Grudeq Grudeq
98
BLOG

11 listopada

Grudeq Grudeq Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 18

 

W międzywojennym Poznaniu, w Święto Niepodległości miały miejsce zawsze dwie manifestacje studenckie. Jedna organizowana była przez studentów Poznaniaków, związanych z Narodową Demokracją. Jej uczestnicy szli przez Poznań w kierunku Uniwersytetu śpiewając „Rotę”. Tutaj też, pod Uniwersytetem spotykali się z drugą manifestacją. Organizowaną głównie przez studentów przyjeżdżających do Poznania spoza b. Dzielnicy Pruskiej. Ci manifestanci szli zawsze w takcie „My pierwsza brygada”. Te dwie pieśni spotykały się pod Uniwersytetem. Zazwyczaj dochodziło od razu do jakiś przepychanek. Musiała interweniować Policja Państwowa. Ale to te dwie pieśni dały Polsce w roku 1918 niepodległość. I teraz tylko pytanie do Ciebie czytelniku: czy Ty maszerujesz pod „Pierwszą Brygadą” czy pod „Rotą”?
 
Piłsudski czy Dmowski? Ten spór najlepiej naświetlił mój ulubiony Cat-Mackiewicz pisząc, że Piłsudski to Polskość ofensywna, to Polskość Jagiellońska, rozkwitająca na wschód, chcącą polonizować wszystko i wszystkich: Żydów, Ukraińców, Białorusinów, Niemców, Ormian. Z kolei zaś, endecja to ta defensywa Polskości, chcąca jednonarodowej Polski piastowskiej, chcącej aby Polacy byli narodem jednak zachodnioeuropejskim, aby potrafili poprawić swoje wady i ciągle pracowali nad sobą. Cóż idąc do najważniejszej walki trzeba mieć i miecz i tarczę. I na nasze szczęście w roku 1914 mieliśmy tą tarczę – Dmowskiego, dbającego aby Rosja i Ententa sprawy Polskiej nie zamieniły w sprawę wewnątrzrosyjską, i mieliśmy także swój miecz: Piłsudskiego ruszającego ze swoimi legionami, by w boju wykuwać niepodległość.
 
Bycie zwolennikiem i wyznawcą Marszałka Piłsudskiego w Poznaniu nie jest łatwe. Dla prawdziwych Poznańczyków Piłsudski to zamachowiec z maja 1926 roku, a przecież poznański pułki były tak minimalnie od zapobieżeniu tej nielegalnej napaści, Piłsudski to ten, co był gotów rozmawiać ze śmiertelnym wrogiem Polaków w Poznańskiem: Niemcami, wreszcie Piłsudski to ten, co oficjalnie odżegnywał się od Powstanie Wielkopolskiego. I nie pomagają tłumaczenia, że gdyby nie zamach 1926 roku to kolejna koalicja Chjeno-Piasta zgodziłaby się na kolejne Locarno, a w polityce wewnętrznej kolejnym Paktem Lanckorońskim rozmontowałaby gospodarkę Polski nie gorzej niż czyni to dziś koalicja PO-PSL. Nie pomagają próby wskazania, że oprócz Niemiec ma też Polska wielkiego wroga na wschodzie: Rosję, i musi umiejętnie balansować między tymi dwoma państwami, czasem opierając się o jedne, gdy drugie jest zdecydowanie za mocne. I nawet wskazywanie, że Piłsudski oficjalnie nie popierał Powstańców Wielkopolskich to nieoficjalnie i broń, i ludzie z Królestwa Kongresowego do Wielkopolski szły szerokim strumieniem, pierwszy dowódca Powstania płk. Taczak był człowiekiem Piłsudskiego, i z Królestwa został oddelegowany w końcu Generał Dowbór-Muśnicki. Poznańczyk to uparta bestia i swoje na temat Piłsudskiego wie.
 
