Grudeq Grudeq
75
BLOG

Na wojnę! literacko, razem ze Sławojem-Składkowskim

Grudeq Grudeq Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

 

Donald Tusk i Platforma Obywatelska wypowiedzieli nam wojnę. Dzisiaj przeprowadził udany zamach na Centralne Biuro Korupcyjne. Gdy z tej sprawy nie wyniknie Trybunał Stanu dla Donalda Szalonego, trzeba będzie chwycić za karabin. Z bólem, ale skoro nasi dziadowie chwytali za broń i w roku 1794, i 1830, i 1863 i 1914 to i My, musimy pokazać, że jesteśmy ich godni.
 
Ale post dzisiejszy nie będzie nawoływaniem do wojny, ani planowaniem szybkich ataków i uderzeń, które pozbawią Polski tego obciążenia i katastrofy jakim są rządy Platformy (chociaż może jeszcze większą katastrofą są wyborcy Platformy, wciąż święcie przekonani, że kaczyzm, Kamiński, CBA Twój Wróg, a Grześ, Zbyś, Ryś to fajne chłopaki) Post będzie próbą przybliżenia tego, na czym wojowanie polega, czym jest wojna. Nasze społeczeństwo pogrążone w konsumpcjonizmie od wojny zdecydowanie odbiegło, a był jednak czas gdy wojnę traktowano „całkiem normalnie”, jako próbę charakterów, wielką męską przygodę i było to osławione przedłużenie polityki. Działo się to całkiem niedawno, bo czy sto lat to jest dla historii ludzkości coś wielkiego? Cofamy się do roku 1914.
 
Na wojnę spojrzymy oczami Felicjana Sławoja-Składkowskiego. Ostatni, przedwrześniowy Premier Rzeczypospolitej. Polityk być może nie najlepszy, ale za to człowiek o bardzo dużym poczuciu humoru – chociażby, wtedy gdy wchodził na sejmową mównicę w roku 1936 i głośnym oficerskim głosem zakomunikował: „Z rozkazu Pana Prezydenta Rzeczypospolitej zostałem Prezesem Rady Ministrów” albo gdy komentował zafascynowanie mężczyzn kobiecymi nogami, które dla niego były tylko „organami lokomocji”. Przede wszystkim zaś był to pierwszorzędny talent literacki. Gdy dziś patrzymy na stenogramy rozmów naszych politykierów i widzimy tą nędzę językową, porozkoszujmy się tą wspaniałą przedwojenną, barwną i piękną polszczyzną.
 
Ruszajmy zatem na wojnę! Felicjan Sławoj-Składkowski „Moja Służba w Brygadzie – pamiętnik polowy”; Bellona, Warszawa 1990 r.
 
Wojna nie zawsze zaczyna się pięknie. Od jakiś oszałamiających zwycięstw. Początki bojów legionowych przyjmowane są w Królestwie Kongresowym wrogo: „Ustąpienie Moskali uważano jako chwilowe i święcie wierzono słowo oficera żandarmów, który, wyjeżdżając, wychylał się z okien wagonu, krzycząc do swoich przyjaciół „Do widzenia w kabarecie w Berlinie”. Nie uważano, że jednocześnie pociąg uwoził buńczucznego żandarma w kierunku na wschód – raczej do Moskwy niż Berlina. W tych „słowiańskich” nastrojach zamiar mój wstąpienia do strzelców przyjęty został przez ogół wrogo. Mówiono, że to „żydowska robota”, że to zgubi Polskę, że zemsta Rosjan będzie straszna, że biorę na siebie wielką odpowiedzialność, bo jako człowiek poważny mogę swym zgubnym przykładem pociągnąć młodzież. Mówiono, że takim panom jak ja, gdy wrócą „normalne” czasy nikt ręki nie poda” (s. 7)
 
Anegdotka i poczucie humoru sprawą ważną: „Nie brakło i rzeczy komicznych. Humor, oczywista, w okopach, bez jedzenia i picia był swoisty – gorzki. W okopie jeden żołnierz upadł zabity, trafiony kulą w głowę, drugi ranny w nogę stękał głośno. Trzeci zniecierpliwiony głodny i zły woła: „Czego krzyczysz, tamten w głowę dostał i nic nie mówi, a ty w nogę i zaraz wrzeszczysz” (s. 65)
 
Bycie oficerem na wojnie to chociażby cenzurowanie kartek pocztowych: „Jakiś spryciarz, który chce powiedzieć, gdzie jest jego oddział, pisze: „Ukłony Helenie i Nidzie”. Inny siedząc w ciepłej chacie w rezerwie, pisze: jesteśmy już w okopach, na 8 ludzi piecyk. Jeszcze inny zapewnia, ze Moskale powoli się cofają, wreszcie jakaś dusza sentymentalna i przewidująca łka: jutro idę do szturmu, nie wiem czy wyjdę, zeń cało. Niektórzy piszą do paru dziewcząt naraz” (s. 84)
 
