Nie mogę pojąć motywu działania pułkownika Kownackiego. Stanął on przed bramami swojego sztabu i krzyknął, że w środku oficerstwo sobie nie radzi a o strategii na naradach nie ma mowy... Że generał armii to rozdygotana poczciwina działająca na krótką metę. Zaraz, zaraz: no a kto jest dowódcą sztabu? Nie kto inny, lecz właśnie szczery i zatroskany pułkownik Kownacki.
Kiedy niejaki Anton Iwanowicz Denikin prowadził swoją armię, to ropiejąca od dołu Rosja nie była w stanie ich zatrzymać. Żołnierze-ochotnicy byli w większości nieumundurowani, "pstrokaci" w swojej idei dobrowolnego zaciągu, fatalnie uzbrojeni, nieprzygotowani na marsz w zabójczym tempie przez azjatyckie śniegi. Ale czy ktokolwiek ogłaszał przeciwnikowi, że generał chodzi w dziurawej czerkiesce, bo stracił mundur przedzierając się przez szeroko zakrojoną obławę? Czy gdyby nawet hipotetycznie jednej walki nie byli w stanie wygrać to jakiś pułkownik lub inny oficer ogłaszałby wszem i wobec, że (no nie wiem) w sztabie panuje bałagan, tak naprawdę nie ma planu wybawienia Rosji a Denikin jest chaotycznie działającym ignorantem? Nie. I dlatego zaprawione w bojach Pierwszej Wojny Światowej i Wojny Rosyjsko-Japońskiej oficerstwo było w stanie kierować ludźmi zdecydowanymi na wszystko tak sprawnie, iż partyzantki bolszewicko-chłopskie były rozbijane w drobny mak. Dlatego zjednali oni sobie wolne kozactwo dońskie, wolące przeciwdziałać chaosowi podpalającemu ich stanice, ludzi spragnionych spokoju. Dlatego byli w stanie działać, będąc odpornymi na jałowe dyskusje.
Czasem było lepiej, czasem gorzej, ale we wspólnej wizji ta zbieranina różnych idei była w stanie nie tylko bronić się, ale też wyprowadzać skuteczne ciosy. W dyplomatycznych zmaganiach jest tak samo - trzeba jedynie mieć wierny obranemu kierunkowi sztab. I działać. Do niedawna odbierałem Kownackiego jako zaufanego człowieka Prezydenta, czasem bardziej, czasem mniej skutecznie odpierającego ataki przeciwników głowy państwa. Może nie białogwardzista, ale sprawny zarządca/dowódca kancelarii, na którego Lech Kaczyński zawsze mógł liczyć. Aż tu nagle pułkownik wypada i krzyczy: "Istny burdel u nas, a dowódca jest słaby". Chyba nie spodziewał się współczucia i bombonierek? Wojna o głosy wyborców to nie Rozmowy w Toku, czy inna narzekalnia. Będą spadały szrapnele ironii, uszczypliwości, sarkazmu... Uznane za niewiele warte i skłócone wewnętrznie środowisko kancelarii nie będzie w stanie zrobić właściwie nic... Wiwat wojna po-pisowa. Ku szkodzie państwa jak zwykle... Co z tego, że wojenka ta już dawno przestała intrygować, następnie przestała śmieszyć by w końcu zniesmaczyć...
Kolejna sprawa: Swoim sabotażem Kownacki dał do myślenia przede wszystkim potencjalnym nowym zwolennikom prawicy, w szczególności PiSu, bo przecież twardy elektorat antypisowski "swoje wie od dawna". Pojechał na urlop, bo ma za słaby łeb do picia, hihihi...
Za sprytny z niego lis, żeby strzelić sobie w stopę (a właściwie było to tak niepoważne z punktu widzenia logiki i polityki zagranie, że przypomina raczej samobójstwo z łuku). Dlaczego więc? Zmiana obozu? Przecież nikt go tam nie będzie chciał. Pieniądze? Ma ich pod dostatkiem. Jakiś fortel przed prawdopodobnym zatonięciem okrętu prezydenckiego mający na celu zaklepanie wygodnego stołka? To już się robi bardziej prawdopodobne. Ale tak naprawdę okręt nie tonie i to właśnie omawiany sabotaż może słowa opozycji przemienić w fakt... Kto jak kto, ale minister kancelarii zna swoje podwórko. Z niecierpliwością czekam więc na wyjaśnienie zagadki: W zamian za co pułkownik Kownacki wrzucił granat do swojego sztabu?
Ach, gdzież są niegdysiejsze idee...
Płonie czerwienią Piter, dusi się w krasnej gorączce Trzeci Rzym a Ochotnicza Armia Zbrojnych Sił Południa maszeruje pod starymi, postrzępionymi przez kule sztandarami. Walka trwa! Możesz się przyłączyć, lecz pod swoje chorągwie nas nie wołaj, przebierać się nie nakazuj. Dziurawe mundury przylegają za mocno do sumienia.
=•=
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka