zdarza się przecież zabić) niż antysemitą.
Ciekawe, że kiedy przyglądniemy się większości takich "wyklętych antysemitów", to w czym ich nienawiść do narodu semickiego się przejawia? W niezgodzie na izraelskie czołgi w Strefie Gazy? W niezgodzie na nazywanie niemieckich obozów koncentracyjnych polskimi? W wątpliwościach co do rzetelności Grossa i Całej?
Spoliczkowanie kogoś antysemityzmem jest najskuteczniejszą bronią scen życia politycznego i kulturalnego, a uczynek Żyda (żyda?) często jest rozpatrywany w kategoriach zbiorowej krzywdy. Wypominając jakąś wadę konkretnej osobie żydowskiego pochodzenia nazwany zostaniesz zbyt często antysemitą. Żaden inny naród (wyznanie) nie posiada tak potężnej siły, by na zbiorowej tragedii milionów budować swoje specyficzne zasady gry w polityczne i społeczne szachy.
Przykładowo jeśli niejaki Eli Barbur czytając ten tekst dowie się, że odbieram go jako osobę groteskową, to niechybnie nazwany zostanę antysemitą. Nieważne, że nie plułem na ulicach Lower East Side, nie wzywałem do nienawiści do jego rodaków, nie opowiadałem żenujących żartów "obozowych", nie wyśmiewałem Chasydów, nie paliłem książek Isaaka Singera. Moja rzekoma niechęć dyktowana będzie jakimś urazem do Żydostwa, bo jeden konkretny Żyd budzi we mnie ambiwalentne uczucia. Nie przemówi na mą korzyść fakt, że kupowałem od ortodoksyjnych Żydów, lubię muzykę klezmerską, żartami wspomnianymi się brzydzę, Singera czytuję - wszystko to da tylko świadectwo mojej korzennej, bo polskiej, niechęci do Żydów, mojej pogardy i urojonej supremacji. Nie mówcie mu proszę, że nie płynie we mnie ani kropla żydowskiej krwi, bo wkrótce obudzę się z wytatuowaną swastyką na czole.
Ad meritum: Gardzono w mojej obecności Polakami, Rosjanami, Ukraincami i Białorusinami. Musiałem słuchać niewybrednych żartów o Meksykanach i Afroamerykanach. Ot, takie międzyludzkie animozje - były, są i będą. Lecz nikt publicznie nie szydził z Żydów, bo w dzisiejszym świecie równa się to klątwie społecznej, a wolność słowa jakoś dziwnie kuleje na widok chmur nad Wall Street.
Obozy koncentracyjne w Czeczenii, rzezie Kurdów, chińskie wydanie czerwonego terroru - wszystko to jest tragedią zdolną na dłużej lub krócej przykuć uwagę opinii społecznej lecz rozdmuchany do niewyobrażalnych i nierzeczywistych rozmiarów problem rzekomo odwiecznego antysemityzmu jest niemniej groteskowy niż wyśmiewający zastrzeżenia do sposobu walki wojsk izraelskich Pan Barbur.
Szoah było tragedią nie do opisania i powodem hańby wielu ludzi, lecz co sprytniejsi manipulatorzy potrafią wybielić całe narody jak Niemcy i Japonię, a sprawę Jedwabnego nagłośnić na skalę światową. Swastyka nieudolnie naniesiona na ścianę bloku będzie dla pewnej gazety dowodem na parszywy i wciąż żywy antysemityzm Polaków.
Taka już sprawiedliwość rodem ze Średniowiecza - jedni muszą się latami spowiadać, inni potrafią kupić sobie odpust. I o ile pamięć o tej hańbie musi być kultywowana i ofiary uszanowane, o tyle stosowanie ich jako argumentów, wciąż i bez końca w najniewinniejszej nawet dyskusji, budzić powinno wstręt. Gdybym był żydem nie chciałbym być przedstawicielem narodu specjalnej troski - otoczonego nieustannym współczuciem i nadopiekuńczością. Nie chciałbym, aby wycierano sobie przysłowiową gębę moją religią gdy ktoś zechce rozegrać jakąś gierkę polityczną. Z drugiej strony, kiedy ofiary w czołgach amerykańskiej produkcji przemierzają ulice islamskiego getta narażone są na zacięty ostrzał kamieniami wyrzucanymi z dziecięcych dłoni - to też nie jest powód do zbytniej dumy. W każdym razie nie jest łatwo być żydem.
Nie łudzę się, że w najbliższym czasie zacznie się grać w tradycyjną odmianę szachów, gdyż roztoczona troska raczej pomaga niż szkodzi i trudno z niej zrezygnować. Tak więc problem antysemityzmu istnieje, ale czy zawsze myślimy o tym samym?
Płonie czerwienią Piter, dusi się w krasnej gorączce Trzeci Rzym a Ochotnicza Armia Zbrojnych Sił Południa maszeruje pod starymi, postrzępionymi przez kule sztandarami. Walka trwa! Możesz się przyłączyć, lecz pod swoje chorągwie nas nie wołaj, przebierać się nie nakazuj. Dziurawe mundury przylegają za mocno do sumienia.
=•=
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka