Ano mamy i taki mit w naszym społeczeństwie. I pewnie nie wywodzi się on tylko z odtrutki na 50 lat upaństwowionej gospodarki komunistycznej, ale sięga znacznie dalej w psychice naszego społeczeństwa. I Rzeczypospolita toć przecież raj własności prywatnej. Co roku magnateria ogranicza liczbę królewszczyzn. Obronę kraju mają zapewnić prywatne wojska. Drogi? Ależ absolutnie Sejm nie będzie uchwalał żadnych podatków na drogi. Sami Magnaci pobudują drogi dla potrzeb swoich ordynacji. I tak to Polacy zostali zaszczepieni, że jakkolwiek słyszą własność państwowa to napełnia ich obrzydzenie i oburzenie na marnotrawienie pieniędzy, i tylko własność prywatna – bo taka najlepsza.
Powtórzę raz jeszcze cytat z ulubionego Cata – Mackiewicza (przytaczam z pamięci): „Załóżmy, że Ministerstwo Oświecenia Publicznego urządza spotkanie z producentami podręczników. Pan Minister mówi, że ponieważ średni dochód w rodzinie jest taki, potrzeby edukacyjne są takie, to jak nic wychodzi, że podręczniki muszą być po 20 złotych na rynku. Odpowiedź panów wydawców: 20 złotych?!? Niemożliwe, to same koszty produkcji tyle wynoszą, a poza tym nie możemy na rynek wcisnąć produktu złego. Ceny podręczników muszą wynosić 30 zł. Pan Minister ze spokojem odpowiada: Rozumiem panów wydawców argumentacje, i to że panowie chcą zarobić, ale w tym wypadku dla mnie jak dla państwa ważniejsza jest edukacja i w takim wypadku jak panowie nie chcą sprzedawać podręczników za 20 złotych, to my zorganizujemy państwowe zakłady wydawnicze i będzie tam drukować podręczniki po 20 złotych. Chwila konsternacji u wydawców. Jeden się nagle wyrywa z odpowiedzią. No.. w sumie to można dać trochę gorszy papier, zmniejszyć swój zysk, sprzedawać po kosztach i jesteśmy w stanie wydrukować podręczniki po 20 złotych. Pan Minister dziękuje.”
Oczywiście wyznawca mitu własności prywatnej powie, że to jest sytuacja literacka, że takiego zdarzenia nigdy nie było i nie będzie. Że rynek zawsze sam wyreguluje ceny. To skąd panowie i panie biorą się takie rzeczy jak zmowy cenowe czy kartele? I jak przeciwdziałać takim zjawiskom? Czy aby na pewno niewidzialna ręka rynku wyruguje takie zjawiska? Szczerze powątpiewam. Jeśli istnieje niewidzialna ręka rynku to działa ona w warunkach wojny wszystkich ze wszystkimi w której zwycięża najmocniejszy. Słaby jest zaś eliminowany z wszystkimi tego konsekwencjami. I właśnie dlatego aby słabszy miał jakiekolwiek szanse na tym rynku z niewidzialną ręką powstało państwo.
Chętnie się u nas przyrównuje strukturę własności prywatnej/państwowej do struktury w państwach zachodnich. Te porównanie zawsze mówi, że na zachodzie większość jest prywatna i nasi mądrale z tego wysuwają wniosek, iż to jest przyczyna bogactwa tych krajów. Statystyka zawsze powinna być wielopłaszczyznowa, bo na podstawie tylko jednego wykresu czy tabelki można wysnuć dowolne wnioski. Tak więc do tej statystyki proponuję jeszcze porównanie struktury właścicielskiej narodowej. I wyjdzie nam, że 90% własności w USA, Wielkiej Brytanii czy Francji jest prywatne, ale że tymi prywatnymi właścicielami są obywatele odpowiednio amerykańscy, brytyjscy i francuscy. Bo z kolei w Senegalu czy Boliwii też jest zdecydowana przewaga własności prywatnej, ale wszystkie te firmy należą do obywatel państw obcych i nie przekłada to się w jakikolwiek sposób na bogactwo tych krajów.
Podatki. To jest zasadniczo najważniejsza rzecz przy rozważaniu związków państwa z gospodarką. Rodzaj własności też rzeczą ważną, no ale jednak to z podatków biorą się pieniądze w budżecie i chodzi o to aby było jak najwięcej podmiotów które można opodatkować. Łączymy to teraz ze strukturą własności. Jeżeli podmiot jest krajowy i ma swoje przedsiębiorstwo we własnym kraju, to jest on opodatkowany podwójnie. Raz ze swojej produkcji i dwa ze swojego zysku. Jeżeli jest podmiotem obcym to opodatkowanie jest już tylko pojedyncze. Banał. No ale są jednak ludzie którym trzeba powtarzać: jeśli już prywatyzujemy to oddawajmy to przynajmniej w krajowe ręce. Tutaj można otworzyć dyskusję o kapitale narodowym, o tym, że krajowe banki zawsze będą udzielały preferencyjnych kredytów dla swoich współrodaków.. oczywiście jeśli te banki istnieją. Dla przypomnienia dwa nazwiska księży z XIX wieku: Szamarzewski i Wawrzyniak. Idźmy jednak dalej z mitami własności prywatnej.