A przecież Piłsudski zawsze bardzo przychylnie wypowiadał się o Poznaniu, o Poznańczykach i o całej b. dzielnicy Pruskiej. Ale Poznańczyk jest tak w swej niechęci do Piłsudskiego uparty, że nawet nie raczy spojrzeć do pism Marszałka, wszak już wie wszystko, więc nie musi po nic nowego sięgać, zwłaszcza po pisma przez wroga swego pisane. A jednak, jako także uparty Piłsudczyk, z Kielc, które swoje emocje z Komendantem także miały (zamykane okiennice) uwielbiam Poznań i Poznańczyków, i cały czas konsekwentnie próbuję ich przekonać do myśli Marszałka. Bo tylko z połączenia ofensywy i defensywy, miecza i tarczy, Dmowskiego i Piłsudskiego staje się Polska i Polacy prawdziwie wielkim, królewskim narodem Europejskim.
 
Poznańczycy mieli zabór najcięższy. Tu nie było austriackiego liberalizmu, tu było konsekwentne Pruskie państwo prawa mające za cel zrobienie z Polaków obywateli drugiej kategorii. Mimo całego okrucieństwa jakie Rosjanie potrafili czynić w Królestwie Kongresowym, to jednak mogli tam Polacy wykorzystywać korupcję w rosyjskiej administracji aby ulżyć swemu położeniu. W Poznańskim takiej możliwości nie było. Na początku XX wieku, w samym centrum Poznania wzniesiono budynki tzw. Ringu. Zamek Cesarski miał przypominać o władzy Cesarza Niemców, Gmach Akademii Królewskiej mieli opuszczać niemieccy administratorzy dla Provinz Posen, a nad pomyślnym przebiegiem germanizacji miał czuwać, patrząc od Świętego Marcina jakby schowany za Zamkiem, gmach Komisji Kolonizacyjnej – złobrzmiącej HaKaTy. A jednak Niemcom się nie udało, i to Polacy wygrali walkę w Wielkopolsce.
 
Może dlatego, że byli i są do dziś szalenie konkretni? Piłsudski wspomina, że najbardziej męczące w listopadzie 1918 roku było gadanie. Dzień w dzień przychodzili do tymczasowego Naczelnika Polski ludzie i chcieli gadać: że ten to się nie nadaje, że Polska to powinna być republiką, albo że monarchią, albo że musi być w całkowicie odmiennym ustroju niż proponuje X, że trzeba budować kawalerią, albo że jednak piechotę, ale jeden w oparciu o model francuski, a drugi na wzór austriacki... Piłsudski chce działać. Budować armię, administrację, przyłączać i zajmować te tereny gdzie Polacy chwytają za broń, ruszać po wielkość Rzeczypospolitej na wschód, a tymczasem niektórym się wydaje, że są we wiedeńskim parlamencie, i mogą z Marszałkiem tworzyć niezliczone, nierealne projekty i uskuteczniać swoje „austriackie gadanie”. Poznań jest konkretny. Przychodzi pora, chwyta za broń i w ciągu dwóch miesięcy przepędza Niemców. Nie ma debat, dyskusji – jest czyn.
 
Jeszcze raz o połączeniu miecza i tarczy. W pewnym momencie Poznańczycy pozbawiają się miecza. Wtedy gdy na Konferencji Ryskiej do wzięcia jest oddawany tak chętnie przez Bolszewików Mińsk Litewski (dziś Białoruski). Wtedy gdy Poznań widzi tylko zagrożenie w Niemczech i wszystko chce oddać za sojusz z Francją. Wtedy gdy godzi się na przymusową asymilację mniejszości kresowych. Wtedy gdy zapomina o tym, że Żydzi w b. Kongresówce to jednak 10-15% ludności, a nie te wielkopolskie 3-5% ludności. Poznań nie chce już wielkiej Polski, nie chce Polski promieniującej. Poznaniowi wydaje się, że trzeba bronić Polskości, że My nie możemy przekonać innych narodów do siebie własną wielkością, że Polska ma być uparta jak ten chłop na obrazie Malczewskiego „Rugi Pruskie”. Stać twardo z zaciśniętymi pieśniami. Ta Polska na Matejkowskim Grunwaldzie, pędząca i frunącą razem z Księciem Witoldem po wielkość nie pobudza tutejszej wyobraźni. Bronić! Bronić! Nie sięgamy po nie nasze, ani nie damy zabrać naszego!
 