Wojna to jednak śmierć i sytuacje trudnych, wielkich wyborów. Chociażby jak walczyć ze szpiegami, i to tymi prawdziwymi: „Dzisiaj za wsią rozstrzelaliśmy górala, którego wydała sama ludność, że za pieniądze przeprowadził Moskali na nasze tyły ścieżkami górskimi (…) Sąd Polowy skazał go na śmierć (…) Przed gankiem siedział „w kuczki” starszy chłop, o tępym, bezmyślnym wyrazie twarzy. Trzymał w ręku jakiś brudny węzełek. Przy nim posterunek z bagnetem na broni. Plutonowy służbowy robił zbiórkę. Oficer inspekcyjny powiedział już widocznie żołnierzom, co mamy robić, bo paru rekrutów zaczęło mówić: „My przyślim bić się za Polskę, a nie tak strzelać do bezbronnego, my nie strzelalim jeszcze, niech starsi idą” (…) Był tam już wykopany świeży dół. W drodze góral poprosił zapalić. Żołnierzowi, który dawał mu ognia, drżały ręce jak w febrze. Wreszcie doszliśmy. Oficer kazał związać skazanemu oczy. Ten na to: „Pozwólcie mi się pomodlić przed śmiercią”, ukląkł i położył węzełek koło siebie. Oficer skinął na żołnierzy” (s. 51)
 
Walki pozycyjne mają to do siebie, że czasem zawiera się krótkotrwałe rozejmy, chociażby po to aby w spokoju zjeść, nabrać wody (chociażby z rzeki, będącej linią frontu). Tak było w legionowych bojach wiosną 1915 roku nad Nidą: „Przyszli Moskale na cypel, gdzie rzeka najwęższa, było ich kilku. Po naszej stronie był jeden żołnierz. Moskale mówią mu podobno: czy pan silny? Silny jestem – mówi nasz. Ano zobaczymy – mówią Moskale. Rzucili sznur przez rzekę. Nasz go chwycił, ale Moskal szarpnął i sznur mu się wyrwał. Wtedy Moskal opasał sznur koło siebie i mówi, żeby nasz też się opasał sznurem, to wtedy sznura już sobie nie wyrwą i zobaczą, kto mocniejszy. Nasz się opasał, a wtedy Moskale wszyscy złapali za sznur i naszego żołnierza przeciągnęli na swój brzeg, nim zdążył się rozplątać. Wygląda to na prawdziwą moskiewską „chitrość” – podstęp.” (s. 97)
 
Czasem od działań są przerwy: „Rzeczywiście nie ma co robić, nie wiadomo, czy się jest na wojnie czy na odpoczynku. Chłopcy nużą się bezczynnością i mówią: „jak wojna to chcemy się bić; jak odpoczynek to chcemy… dziewczynek. Nie ma ani tego, ani tego. Toteż chorych było dzisiaj aż 28.” (s. 98)
 
Najbardziej właśnie uwielbiam pamiętniki Składkowskiego za opisy frontowych relacji damsko – męskich. Sytuacja nr 1. Oficerowie kwaterują u gospodarza: „Wczoraj z wieczora usnąłem smacznie, gdy wkrótce zbudził mię szelest koło mego posłania. To jeden z oficerów skradał się w skarpetkach (widocznie dla ciszy!) do drugiej izby, gdzie spały dwie przystojne dziewczyny: Stasia i Marysia. Wszedł tam cichutko, ale za chwilę doszło mych uszu „E, niech pan sobie i mnie głowy nie zawraca, a lepi się wyśpi”. Długo coś przekonywał, wreszcie usłyszałem: „No przyńde”. Wrócił na swoje posłania, oczekując przybycia wybranej, gdy Stasia zaczęła z cicha wołać: Marysia, Marysia ady śpis i śpis” Zdziwiona Marysia, budziła się, niechętnie, ziewając. Z ust niedoszłego kochanka wyrwało się siarczyste: „Psiakrew!” Cnota Stasi została uratowana przez rozespaną Marysię” (s. 132)
 
