Grudeq Grudeq
716
BLOG

Czy znów wypełnimy Traktaty Welawsko-Bydgoskie?

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 13

 

Cechą naszej historii jest to, że obok każdego wielkiego i chwalebnego dla nas wydarzenia historycznego jest wydarzenie – cień, które tak właściwie całkowicie wypacza znaczenie tego pierwszego zdarzania. Ile to mamy takich par znakomite zwycięstwo, a potem cień tego zwycięstwa w postaci fatalnego pokoju. Ot Grunwald, i zaraz musimy pamiętać, że rycerstwo tak rozradowane faktem rozgromienia Krzyżaków sił na zdobycie Malborka już nie dobyła, i cieniem Grunwaldu nie był wjazd Jagiełły do Malborka, tylko I Pokój Toruński, który nie załatwiał dla nas niczego, to znaczy w Gdańsku – Chłańsku nadal siedzieli Zakonnicy szpitalni. Wiktoria Wiedeńska Sobieskiego od razu kojarzy nam się z Parkanami, gdzie okazało się, że jednak Turcy od czasu do czasu potrafią walczyć. Cień zaś polityczny tego największego zwycięstwa polskiej husarii to zaś Pokój Karłowicki, który łaskawie zwracał nam straconą po Buczaczu Ukrainę. 16 lat od zwycięstwa Sobieskiego.
 
Dzieje obecne takich par znów nam dodają. Pierwsze wolne wybory parlamentarne w roku 1989, wspaniały entuzjazm i nadzieja. Cień tego wydarzenia to zaś Posłowie Platformy Obywatelskiej Chlebowski i Drzewiecki. To może lepiej już było mieć tych nominatów z listy Frontu Jedności Narodowej? Wejście Rzeczypospolitej do Paktu Północnoatlantyckiego – znów ta sama radość, deklaracje: nigdy Polska nie była tak bezpieczna jak dzisiaj. I jako cień proponuję tutaj zdjęcia Smoleńskiego wraku. Olbrzymie plany budowy II Irlandii, modernizacji kraju… i cień w postaci kompetencji i kompromitacji rządów PO. I można tak długo, długo jeszcze.
 
Przejdźmy zatem do tytułu. Traktaty Welawsko-Bydgoskie. Wydarzenie-cień do jednego z największych powodów do dumy Polskiej – Hołdu Pruskiego z roku 1525. Tak wspaniale odmalowanego przez mistrza Matejkę. Żałujmy jednak, że ten krzewiciel dumy z naszej tradycji nie namalował jeszcze jednego obrazu „Spisywanie traktatu w Welawie”. Oto dwie delegacje: pruscy eleganci, z bufonowatymi kołnierzami, zgodnie ze standardami mody zachodnioeuropejskiej. Z hardymi minami nieustępliwych protestantów. Po drugiej stronie posłowie Rzeczypospolitej: przaśne szlacheckie miny ubrane w jaskrawokolorowe kontusze, przewiązane przepysznymi pasami słuckimi, z szerokimi wąsami i szablami. Karta traktatu leży na stole. Elektor Brandenburski z pewną obawą w oczach zerka czy Posłowie Polscy na pewno ten traktat podpiszą… ale Posłowie.. nie widać na ich twarzach jakiegoś wysiłku umysłowego. Może jeden się zastanawia – tu mistrz Matejko mógłby sięgnąć po minę Stańczyka.
 
Nad czym ten jeden Polski poseł się zastanawia? Zastanówmy się razem z nim. Oto bandyta chce na nas napaść i zabrać nam 100 złotych. A my mówimy: stój bandyto! Nie napadaj na mnie, zapomnijmy o tym napadzie, a w zamian dokonam darowizny na Ciebie w wysokości 70 złotych. Słusznie rachujemy, że lepiej oddać 70 złotych niż stracić 100 zł i ponieść jeszcze jakieś straty na zdrowiu (szanuj życie należycie, bo jak umrzesz stracisz życie), a poza tym to zawsze 30 złotych do przodu.
 
