Omne trinum perfectum. To będzie trzeci tekst krążący wokół Krzyża, religii i chrześcijaństwa. Mam nadzieję, że mimo próby wejścia na skomplikowany teren filozoficzno - życiowy wyrażę się w nim w sposób wystarczająco prosty, precyzyjny i uczciwy, i nie spotkam się z zarzutami: „rzucenia na mózg”, czy kanonady grubiańskich uogólnień.
Dlaczego Religia jest doskonała?
Są pewne podstawowe dla człowieka pytania: kim jesteśmy, gdzie żyjemy, po co żyjemy? Człowiek odkąd jest, zawsze szukał na te pytania odpowiedzi. Z każdą epoką, z każdym wydarzeniem wiedział coraz lepiej i coraz więcej. W gruncie rzeczy nic nie wiedział. Arystoteles, Sofokles, Szekspir, Sienkiewicz odkrywali nam kim jesteśmy. Każdy z nich pisał o kimś innym, innego człowiek przedstawiał. Nic nie wiemy. Wielcy żeglarze i odkrywcy: Vasco da Gama, Jan z Kolna, Krzysztof Kolumb, Jurij Gagarin, Neil Amstrong pokazywali nam gdzie żyjemy. Odkrywali drogę do Indii, obie Ameryki, w końcu cały świat. Ruszyli na podbój Kosmosu i zatrzymali się na razie tuż za rogiem, na księżycu. To nadal nie wiemy gdzie żyjemy. A po co żyjemy. Ho gdzie człowiek spojrzy to każdy mówi, że dla czegoś innego żyjemy. Ten mówi, że dla pieniędzy, inny dla pieniędzy, ja mówię, że dla zwycięstwa Prawa i Sprawiedliwości, czwarty dla najbliższego meczu Lecha…
Religia daje ludziom jasne i konkretne odpowiedzi na to pytanie. Chrześcijanie mówią: jesteś człowiekiem, żyjesz w Bożym świecie, masz się zbawić, pomocniczo dopowiadają: miłuj bliźniego swego. Muzułmanie mówią: jesteś człowiekiem, żyjesz w Bożym świecie, masz się zbawić, pomocniczo dodają: masz miłować wszystkich wiernych Allacha. Buddyści mówią: jesteś człowiekiem, żyjesz w Bożym świecie, masz się zbawić, i pomocniczo masz miłować każde stworzenie żywe. Gdyby religie nie istniały, to byłoby na świecie tyle religii, ile poszczególnych ludzi. Każdy sam lepiej wiedziałby kim jest, gdzie jest i po co żyje, zwłaszcza, że te pomocnicze wskazania dawałyby ogromne możliwości wskazywania celów życiowych. Tylko na świecie byłby niesamowity bałagan. Religia to w jakimś stopniu porządkuje.
Pytanie gdzie żyjemy. Żyjemy w komosie. Mam wrażenie, że dziś kosmos nie jest tym czym był jeszcze tak 20 lat temu. Pewnie przez to, że dziś jest tyle kosmicznych rzeczy i wynalazków, i kto tam będzie się kosmosem zajmował jak ma komórkę V generacji albo Playstation nie gorszej generacji III. A ja za młodu obejrzałem „Odyseję Kosmiczną 2001” Kubricka i gdzieś moja dusza zaczęła marzyć aby polecieć na Jowisza, albo przynajmniej jeden z jego księżyców. Zaczęła się dusza doszukiwać sensu w teorii Einsteina i w tym, że ponoć gdy leci się w kosmosie przez 4 lata to na Ziemi ubyło tych lat znacznie więcej. Kosmos jest nieskończony. To jest coś tak nieosiągalnego dla nas, dla naszego rozumu, że musi być rzeczą Boską. Ale to jest i istnieje. Wystarczy spojrzeć w niebo.
Ateiści, czyli w tym wypadku ludzie co wierzą w potęgę rozumu zawsze dojdą w badaniu gdzie żyjemy do tego punktu gdzie nie ma odpowiedzi. Taki punkt będzie zawsze. Bo skąd się wziął Wielki Wybuch? Skąd? Co to znaczy nieskończoność? Nigdy tego nie odkryjemy. Musimy po prostu wierzyć.
Credo quia absurdum
Wierzę bo to niepojęte. Tak swoją wiarę w Chrześcijańskiego Boga tłumaczył w wieku III po Chrystusie jeden z ojców Kościoła Tertulian. Zdanie genialne, co zawsze powtarzam. Bo gdy się siądzie z ateistą-racjonalistą do rozmowy, i on będzie tą stroną ofensywną to zawsze nas zapędzi w narożnik, bo jak mu racjonalnie wytłumaczyć istnienie Boga. Zwłaszcza kiedy on ma swojego „Boga” pieniądz albo Encyklopedię Radziecką albo zgodnie z ostatnimi trendami ma „Kod Leonardo da Vinci”. No nie da się po prostu. Trzeba sięgnąć po Tertuliana. I wtedy my możemy przejść do ofensywy, bo niech się teraz ateista tłumaczy po co żyjemy, kim jesteśmy.