Sytuacja numer 2: „Gdy już nakryli do stołu, do obywatela majora podeszła nieśmiało przystojna młoda gospodyni domu i obłapiła go za kolana. Major zerwał się na równe nogi i mówi – Co gosposiu, co wam jest, czy żołnierze u was co zabrali?
- Ni, panie starsy, żołnierze dobre, tylko ja bym prosiła, żeby pon starszy napisali mi kartkę do męża, co je w plenu u awstrijców
Major kazał pisać kartkę jednemu z podoficerów, ale kobieta – nie, ani słyszeć o tym nie chce:
- Panie starsy, nie, już tu takie pisarze zwyczajne były, pisały, już jo im i kury dawała, ale list nie dosed żaden. Byli tu starse ruskie, ale prosić nie śmiałam, dopiero pon starsy, nos Polok, to napise. A jak pon starsy napise, to kartecka dońdzie do niego, bo nie pośmią po drodze zatsymać. Już ponie starsy, od października on w plenu, dwa razy pisoł, a mówi, wieści ode mnie nie dostoł. Pomyśli, ze jo, jak inne, a jo jego jedynego ino sanuje – Tu płacząc, objęła znów kolana majora.
- No, dobrze już, dobrze – mówi obywatel major, siadając przy stole, a co chcecie mężowi napisać?
Chłopka wytarła łzy, uśmiech miłości do dalekiego rozjaśnił jej twarz i, jakby mówiła lekcję, której nauczyła się w samotnych marzeniach o mężu, zaczęła dyktować:
„Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, I myślę, kochany męzu, ze odpowis mi Na wieki.. i Prose Matki Najświętsy, Królowy Nieba i Ziemia, żeby cie męzu kochany w zdrowiu zachowała. Pisałam trzy razy i tero pise. Zapytuje się o twoim powodzeniu i zdrowiu i napis kochany męzu – Twoja zona Marjanna Brona
Major skończył pisać i wstawał od stołu, gdy chłopka znów błagać zaczęła: Ponie starsy, niech tyz pon starsy jesce jedno kartke do niego napise, żeby wiedział, ze go tu sanuje jak gospodaza i męza.
- Ależ, kobieto, to wystarczy jednak kartka, zresztą piszcie doktorze, dodał obywatel major, chcąc i mnie uszlachcić (…) Wszyscy, bez różnicy stopnia, z szacunkiem patrzyliśmy na tę polską Penelopę. Na pewno nikt tej nocy nie będzie próbował skradać się do niej w skarpetkach.” (s. 140)
 
I sytuacja numer trzy. Żołnierze kwaterują w pewnej wsi: Są tu wspaniałe drzewa wiśniowe, całe okryte owocami. Chłopcy nasi prosili dziewczęta miejscowe, by im wisien narwały, bo oni są zmęczeni i nie mogą wleźć na drzewo. Te w naiwności wchodziły na drzewa, co bacznie obserwowali nasi chłopcy stojąc pod drzewami. Widocznie widoki, jakie mieli przy tym, dodały im sił, gdyż wkrótce wleźli pomagać panienkom. Zapewne w gęstwinie liście nie zawsze chwytają za wiśnie, gdyż co chwila słychać z drzew piski i krzyki: Co pon robi, bo zlize zaro!
Dotychczas żadna jeszcze nie zlazła, więc widocznie nic strasznego tam w górze się nie dzieje” (s. 174)
 
Na wojnie, co tu dużo mówić, żołnierze żyją z ludności cywilnej. I w legionach były rekwiracje, ale nie wszyscy tak czynili: „Nie biorą udziału w tych poszukiwaniach, tylko Warszawiacy. Mało tego, dzisiaj jeden z nich chciał płacić babie krzyczącej, że potargali jej w stodole słomę (wymłóconą!!). Biedak speszony pytał baby, ile chce za wyrządzoną jej szkodę. Zawołałem go i powiedziałem, że nie może płacić za rzeczy, które nam się należą i są konieczne do naszego istnienia jako żołnierzy. Nie może postępować inaczej niż inni, którzy nie mogą płacić, choćby chcieli, bo nie mają pieniędzy. Chłopak słuchał jednak moich pouczeń niezupełnie jednak przekonany. Oczy jego mówiły: A ja nigdy nie skrzywdzę na wojnie ludności cywilnej, przecież Za naszą wolność i waszą” (s. 228)
 
Sytuacji - perełek opisanych przez Felicjana Sławoja Składkowskiego na stronach 422 jest jeszcze całe mnóstwo. Nie tylko humorystycznych, ale też wiele bardziej wojenno – poważnych. Szczególnie z czasów walk nad Styrem i pod Kostiuchnówką. Chociaż te pominąłem, wybierając te bardziej „marketingowe” kawałki, niekoniecznie wojskowe a bardziej życiowe. Książkę nie tyle czyta się, ile pochłania. I pozostaje mi nic innego jak tylko wydać rozkaz: Do czytania Składkowskiego marsz!   
 
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Kultura