Komunizm. Polska Ludowa powywracała wszystko. Z kim mieli się spierać o Polskę Poznaniacy jak komuna wszystko zniszczyła. Zniknęli Wileńskie Żubry i Krakowscy Konserwatyści jeszcze od Najjaśniejszego Pana, nie było Lwowiaków, ani Naprawiaczy ze Śląska, ani nawet chadeków od Korfantego. Nie było Ligi Kolonialnej, ani Żydów syjonistów. Wszędzie Polska ludowa. Jednowładcza, jednomyślna i jak najbardziej podległa. Polska bez miecza i bez tarczy. Bez tego Poznania: http://www.youtube.com/watch?v=VLm5bQH50oo&feature=related
 
W zeszłym roku stawiłem tezę, że czym dla naszych dziadów żyjących na początku XX wieku było Powstanie Styczniowe, tym dla nas jest Powstanie Warszawskie. Po obu tych wydarzeniach Polacy przestali wierzyć w siebie, w wolną, wielką i niepodległą Polskę. Zrównanie Warszawy w 1944 roku, brutalne represje caratu po styczniu 1863 roku skutecznie zabiły Polskie marzenia. Miejsce naszych królewskich, jagiellońskich snów zajęły najbardziej przyziemne myśli o przeżyciu dnia codziennego. Czym dla nas jest rewolucja Solidarności roku 1980, tym dla naszych dziadów była Rewolucja 1905 roku. W obu tych wydarzeniach tak naprawdę nie szło o wolność i wielkość Polski, tylko o sprawy socjalne. Komu w 1905 roku marzyło się wyrwanie z rąk rosyjskich? Tylko jednemu marzycielowi, a i tak do Japonii gdzie szukał realizacji tego marzenia, udał się Dmowski po tej realizacji zapobiec. Komu w 1980 roku marzyło się wyrwanie z Układu Warszawskie? Pewnie też takiej samej garstce.
 
I patrząc dziś na Polskę. Rok 1989 to nie był rok 1918. Czerwiec roku 1989, mimo niewątpliwie pięknej pogody nie był tym pięknym, wybuchowym listopadem 1918 roku, mimo całej fatalności listopadowej aury. Czy widział ktoś w czerwcu 1989 roku tyle radości ile mieli warszawiacy witający Komendanta? Czy widział ktoś tyle zapału i poświęcenia ile miały Orlęta Lwowskie? Widział ktoś taką frekwencję jaka była w wyborach do Sejmu Ustawodawczego w styczniu 1919 roku? Widział ktoś w 1989 roku tą prawdziwą Polskę z poezji Mickiewicza, z obrazów Matejki, ze stronnic Sienkiewicza, z muzyki Chopina?
 
Rok 1989 to co najwyżej rok 1914. Dopiero ruszamy w swój bój po prawdziwą Rzeczpospolitą.. a może nawet ten nasz wymarsz z Oleandrów nastąpił dopiero w 2005 roku? Dopiero maszerujemy. Dopiero idziemy. Nie jest łatwo. Ale czyż Kielce nie witały Piłsudskiego zamykanymi okiennicami? Czyż Królestwo nie mówiło o legionistach – oni, tytuł „nasi” zostawiając dla żołnierzy rosyjskich, tak jak dziś „nasi” to Lisy, Żakowscy, Sawickie, Marczuki, Tuski etc. Nie jest łatwo. Ale trzeba iść. Pamiętać o tarczy i szabli, wzajemnie się uzupełniać, wzajemni się wspierać. Trzeba dojść, bo każdy z nas zasługuje na przeżycie swojego listopada 1918 roku.
 
Niech Żyje Rzeczpospolita!

 

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (18)

Inne tematy w dziale Kultura