Za pewne nam taki ateista odpowie, że jesteśmy ludźmi, że żyjemy dla siebie, i podeprze to jakimiś teoriami anatomicznymi i filozoficznymi. Tylko znów te podstawowe pytania: skąd się wzięło życie? Powie, że od mężczyzny i kobiety. To ciśniemy dalej, no tak ale ktoś był tym pierwszym człowiekiem, to skąd się te życie wzięło? Sięgnie po Darwina: człowiek pochodzi od Małpy. No ale małpa to też żywe zwierzę, skąd się wzięło życie… zaraz będziemy znów przy Wielkim Wybuchu. Pod tym względem Religia jest o tyle doskonalsza, że idąc za Tertulianem uczciwie mówi, że podstawą myślenia o świecie każdego chrześcijanina jest przekonanie o tym, że pewnych spraw nie da się racjonalnie wytłumaczyć i trzeba przyjąć je na wiarę. Ateistom zaś wydaje się, że oni tak wszystko na tym świecie mają rozpracowane i racjonalnie uzasadnione. Niech mi wytłumaczą skąd wziął się Wielki Wybuch, to może uwierzę.
Chciałbym to jakoś zobrazować. Człowiek wierzący jak stoi na wzgórzu to widzi ogromną przestrzeń. Widzi góry, morza, miasta i wsie. Widzi ludzi i widzi dobro i zło. I to wszystko aż po linię horyzontu, i doskonale wie, że za tą linią horyzontu też coś jest. Wie, że dojście tam zajmie mu całe życie, ale wie że warto tam iść. Dostaje do ręki mapę. Wie jakie uczynki są dobre, jakie złe, i ma wybór jak chce do tego horyzontu dojść.
Niewierzący wszędzie widzi mury. Tam mur teorii Darwina – pochodzimy od Małpy, nie sprawdzamy kto dał życie Małpom, bo po co, naszym głównym zadaniem jest teraz przekonanie innych że pochodzimy od Małpy… nawet jak ten mur ktoś im przebije, to zobaczą mur z Wielkim Wybuchem i powiedzą na początku był Wielki Wybuch, nie sprawdzamy dalej, ale teraz musimy przekonać innych, że to nie prawda że Bóg stworzył świat w 6 dni, bo Wielki Wybuch to trwał ileś miliardów lat. Gdy nawet naukowcy odkryją coś co było przed Wielkim Wybuchem, np. Wielkie Przygotowanie do Wielkiego Wybuchu to znów będzie to dla nich kolejny mur. Część niewierzących będzie widzieć ten mur postawiony niegdyś przez Marksa. Mur który mówi, że świat miał epokę niewolniczą, feudalną, kapitalistyczną i po niej nadejdzie komunizm. Teorię którą można i nie można obalić w minutę. Można jeżeli druga osoba jest otwarta na dyskusję i orientuje się co niecoś w historii. Nie można kiedy druga osoba traktuje to jak dogmat i patrzy na świat tylko przez jego determinizm i z radością oczekuje komunizmu, jako końcowi wszystkich problemów. Wierzący chce iść do końca horyzontu, a Marksista mówi my tu czekamy na komunizm a i innych przymusimy do czekania na niego.
Część będzie widzieć mur złożony z kościoła. Tak, tak wystarczy tylko zniszczyć kościół i zapanuje raj, to przez kościół i jego zasady nie ma na tym świecie raju. I nic ich nie przekona, że jak zniszczą kościół to będzie powtórka Wandei i Komunizmu wojennego. Nic ich nie przekona, że trzeba iść tam daleko do horyzontu, zostają na tym wzgórzu i tylko kombinują jak ten kościół ugryźć.
Dlaczego chrześcijaństwo jest najbardziej demokratyczne?
Idąc Poznańskim Świętym Marcinem wzdłuż sobotniej Parady Równości słyszałem hasło tolerancjonistów: każdy inny, wszyscy równi. Do pierwszego członu hasła nie można się przyczepić, bo każdy rozsądnie myślący człowiek widzi, że każdy z nas jest inny. Jeden biały drugi czarny. Jeden niski, drugi wysoki. Jeden bogaty, drugi biedny. Jeden całkiem mądry, drugi całkowicie głupi.
Problemy zaczynają się przy słowach: wszyscy równi, bo o jaką równość nam chodzi. Czy o równość wobec prawa, nawet jak ta jest zadeklarowana to bogatego stać na prawnika, a biednego nie, i przy takim samym czynie bogaty może uciec od odpowiedzialności karnej, od której nie ucieknie biedny. O równe traktowanie wszystkich? To wszystkich mamy przyjmować na studia uniwersyteckie. Skoro każdego mam równo traktować, to na historię trzeba przyjmować tych co znają dokładnie wszystkie daty, jak i tych którzy się tych dat nie nauczyli. Jak mam równo traktować uczestników olimpiady? Każdemu z nich dawać złoty medal? A w końcu jak mam równo traktować kobiety i mężczyzn? To znaczy, że mogę wyzywać kobiety, tak jak wyzywam mężczyzn bo wszyscy jesteśmy równi?
