Zdążyłem się już chwalić, ale od czasu do czasu zdarza mi się pracować jako pilot wycieczek. Ostatnio pojechałem na tzw. wahadło, czyli kurs do Chorwacji z turystami, z nowym turnusem, na miejscu przerwa i kurs do Polski z opuszczającym tą „Słowację nad Morzem Śródziemnym” turnusem. A gdy tylko siadam, tam z przodu autobusu i dostaje prawie nielimitowany dostęp do mikrofonu i mniej lub bardziej przymusowych słuchaczy, to moje poczucie misyjności jest zdecydowanie silniejsze i oprócz podstawowej informacji krajoznawczej dodaje swoje przemyślenia polityczno – historio – filozoficzne, poprawniej zwane agitacją. Rzecz jasna, nie można rzucić otwartego tekstu: „Ludzie kochani! Głosujcie na PiS”, bo zaraz w autobusie doszłoby do zamieszek. Rzecz więc trzeba przeprowadzić ciut sprytniej, ciszej i inteligentniej. Trzeba sięgnąć po przywilej obowiązywania haseł: „Podróże kształcą” i „Historia nauczycielką życia” A tym razem droga ułożyła z Chorwacji nam się tak ułożyła, że pozwoliła nam oglądać Wiedeń, co prawda z perspektywy autostradowego objazdu, ale jednak za dnia…
Po lewej stronie zwrócą więc uwagę państwo na Wzgórza Kahlenbergu. Rzecz dla polskich serc w Wiedniu chyba najważniejszą. To z tych wzgórz we wrześniu roku 1683 ruszył Król nasz, Jan III Sobieski i rozgromił Turczyna Wiedniowi zagrażającemu. Rozsławił chwałę oręża Polskiego. Ktoś pewnie zaraz doda, że trzeba to wydarzenie rozpatrywać w łączności z późniejszymi rozbiorami Polski, gdy to Habsburgowie podziękowali nam za odsiecz wiedeńską i przystąpili do rosyjsko – pruskiej spółki rozbiorowej. A nawet sami zainicjowali tą spółkę zajmując na kilka lat przed 1772 roku nasz zastaw na Spiszu. I trzeba na to patrzeć i mówić, zobaczcie jaki wredny jest ten świat, ta Austria: to my ich ratujemy, a oni nam się tak odwdzięczają. Ktoś inny powie, że trzeba się zastanowić nad tym co Polacy robili w oddalonym o 400 km od Rzeczypospolitej Wiedniu, i dlaczego mamy jakąś dziwną ciągnotę do rozwalania się ze swoim wojskiem jak najdalej od państwa naszego i naszych interesów. I wtedy dopowiemy takiej osobie, że to tradycja dość stara, bo co robiło nasze rycerstwo pod Warną w roku 1444 i co tam chciało dla Polski ugrać. Co robiliśmy na Haiti, pod Somosierrą, pod Narvikiem, Monte Cassino, Tobrukiem… Bagdadem i Kabulem. Ale takie myślenie jest błędne. Bo odsiecz wiedeńską należy łączyć z troszkę wcześniejszym wydarzeniem.
Rok 1672 i Traktat w Buczaczu. Najbardziej haniebny układ na który godziła się Rzeczypospolita. Taka XVII wieczna Jałta. Otóż Polska oddawała Turcji całą, jeszcze do niej należącą, prawobrzeżną Ukrainę oraz Podole. Godziła się też na opłacanie Turcji Haraczu. Tak więc zamiast iść na nasze drogi czy na nasze wojska, nasze podatki szły chociażby na kolejny haremik Sułtanów Tureckich. Tutaj mamy może jedną z odpowiedzi dlaczego mamy w Polsce takie drogi, a teraz jak jedziemy przez Austrię, to państwo widzą całkowicie inne drogi, nie mówiąc już o Chorwacji czy o Słowenii. No, ale szlachta była zadowolona. No bo przecież podatki i tak spadały w gruncie rzeczy na chłopstwo, a poza tym zyskaliśmy spokój.