Firma prywatna przynosi więcej zysku niż państwowa. W piątkowej czy sobotniej Rzeczypospolitej była mowa o dwóch powiatach. Lubińskim i Brzezińskim województwa Łódzkiego (nie mylić z województwem Łuckim.. utraconym po 17 IX 1939). W tym pierwszym średnia pensja jest trzykrotnie wyższa niż w tym drugim. W tym pierwszym działa państwowy KGHM, a w tym drugim zdecydowanie przeważają firmy prywatne. I tak po części mamy już odpowiedź dlaczego firmy prywatne wykazują większy zysk niż państwowe. Dwa pomocnicze pytanie do zastanowienia. Wolisz być pracownikiem czy właścicielem? Wiadomo, że właścicielem, no ale właścicieli może być 20% a jednak te 80% to będą pracownicy. I teraz drugie pytanie: wolisz być pracownikiem firmy państwowej czy prywatnej?
Możliwości cięcia kosztów w firmie prywatnej są o wiele większe niż w państwowej. Zwłaszcza w państwie tak przeżartym korupcją jak Rzeczpospolita. W prywatnym można zatrudniać na czarno, można pracownikom kazać robić po 12h, można oszukiwać pracowników, bo można przekupić kontrolę pracy, pracownik przy bezrobociu 15% nie będzie oporny wobec „próśb” pracodawcy, a sprawa w sądzie pracy toczyć się będzie przez 3 lata więc mało komu będzie się chciało kłócić. Państwowa firma jednak będzie bardziej kontrolowana, chociażby przez opozycję. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że może być całkowicie odwrotnie. Bo z kolei państwowa firma ma też olbrzymie możliwości defraudacji swoich zysków. Chociażby przepłacenie jakiegoś prywatnego kontrahenta – tutaj odsyłam do afery na PKP gdzie przepłacano firmy budujące tory kolejowe.
Załóżmy jednak sytuację idealną. Mamy w Polsce uczciwych ludzi. Uczciwi ludzie wybierają uczciwych polityków. Uczciwy politycy zaś wysyłają do spółek skarbu państwa uczciwych menagerów. Ci zaś uczciwie rywalizują z uczciwymi przedsiębiorcami prywatnymi. Państwowi menagerowie wiedzą że ich los nie zależy od zmian politycznych, ale od wyników ekonomicznych firmy. I dlatego gdy przychodzi do nich ktoś w rodzaju byłej Posłanki PO Beaty Sawickiej z prośbą o wsparcie kampanii, to taki menager pokazuje jej drzwi i nie boi się iść do prokuratury bo wie, że działa w dobrej sprawie, i takiego menagera będą bronić zarówno rządzący jak i opozycja. Prywatni przedsiębiorcy są na tyle przesiąknięci zasadami dobrego handlu, że nie wciskają państwowym kontrahentom szrotu, tylko wartościowe produkty lub usługi, za które państwowy firma nie musi przepłacać, ponieważ prywaciarz niegdyś grał w golfa z ministrem i tam sobie taką rzecz załatwiał.
Właśnie. To, że walczymy tu z mitami własności prywatnej, absolutnie nie oznacza, że idziemy pod sztandarami upaństwowienia wszystkiego. To nonsens. Chodzi o zasadę zdrowego rozsądku, złotego środka. Własność prywatna musi być, nawet powinna przeważać nad własności państwową, ale najważniejsze jest to aby te dwa rodzaje własności istniały koło siebie. Były na tyle silne aby jedno nie próbowało znokautować czy wykorzystać drugą stronę. I oba rodzaje własności pracowały na pożytek i chwałę Rzeczypospolitej.
Chętnie się porównujemy z krajami Europy Zachodniej. Pełna zgoda, są to takie kraje, pod względem ustrojowym, gospodarczym do których powinniśmy dążyć. Jednak nasz punkt wyjścia jest całkowicie gdzie indziej. Popatrzeć nam należy na kraje Ameryki Południowej czy kraje postkolonialne Azji. Przez 50 lat byliśmy kolonią Radziecka, a wcześniej przez 130 lat kolonią Pruską, Austriacką i Rosyjską. Nie było szans na stworzenie silnego, prywatnego kapitału, bo to nie my kolonizowaliśmy i czerpaliśmy z tego profity, tylko to nas kolonizowano. I w krajach tych aby wyrwać się z kolonializmu w pewnych momentach przeprowadzono nacjonalizację aby na niej budować potęgę swojego kraju, i dopiero później oddawano rzeczy w prywatne, własnych obywateli ręce. Innej drogi nie ma.
Inne tematy w dziale Polityka