Kiedy do debaty politycznej, gospodarczej czy historycznej zasiada dwóch Polaków.. to tak właściwie powinni zacząć od ponownego przedstawienia się. Przedstawienia się z imienia i nazwiska. Określenia podstawowych kierunków: gdzie leży wschód, gdzie zachód, gdzie północ a gdzie południe. Podania daty i miejsca urodzin. Gdy te rzeczy zostaną określone, i tych dwóch Polaków się przy tym nie pokłóci za mocno i będzie chciało nadal ze sobą debatować.. to należy ich posadzić na ławeczce. I zacząć z nimi nazywać poszczególne rzeczy: samochody, drzewa, budynki, tramwaje. Zacząć z nimi rozpoznawać kolory: niebieski na niebie, zielony na trawie albo na tramwajach (gdy debatujemy w Poznaniu), żółty na przykładzie słońca. Poobserwować ludzi i zapytać jakby nazwali zachowania poszczególnych ludzi. Jeżeli uda się im to zrobić w zgodzie miedzy sobą i w zgodzie z otaczającą ich rzeczywistością, to wtedy dopiero można zacząć rozmawiać. Bardziej prawdopodobne jest jednak, że rozmowy utkną gdzieś na próbie zdefiniowania koloru niebieskiego, albo nawet co gorsze na wcześniejszych próbach powiedzenia gdzie jest wschód a gdzie zachód.
Niestety nie nadajemy się do debat, bo większość Polaków wychodzi z całkowicie odmiennych definicji najważniejszych i najprostszych rzeczy. Często my się nawzajem nie rozumiemy, nie dlatego, że nie chcemy, czy, że nie umiemy, ale dlatego, że mówimy o całkowicie odmiennych rzeczach. Więc nie pytaj się Polaka czy on jest lewicowcem czy prawicowcem, na początku opowiedz mu co znaczy lewica a co znaczy prawica, i wtedy dopiero zapytaj się go kim jesteś. Przylepisz mu łatkę, całkowicie bezzasadną i dyskusja już do niczego prowadzić nie będzie.
Rozmawiałem ostatnio z młodym i kształconym człowiekiem. Rzecz przeszła na sprawy gospodarcze. Broniłem swojego propaństwowego spojrzenia na kwestie ekonomiczne. Kolega atakował, że na zachodzie wszystko jest prywatne. Krew we mnie się wzburzyła. Zapytałem go o France Telecom, o Detusche Bahn. Prywatne! Dla niego, rzecz jasna, bo prywatne kieruje się zawsze zyskiem a nie polityką. Zapytałem o to czy Gazprom to kieruje się polityką czy ekonomią. Prywatne lepsze! Znów tak brzmiała odpowiedź, a ja myślę socjalistycznie – dodał. Błąd tej rozmowy polegał na tym, że nie zdefiniowaliśmy sobie co znaczy prywatne a co znaczy państwowe.
Bo ileż to mamy w Polsce spółek, które są zarządzane tak jak firmy prywatne, działają na podstawie Kodeksu Spółek Handlowych, tylko, że należą w 100% do skarbu państwa. Takie firmy mają magiczną właściwość, że jak Rada Nadzorcza jest odpowiedniego nadania, to wtedy o takiej spółce piszę się, że jest prywatna i wszystko jest w niej ok. Ale gdy w tej samej firmie Rada Nadzorcza czy Zarząd jest niewłaściwego nadania politycznego, ta sama spółka w tym samym modelu istnienia nagle jest złą i wredną firmą państwową, którą trzeba jak najszybciej sprywatyzować. Idzie się w końcu pogubić to co jest państwowe a co prywatne. I ten kolega najprawdopodobniej się na to nabrał, nie zdefiniował sobie co jest prywatne, co państwowe i nie zobaczył, że cały pies jest pogrzebany w tym jak firma jest zarządzana, a nie w tym jakiej jest struktury własnościowej. Wracając zresztą do tych spółek to jestem ciekaw jak są one ujmowane w statystykach i z jaką konsekwencją jest to czynione?
Można sobie teraz przypomnieć reformę administracyjną. Zdefiniowano ją jako podział kraju na województwa i powiaty. I na ten temat zeszła dyskusja. No bo skoro podział administracyjny to liczba powiatów i województw, to musimy rozmawiać o tym czy województw jest 12, 14 czy 16 i czy Lesko to ma być powiatem z Sanokiem, a Brzeziny to pow. Brzeziny czy jednak łódzki wschodni. Na plan drugi zeszły takie sprawy jak kompetencje poszczególnych szczebli samorządu. Wzajemne relacje między nimi. Podział środków publicznych. Efekt tego: mamy wzajemnie dublujące się w swoich zadaniach a niekiedy nawet triplujące szczeble: gmina, powiat, województwo, dochodzi do tego jeszcze administracja rządowa na szczeblu województwa (kwartetujące). Ustawy samorządowe są właściwie przepisywane od siebie i tylko w jednych stawia się konsekwentnie gmina i wójt, burmistrz, prezydent, w drugich: powiat i starosta, a w trzecich województwo i marszałek. Oczywiście każde wymienienie jednego z tych słów kosztuje podatników, ale Polsko to wszak bogaty kraj i stać nas na tak rozbudowaną administrację. Gdyby ktoś dzisiaj chciał coś w tym temacie zmienić, jakoś to uciąć, szukać oszczędności, to zostanie to jako reforma administracji znów odebrane jako powrót do rozmów: ile powiatów, ile województw i jakakolwiek sensowna dyskusja jest już zakończona.
Ciekawym jest jak Polacy tworzą sobie czasem definicje. Na prostej zasadzie negacji. Są czasem ludzie tak leniwi, że nie chce im się szukać odpowiedzi na dane zagadnienie, albo są na tyle zawistni, że pytają jak ich przykładowy wielki nieprzyjaciel Kowalski rozumie demokrację, i skoro demokrację Kowalski rozumie tak, to on będzie rozumiał ją całkowicie odwrotnie niż Kowalski. Mechanizm taki został nawet przedstawiony w „Samych Swoich” jak Pawlak maluje na swoim domu 3 x Nie, w odpowiedzi na Kargulowe 3 x Tak. Po co się trudzić z myśleniem, wykorzystać trzeba innych, a żeby nie mówili, że skopiowałem kogoś w całości, to bach wstawiam negacje przed tym, i jakby nie było wychodzi coś nowego.
I tak demokrację każdy z nas rozumie całkowicie inaczej. Interes państwa rozumie każdy inaczej. Widzimy teraz dziennikarzy dla których aferę były działania na rzecz zysku państwowego Totalizatora Sportowego. Tu nie ma sensu im tłumaczyć dlaczego tak czyniono, tylko trzeba ich zapytać o definicję interesu państwa: czy interes państwa to interes ogółu społeczeństwa czy poszczególnych jednostek np. Rycha z Sobiesiaków (ojca Magdaleny co to Koniem Trojańskim miała być w Zarządzie Totalizatora) albo Zbycha z cmentarza.
Swoją drogą jesteśmy mało dociekliwym narodem i często godzimy się na takie bezsensu rozmowy, gdzie każdy mówi o czymś innym. Godzimy się bo nikt nie zapyta: ale co pan ma na myśli (czy nawet ciut bezczelniej: Panie, ale o co panu biega?), bojąc się wyjścia na przysłowiowego głupca, co to najprostszych rzeczy nie rozumie, nie wie co to znaczy lewica albo co znaczy prawica, albo czym różni się firma prywatna od państwowej. Znów przewrotność życia: nie chcąc wyjść na głupków głupkami się stajemy.
Inne tematy w dziale Polityka