Zapowiadana przez Donalda Tuska duża rekonstrukcja rządu stoi pod znakiem zapytania. Odchudzanie ministerstw może zakończyć się klapą. Koalicjanci przyspawali się do stołków i nie zamierzają ich oddać. Jest też resort, którego nikt nie chce. O koalicyjnych przepychankach, nazwiskach i wariantach rządowej rekonstrukcji pisze Mariusz Kowalewski.
Co dalej z rekonstrukcją rządu Donalda Tuska po wyborach prezydenckich?
Po przegranych wyborach prezydenckich Koalicja 15 Października zapowiedziała nowe otwarcie. Składało się ono z dwóch elementów. Pierwszym było wotum zaufania dla rządu Donalda Tuska – procedura przebiegła szybko i bez komplikacji. Nikt z koalicjantów nie zamierza ryzykować przedterminowych wyborów ani tworzenia rządu technicznego. – Poczekajmy do 6 sierpnia, kiedy do Pałacu Prezydenckiego wprowadzi się Karol Nawrocki. On będzie bujał rządową łajbą. Jesienią każdy scenariusz będzie znowu w grze – mówi nasz rozmówca z koalicji.
Jak Tusk chce przebudować rząd? Plan zmian strukturalnych i personalnych
Drugi element nowego otwarcia to przebudowa gabinetu. Jeszcze przed 1 czerwca premier i jego otoczenie byli przekonani, że uda się wdrożyć plan reorganizacji. Zakładał on m.in. likwidację wielu stanowisk wiceministrów. W grudniu 2023 roku, przy tworzeniu rządu KO–Trzecia Droga–Lewica, przyjęto koncepcję gwarantującą każdemu koalicjantowi udział w każdym resorcie. Przykładowo, jeśli minister był z KO, to jego zastępcami musieli być przedstawiciele PSL, Polski 2050 lub Lewicy. To doprowadziło do rozrostu administracji, często obsadzanej osobami bez odpowiednich kompetencji. Aby zapewnić sprawność działania, zatrudniano dodatkowo ekspertów. W efekcie obecny gabinet liczy 117 osób – o pięć więcej niż rząd Mateusza Morawieckiego.
Redukcja ministerstw i wiceministrów – które resorty znikną?
W lutym Donald Tusk zapowiedział, że po wyborach prezydenckich zaproponuje redukcję liczby resortów. Podczas exposé mówił: – Nie mówię tutaj o zmianie nazwisk, ale przede wszystkim o zmianie struktury rządu. W grudniu 2023 roku, kiedy otrzymaliśmy możliwość organizacji państwa, nie chciałem zmarnować ani dnia. Ludzie, którzy podjęli się odpowiedzialności, pracowali w niefunkcjonalnych strukturach odziedziczonych po PiS-ie.
Szczegóły zmian nie są jeszcze znane, ale w Kancelarii Premiera trwają prace nad dwoma wariantami. Jeden zakłada likwidację ośmiu ministerstw, drugi – pięciu.
Koniec układu partyjnego? Tusk testuje lojalność koalicjantów
Największe zmiany mają dotyczyć wiceministrów. Tusk chce znieść zasadę „jeden koalicjant – jeden urząd” i wprowadzić odpowiedzialność partyjną za całe resorty. To mogłoby oznaczać redukcję nawet 60 stanowisk. PSL popiera taki kierunek. Ludowcy argumentują, że obecna struktura generuje konflikty – jak w Ministerstwie Rolnictwa, gdzie minister Siekierski (PSL) musi współpracować z Michałem Kołodziejczakiem (KO).
Podobne napięcia są w Ministerstwie Funduszy, gdzie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz z Polski 2050 dzieli wpływy z Jackiem Karnowskim i Moniką Sikorą z PO. Wcześniej był tam również Jacek Protas, który ostatecznie dostał zakres obowiązków związanych ze służbą zdrowia, mimo braku doświadczenia w tym obszarze.
Rozliczenia po kampanii Trzaskowskiego. Kto straci stanowisko?
Najbardziej zagrożone stanowiska mają politycy zaangażowani w kampanię Rafała Trzaskowskiego: Sławomir Nitras (sport), Barbara Nowacka (edukacja) i Cezary Tomczyk (obrona). Cała trójka tworzyła sztab wyborczy z polecenia prezydenta Warszawy. Dziś są wskazywani jako odpowiedzialni za wyborczą porażkę. Niemal pewne jest odejście Nitrasa i Tomczyka. Przyszłość Nowackiej stoi pod znakiem zapytania. – Pewnie chciałby jej zabrać resort, ale trzy razy się zastanowi, nim to zrobi. Musi mieć coś dla lewego skrzydła – mówi były polityk PO. Inny rozmówca dodaje: – A może nie będzie potrzeby niczego zabierać. Resort edukacji może zostać połączony z resortem nauki i w ten sposób zniknie.
Możliwe jest też rozbicie resortu sportu – turystyka miałaby trafić do resortu gospodarki, a sport – do nauki.
Pełczyńska-Nałęcz i Nowacka na celowniku. Zmiany w kluczowych resortach?
Pod lupą jest też Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz. W KO są głosy krytyczne wobec jej działań w kampanii. Szczególnie negatywnie oceniany był film, w którym uzależniała poparcie dla Trzaskowskiego od poparcia programu Polski 2050. Choć minister zapowiedziała, że zostaje na stanowisku, w otoczeniu Tuska słychać, że to wcale nie jest przesądzone. Jeden z pomysłów zakłada stworzenie superresortu gospodarki przez połączenie ministerstw funduszy, gospodarki i rozwoju regionalnego. Likwidacja katowickiego resortu, którym kieruje Marzena Czarnecka, wydaje się przesądzona. Problemem może być jednak Ministerstwo Rozwoju – kierowane przez Krzysztofa Paszyka, nadzorujące m.in. specjalne strefy ekonomiczne, kluczowe dla PSL.
Które resorty są do likwidacji? Problemy z klimatem i zdrowiem
Koalicja krytycznie ocenia także działanie Ministerstw Klimatu i Zdrowia. Na ich czele stoją Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050) i Izabela Leszczyna (KO). Obie objęły resorty bez wyraźnego przygotowania. Hennig-Kloska, mimo że partia stawiała w kampanii na zieloną transformację, nie poradziła sobie z zarządzaniem kwestiami energetycznymi. Leszczyna, wcześniej związana z tematami finansów, nie sprostała wyzwaniom w ochronie zdrowia – nie przeforsowała ustawy o jednorazówkach, a także nie wsparła przedsiębiorców w sprawie składki zdrowotnej. – I za karę zostanie w tym resorcie. Nikt się tam nie pcha – mówi polityk koalicji.
Mariusz Kowalewski
Fot: Donald Tusk wita się z Izabelą Leszczyną i innymi ministrami na posiedzeniu rządu, PAP/Piotr Nowak
Inne tematy w dziale Polityka