Grudeq Grudeq
106
BLOG

Czipowanie psów i rozmyślania o budżecie zadaniowym

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 1

Po Poznaniu jeździ samochód. Co weekend zatrzymuje się na jednym z poznańskich osiedli. Można wtedy do takiego pojazdu podejść i jeśli się jest mieszkańcem miasta Poznania swojego psa zaczipować. Cała operacja odbywa się za darmo. To znaczy za nasze pieniądze, chociaż darczyńcą jest w tym momencie miasto Poznań. Zaczipowanie psa w dzisiejszych niepewnych czasach kryzysu finansowego jest tym, czego mieszkańcom Poznania trzeba najbardziej. Coraz więcej ludzi nie pracuje i ma więcej czasu dla swoich czworonogów. Zwalniani z upadłych stoczni pracownicy są przekwalifikowani na psich fryzjerów. Stąd też decyzja o czipowaniu jest ze wszechmiar słuszna. Pies się gdzieś zagubi, jak to bywa ze zwierzakami. A tu teraz wystarczy czytnik, czip w psie i już wiemy komu tego psa oddać. Przy okazji akcji, odpowiednio rozplakatowanej w mieście, można się dowiedzieć jak gwarowo poznańczycy nazywają psa – kejter.

 
I właściwie tylko to bym uznał za pozytyw akcji. Reszta dla mnie jest jak najbardziej marnowaniem pieniędzy. Ponieważ jednak jest nowe szefostwo wydziału promocji w Urzędzie Miasta. A promocja, zwana też pjarem a dawniej propagandą, pełni w Polsce pod rządami Platformy z nazwy tylko Obywatelskiej ważną rolę. Tak, więc Poznań jest jednym z nielicznych chyba miast które w tym roku przeznaczyły więcej pieniędzy na kampanie reklamowe. Efekt to hasło Poznań – Miasto know – how, o czym już pisałem http://grudqowy.salon24.pl/68920,poznan-miasto-know-how-ale-o-co-tutaj-chodzi Potem była akcja Stop żebractwu w Poznaniu, polegająca na rozlepieniu plakatów aby żebrakom nic nie dawać. No i teraz mamy czipowanie psów. Czyż nie zrobiło nam się Europejsko?
 
Przez moment sobie pomyślałem nad tym czipowaniem. Oto znalazł się w Radzie Miasta radny, który stwierdził, że faktycznie jest kryzys i takie czipowanie jest bezsensu. Trzeba oszczędzać pieniądze. Przekonał do tej koncepcji większość w Radzie. I ta uchwaliła wstrzymanie akcji. Radny może być dumny. Bo oto mówi: niech państwo zobaczą w dziale budżetowym: wydatki na rzecz mieszkańców, dzięki mojej czujności zaoszczędziliśmy 350 tysięcy złotych i będzie je można wydać na coś bardziej pożytecznego, chociażby chodniki. Na tym jednak nie powinien się skończyć nasz tok myśleniowy.
 
Bo oto właściciel firmy czipującej psy taką sytuację mógł przewidzieć i oto zastrzegł sobie w umowie, że gdy miasto od tej umowy odstąpi to wypłaci mu 150 tysięcy odszkodowania. W końcu firma zrobiła pewne przygotowania, zakupiła czipów, przygotowała plan działania, zrezygnowała z kilku innych intratnych kontraktów. Nie może być tak, że miasto nagle się wycofuje bo jakiemuś panu radnemu coś się nagle poprzestawiało. Więc miasto te pieniądze musi wypłacić. I teraz dochodzimy do clou sprawy. Do różnicy między systemem budżetowym jaki mamy obecnie, a budżetem zadaniowym. Różnica między tymi systemami, w dużym uproszczeniu jest taka: w budżecie zadaniowym liczy się zadania i na nie przekazuje się wydatki od A do Z. Wszystko: materiały, wynagrodzenia, odszkodowania, podwykonawstwa etc; zaś w obecnym systemie wydatki są porozdzielane na działy i paragrafy. Gdzie jeden dział to wydatki materiałowe, inne to pensje, jeszcze inny to materiały trwałe, kolejny to nietrwałe itd. I gdy wydatki na czipowanie psów zapisane są w dziale: usługi dla mieszkańców, tak odszkodowanie za odstąpienie od tej umowy jest wypłacane już z działu odszkodowań. Tak więc radny nie zaoszczędził 350 tysięcy złotych w tym przykładzie (wirtualnym, rzecz jasna)  tylko 200 tysięcy.
 