Właśnie. Traktat Buczacki trochę burzy nam mit o naszym narodzie jako narodzie honorowym, niepokornym. Nic z tych rzeczy. Polacy w Buczaczu pokazali że nade wszystko cenią spokój. Spokój osiągany chociażby tym, że pozbawiamy się szans na budowę dróg. W rok po Buczaczu Sobieski bije Turczyna pod Chocimem. I jedyny konkretny efekt tego zwycięstwa jest taki, że Turcja łaskawie oddała nam tylko Podole i szlachta zdecydowała się wreszcie na elekcję Sobieskiego po śmierci Korybuta. Tyle i tylko tyle. Wspaniałe zwycięstwo Sobieskiego, a politycznie wygraliśmy nic. Można się tu jeszcze zatrzymać na moment przy postaci Króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, o którym mówiono, że zna biegle 7 języków, co było prawdą, ale w żadnym z nich nie ma nic ciekawego do powiedzenia, co też było prawdą. To taki pstryczek tym, którzy mówią, że najważniejsze jest, aby polityk znał języki, w ogóle nie wchodząc w zagadnienie co ten polityk ma do powiedzenia. Rzecz jasna wyjście to wygodniejsze, bo sprawdzić czy polityk potrafi mówić w obcym języku może ocenić każdy, ale już ocena tego czy mówi dobrze czy źle.. to już zadanie znacznie trudniejsze.
Traktat Buczacki nie wzbudził w ówczesnym społeczeństwie jakiegoś szoku. Ot po prostu przyjęliśmy go „z godnością”. Tłumaczyć to można chyba tylko szokiem po potopie szwedzkim. Nikt w Polsce ówczesnej nie krzyczał: przekreślić Buczacz! Walczyć z Turczynem do upadłego! Nic z tych rzeczy. Rozgorzała właśnie kolejne wojna domowa.. a państwo było zbyt słabe aby takiej wojnie zapobiec, albo taką wojnę ukrócić. Spytają państwo może jak zmierzyć siłę państwa. Odpowiem przykładem austriackim. Rok temu, z pewnością państwo słyszeli o panu Fritzlu, który popełniał czyny na swej rodzinie mało chwalebne. Proszę zobaczyć, że sprawa wyszła na jaw, została nagłośniona, został w niej przeprowadzony proces i wydany wyrok w ciągu 2-3 miesięcy. I proszę państwa nikt nie mówi, że Austria przez takie tempo pracy sądów jest krajem niedemokratycznym, że łamane są tu prawa człowieka. Taka sytuacja w Polsce? Proszę państwa: zasady demokratycznego państwa prawa… i taka sprawa już wydłuża się do 2-3 lat. W dawnej Rzeczypospolitej problem był ten sam. Niewydolność administracji, mnogość praw i dowolność w ich interpretacji, czego najlepszym przykładem jest nigdzie nie spisana zasada „Liberum Veto”.. wszystko to sprawiało, że u nas procesy trwały po ileś lat… nie rozwiązywały niczego i trzeba było sięgać po kolejną wojnę domową…
11 lat które minęły od Buczacza do Wiednia poświęcono w Polsce na wojowanie i godzenie się. Dróg nie budowano, twierdz nie wznoszono, praw nowych nie uchwalano. W dyplomacji same porażki. Sobieski traci oparcie we Francji i nie odzyskuje Prus Książęcych. Brandenburgia i Prusy przekupują kolejnych posłów i zrywają kolejne Sejmy. I teraz pytanie: no to skąd Polacy wzięli siły na to aby znaleźć się pod Wiedniem?
Ano komplement. Polska jest kobietą, którą zdobywa się komplementem. Austriacy przez wiek XVII i XVIII wojują z Turczynem i to ze szczęściem zmiennym. Raz górą są Austriacy i to oni zdobywają poszczególne bałkańskie prowincje, raz z kolei górą Sułtan i odzyskuje swoje prowincje. Tu polecam państwa uwadze uważniejsze zagłębienie się w historię Chorwacji czy Serbii. W roku odsieczy wiedeńskiej górą są tym razem Turcy. Przełamują obronę austriacką i podchodzą pod Wiedeń. I teraz we Wiedniu zaczyna się gorączkowe szukanie sojuszników. Papiestwo chętnie, ale papiestwo nie ma tylu ludzi i sprawnej armii. Wenecja, a więc kolejny członek antytureckiej „Świętej Ligii” to państwo morskie, a Wiedniowi trzeba odsieczy lądowej. Państewka niemieckie.. zbyt zniszczone po wojnie trzydziestoletniej, poza tym taka Saksonia z pewnością za darmo wojska pod Wiedeń nie posłałaby. Więc cała nadzieja w Polsce.