Prusy Książęce były lennem Polski. Elektor Brandenburski, jako książę Pruski był obowiązany do ratowania i służenia pomocą Rzeczypospolitej. Jeżeli taką pomocą Polsce, która wówczas zmagała się z Potopem Szwedzkim nie przyszedł, to mamy jedną z przesłanek do odwołania go z lenna. Jeżeli zaś Elektor Brandenburski, jako książę Pruski lennik Króla Polski, Wielkiego Księcia Litewskiego etc. zaczyna paktować z wrogiem naszym Szwedem, snuć plany rozbiorów Rzeczypospolitej, to nie dość, że nie wypełnia swoich obowiązków to jeszcze popełnia przestępstwo zdrady stanu, za które karą powinno pozbawienie lenna i wcielenie Prus do Rzeczypospolitej.
 
Więc ten wzrok przestraszony Elektora Brandenburskiego nie powinien dziwić. Gdyby brać szlachecka wzięła sprawę na logikę geopolityczną czy prawną to zażądałaby wypełnienia przez Prusy obowiązków, a nie godziła się na rezygnację z naszych praw do Prus Książęcych.
 
Rzecz jasna możemy teraz przeprowadzić obronę naszych ukontuszowanych posłów. Że sytuacja Rzeczypospolitej w roku 1657 była fatalna. Szwed rozlał się po całym kraju. Od wschodu rozlewali się Moskale, na południ grasowali Tatarzy i Węgrzy z Siedmiogrodu. Generalnie rozpacz. Ale czy nawet w chwili takiej rozpaczy godzi się podpisywać traktaty, które później, znając położenie Brandenburgii i Prus przedzielonych Polskim Pomorzem będą bombą z opóźnionym zapłonem. Wszak w połowie XVII wieku chyba nikt w Europie nie zgodziłby się na rozbiór Polski. Austria musiałaby jakoś interweniować nie chcąc dopuścić do tego aby Polskę zajęła protestancka koalicji Prusko-Szwedzka. Turcja poskromiłaby zapędy Księcia Siedmiogrodzkiego, obawiając się tego aby nie urósł zbyt w siłę i później nie zerwał się z lenna Porty. Na Brandenburgię można było jeszcze próbować kombinacji z Saksonią. A w końcu Szwedów z Polski i tak wykurzyłoby powstanie chłopskie!
 
No właśnie, tylko takie ogólnopolskie Powstanie Chłopskie przeciwko Szwedom, to rzecz nie do przyjęcia dla naszej szlachty. Oczywiście pogonić Szweda, który nie dotrzymał warunków kapitulacji pod Ujściem, i zaczął rabować i nie pozwalał się bogacić, rzecz słuszna. Ale nie rękami chłopskimi. Przecież chłopi będą coś chcieli w zamian! I nie będzie ich można zbyć ogólnikami z deklaracji Jana Kazimierza znanej jako „Śluby Lwowskie”. Trzeba będzie dać im jakieś prawa, może nawet obniżyć pańszczyznę! Tak więc lepiej zatrzymać się w kwestii chłopskiej na ogólnikach, dogadać się z Prusami, wyłączyć ich z sojuszu ze Szwedami, a Szwedów pokonać własnymi wojskami koronnymi, magnackimi, bez użycie chłopstwa. Zamiast więc rozbroić bombę z chłopstwem, to założyliśmy na nasze państwo bombę drugą – Państwo Pruskie.
 
Jeden ze szlachciców trzyma w rękach jakiś rękopis prawny. Łacina z niego płynie: Pacta Sunt Servanda. Ach, jakże fatalnie tą zasadę rozumiemy. I wtedy i dziś. Umów należy dotrzymać. My naszą umowę z Prusami, jak prawie wszystkie umowy zawierane przez Rzeczpospolitą dotrzymaliśmy. Prusy niestety nie były tak wierne swojemu słowu. Na swoje szczęście, trzema traktatami przekreśliły państwo, które mogło wnosić skargę o niedotrzymanie umowy.
 
Ten zamyślony szlachcic może myśli o zasadzie Rebus Sic Stantibus. Przecież dajmy na to, po Traktacie Oliwskim można było próbować Traktaty Welawsko-Bydgoskie przekreślić. Stwierdzić, iż były podpisywane pod przymusem. Że Elektor Brandenburski nie miał prawa do zerwania się ze zwierzchnictwa lennego Rzeczypospolitej i tak właściwie to Polska musi zorganizować karną ekspedycję przeciwko Prusom i przyłączyć Prusy Książęce do Korony, albo podzielić między Koronę a Litwę. I tylko co nas wtedy zatrzymało: niechęć do dalszego wojowania czy umiłowanie dotrzymywania umów. Oby to nie zatrzymało nas dzisiaj.
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Polityka