Wyobraźnia powinna nam jednak podpowiedzieć na przykład taką sytuację. Właściciel firmy czipującej w pewnym momencie dostaje jeszcze bardziej korzystne zlecenie, i tego zlecenia nie chce przyjąć (ewentualnie sam nie potrafi tego zlecenia wykonać, bo sprzęt mu się rozleciał – był kupiony najtaniej, czy coś innego). Ale samemu się wycofać z umowy to wtedy on by musiał płacić karę. Ale dajmy na to ma swojego znajomego radnego i mówi: słuchaj stary podzielę się z Tobą odszkodowaniem pół na pół, ale musisz zrobić taki ramadan w radzie aby mi cofnęli ten kontrakt. Zobacz, nie dość, że zarobisz ode mnie kasę to jeszcze pójdą Tobie notowania w górę, bo niby taki dbający o publiczny grosz radny. To jest schemat jak najbardziej teoretyczny, wymyślony tu przez moją głowę, ale nie dam sobie rady uciąć, że gdzieś takie coś miało miejsce.
 
Na przykład słyszałem o mieście, które tak zorganizowało swoją strefę płatnego parkowania, że samo do niej dopłacało. Przez moment pomyślałem, faktycznie wzięli sobie do serca ideę stref płatnego parkowania, czyli oczyszczenie centrów miast z nadmiaru samochodów. Ale ponieważ był w to zamieszany prywatny przedsiębiorca to rozwiązanie wydało się zbyt naiwne. Nasz obecny system budżetowy, i jest Eureka. Dajmy na to dochody ze strefy wynoszą 1 mln złotych i pod taką pozycją jest to zapisane w dochodach budżetowych. Natomiast wydatki na tą strefę zapisane są jako administracja strefy i wynoszą 250 tysięcy złotych (pensje pracowników miejskich, którzy sprawdzają strefę). Ktoś może powiedzieć, no to ze strefy mamy 750 tysięcy zysku. Ale moment. Czy to są wszystkie wydatki związane ze strefą? Bo przecież miasto wzięło parkomaty od prywatnej firmy w długoletnią dzierżawę, której koszt roczny to 150 tysięcy, a to zostało zapisane w dziale: zobowiązanie długoterminowe ( i zysk spada nam już na 600 tysięcy). Albo parkomaty się popsuły i trzeba było wydać na ich remont 100 tysięcy, bo akurat tego gwarancja nie obejmowała. Wydatek rzecz jasna zapisany w dziale: remonty infrastruktury miejskiej i zysk ze strefy spada nam na 500 tysięcy. A poza tym okazuje się, że co prawda na parkingowych przeznaczamy tylko 250 tysięcy rocznie, ale nad ich pracą czuwa wydział komunikacji, w którym w specjalnej komórce zatrudniono 4 pracowników, których koszt utrzymania rocznie wynosi 300 tysięcy, tylko że to zostało zapisane w budżecie Wydziału Komunikacji a nie strefy parkingowej. Zysk spadł nam na 200 tysięcy. I tak dalej pewnie można by ciągnąć. Teza o dopłacaniu do strefy płatnego parkowania nie wydaje się aż tak abusrdalna. Do rozważania nad parkingową stroną naszej demokracji polecam jeszcze felieton Rafała Ziemkiewicza http://www.rp.pl/artykul/328965.html
 
Obecny system budżetowy był dobry kiedy budowała Polska socjalizm. Kiedy statystycy mogli liczyć ile to pieniędzy wydaliśmy na stal a ile na pensje dla robotników i ile jeszcze, oczywiście statystycznie, brakuje nam do prześcignięcia USA czy innych krajów imperialistycznych. W naszej obecnej rzeczywistości jest to jednak system doskonale ułatwiający robienie geszelftów na budżecie państwa. Jesteśmy biednym krajem bo przede wszystkim krajem niegospodarnym. I to trzeba zmienić jak najszybciej, bo inaczej dróg nie będzie, ale psy zaczipowane i owszem.
 
  
 
 
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Polityka