Na tym naszym ziemskim świecie nie ma, nie było i nigdy nie będzie równości z tego najprostszego problemu że każdy jest równy. Możemy co najwyżej dążyć do prób osiągnięcia jakiejś równości, ale nigdy nie będzie to równość idealna. Trzeba by aby wszystkich ludzi sklonować i po umieszczać w takich samych miastach, w takich samych domach, dbać o to aby czytali takie same ksiązki i myśleli tak samo. Nie da się. A jeżeliby się nawet i dało to jak smutne byłoby to życie. Jest nierówność ale ta nierówność polega na tym, że kobietom ustępuje się miejsca, troszczy się o słabszych, najlepszym przyznaje się laury, daje się ludziom szansę na wykazania w innych dziedzinach: jak słabo ktoś biega, niech próbuje malować. Szuka się jakiegoś wyrównania tych naturalnych inności. Równości trzeba szukać gdzieś indziej.
Tam wysoko w niebie. Prawdziwa równość istnieje tylko w wierze. Chrześcijańskie niebo jest tym miejscem najbardziej równym. Każdy może się tam dostać. Nie ważne czy byłeś biedny czy bogaty, chudy czy gruby, wierzący czy nie wierzący, czy żyłeś dziś czy tysiąc lat temu. Każdy może tam dojść i każdy będzie tam równo traktowany. Tylko żeby tam dojść, trzeba być dobrym człowiekiem. Tylko tyle. Czy to tak trudno? Być życzliwym dla innych, uczciwym, pomocnym. Ten ideał demokratycznej równości, równego traktowania każdego spełnia się jedynie w wierze. I to wierze chrześcijańskiej, katolickiej.
Kościół
Kościół istniejący tu na ziemi, jest jak wszystko co ludzkie ułomne. Ale Kościół pełni tutaj na ziemi rolę drogowskazu w naszej życiowej wędrówce. Czasem drogowskazy bywają zabrudzone, i trzeba je oczyścić. Czasem wiatr przekręca drogowskazy i wskazuję one złą drogę, ale to nie jest powód aby nagle te drogowskazy zniszczyć i zabrać z powierzchni ziemi. Muszą być, zarówno organizacyjnie jak i fizycznie. Bo nic nie działa tak na ukazanie potęgi Boga jak wejście w upalne dni do chłodu gotyckiej katedry. Bo nic nie działa tak na pokazanie piękna Boga jak stanięcie przed jakimś barokowym kościelnym freskiem. Bo nic nie działa na pokazanie siły Boga jak wejdzie się do Kościołów PRLowskich, z takim trudem budowanych i mimo to zawsze pełnych ludzi. Musi być kościół jako organizacja, bo te kościoły trzeba napełniać słowem, automaty kazań nie będą wypowiadać. Musi być kościół, bo ludzi co wychodzą ze Świątyń Rozumu czy Muzeów bezbożnictwa maszerują później w piekielnych kolumnach Wandeii albo strzelają polskim oficerom w tył głowy w katyńskim lesie.
I nie da się oddzielić kościoła od państwa. Bo i Kościół i Państwo zawsze odnosi się do człowieka. Bo w wypadku Polski te dwie organizacje są tak ze sobą zrośnięte, że jakakolwiek próba ich rozdzielenia zakończy się śmiercią Polski. Bo nasz system prawny, nasz światopogląd bierze się z chrześcijaństwa. Bo dzięki Kościołowi Katolickiemu przetrwaliśmy zabory, nie stając się ani Rosjanami ani Prusakami. Bo nasz ideał Tolerancji Złotego XVI Wieku opierał się na traktowaniu Kościoła Katolickiego jako wyznania dominującego, i na jego sile i na jego demokratyzmie możliwe było współistnienia innych wyznań. Państwo i Kościół mają to samo zadanie: pomóc człowiekowi się zbawić. Kościół jest drogowskazem, Państwo zaś ma bronić przed tym aby inni nie przeszkadzali nam w dojściu do horyzontu. Aby Hitler, Stalin, komuniści albo utopiści tolerancji w dojściu do zbawienia nie przeszkadzali. Chcą siedzieć przy swoich murach, niech siedzą, ale niech nam nie zabraniają iść i niech nam nie niszczą znaków.
Jeszcze raz wróćmy na wzgórze, skąd my widzimy cały świat aż po horyzont, a niewierzący tylko mury. A może jest odwrotnie? My tylko widzimy mur wąskiego ciemnogrodzkiego katolicyzmu, a oni widzą szeroką przyszłość i wszystko takie proste i jasne. Nie wiem. Wierzę, że tak nie jest. W Kościół zdarzało mi się zwątpić, ale wiara w Boga zawsze jest we mnie. Człowiek się zastanawia ale wierzy. Sąd Ostateczny to ten Najważniejszy Sąd. Tysiąckroć ważniejszy od Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. On czeka tam przy końcu wędrówki. Mapy są. Wiara jest. Można ruszać.
Inne tematy w dziale Polityka