Zwrócę na jedną uwagę państwa, tak aby przekonać, że te wywody historyczne mają znaczenie jak najbardziej praktyczne, jak najbardziej na dziś. Proszę zobaczyć, że przez tyle tysięcy lat, przez ile człowiek tworzy swoją cywilizację, w języku, który jest tą rzeczą sprawiającą, że jesteśmy gdzieś wyżej niż inne zwierzęta, zmieniały się tylko rzeczowniki. Przymiotniki są ciągle takie same. Przymiotniki na określenie charakteru: człowieka, narodów. Czytamy Antygonę, która powstała 2,5 tysięcy lat temu i ją doskonale rozumiemy. Zmieniło się tylko opakowanie, ale ludzie którzy tworzą historię są ciągle tacy sami, z takimi samymi zaletami – odwaga, rozum, uczciwość, sprawiedliwość czy wadami – zazdrość, nikczemność, kłamliwość. Polacy na przestrzeni tych ponad 300 lat od Odsieczy Wiedeńskiej nic się nie zmienili. I gdy dzisiaj dla nas najważniejsze jest co mówią o nas na zachodzie – w Paryżu, w Londynie, co o nas pisze prasa na Jamajce, co swego czasu stanowiło poważne zmartwienie obecnego Pana Prezydenta Rzeczypospolitej. Tak samo było za Króla Jana. Acha! Sam Cesarz nas zaprasza! A to jedziemy! Zyskamy międzynarodowy szacunek. Jakieś konkrety? Że Austria nam coś da, że zobowiąże się do odzyskania dla nas naszej Ukrainy? Nic z tych rzeczy. Skarb Rzeczypospolitej wyekwipował wojsko, Skarb Rzeczypospolitej za nie zapłacił. Szczęście, że Austria pozwoliła nam splądrować obóz Turecki, chociaż teraz to splądrowanie tych namiotów z kawą i haremem było po prostu koniecznością co byśmy na tej wyprawie nie wyszli jeszcze bardziej do tyłu. Dróg nie było, zamków nie było, ale była odsiecz.
Dyplomacja nie jest naszą dobrą stroną. To co utraciliśmy w Buczaczu nie odzyskaliśmy ani po naszym zwycięstwie Chocimskim, ani po Wiktorii Wiedeńskiej, dopiero Buczacz przekreślał Traktat Karłowicki z roku 1699 zawarty pomiędzy Świętą Ligą (Austria, Państwo Kościelne, Wenecja, Polska) a Turcją. Trzy państwa zyskiwały nowe prowincje na pokonanej Turcji, a tylko Polska odzyskiwała to co wcześniej straciła i nic nowego nie zyskiwała. Tylko, że do dyplomacji trzeba dobrych informacji. Szybki przeskok do współczesności. Przejeżdżamy przez Wiedeń i właśnie kilka dni temu miała tu miejsce wymiana szpiegów rosyjskich i amerykańskich. Niby wiek XXI, niby wszyscy się kochają, a tu sceny jak z zimnej wojny. Wymiana szpiegów. Ale proszę państwa, każde państwo do prowadzenia polityki musi mieć jak najwięcej informacji o innych partnerach i tych wrogich i tych przyjacielskich, bo to jest zmienne – vide Austria, raz Polska dla niej to nadzieja Chrześcijaństwa, a potem znowuż siedlisko anarchii w Europie, bo tak właśnie tłumaczono rozbiory. Proszę państwa my naszych szpiegów możemy policzyć na palcach od ręki. Na palcach od ręki możemy policzyć też ile razy z naszego kraju wydalano obcych szpiegów. Możemy do tego dodać jeszcze naszą kolejną dziwną ciągnotę do tolerowania przyjmowania pieniędzy od państw obcych i pracowania na ich rzecz. I może w tym momencie jesteśmy bliżej wyjaśnienia zagadki: czemu w tych traktatach międzynarodowych zawsze dostajemy po duszy?
Gdy państwo raz jeszcze spojrzą na wzgórza Kahlenbergu, zobaczą po jak dobrej drodze jedziemy i jaki nas koszmar drogowy będzie czekać po przekroczeniu granicy w Cieszynie i to wszystko będzie w Polsce okraszone komentarzami, że jest super, że zdajemy egzamin… to możemy się raz jeszcze zastanowić czy na pewno Sobieski dobrze robił, że zlatywał z tych Wzgórz na Wojska Tureckie i czy my stając znów w takim wyborze też musimy z tych wzgórz zlatywać?
Inne tematy w dziale Kultura