Czuje się oszukiwany i upokarzany, gdy Pan Prezydent Rzeczypospolitej Bronisław Komorowski wychodzi uśmiechnięty z hali obrad rocznicowego zjazdu Solidarności w Gdyni, macha do uczestników zjazdu i pokazuje gest Solidarności, podczas gdy cały zjazd przesiedział w widocznym strachu w oczach i w nerwach. Ale trzeba wyjść z uśmiechem, aby zaprzyjaźnione media pokazały Prezydenta szanowanego przez związkowców, a gwizdy, których zasadniczą porcję usłyszał Pan Premier Rzeczypospolitej Donald Tusk, zostały sprowadzone do „grupy wiadomych wichrzycieli”.
Jednak uśmiechnięty Pan Bronisław to było za mało aby przykryć dobre wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego. Tutaj aby przykryć zbyt długie i niepotrzebne debaty nad tym co Kaczyński mówił: o tym, że Solidarność to ruch Polski, patriotyczny i katolicki (a przecież obecny Solidarnościowy Rząd i Prezydent jak diabeł święconej wody boją się Krzyża na Krakowskim Przedmieściu); o tym, że nadal manipuluje się nastrojami społeczeństwa (toć nasze wykształciuchy nie mogą się dowiedzieć, że są tak samo oszukiwani jak obywatele Korei Północnej w znanym filmie „Defilada”; o tym, że misja Prezydenta Lecha Kaczyńskiego nie dobiegła jeszcze końca (wszak do 2012 roku pamięć o Prezydencie Kaczyńskim ma zostać z Polski wyrugowana). Takie rzeczy nie mogły stanowić pola do debaty publicystycznej i dlatego też do akcji musiała wkroczyć Henryka Krzywonos.
Taki idealny parawan, bo to jednak legenda strajków z roku 1980. Bo to kobieta o pięknym życiorysie i charakterze. Parawan idealny, który zakrył cały sens przemówienia Kaczyńskiego, który zakrył sposób w jaki na sali Solidarności zostali przywitani Pan Prezydent Komorowski i Pan Premier Tusk, a w jaki sposób był przywitany Jarosław Kaczyński. Atak Krzywonosem był niezbędny. Gdyby tak jeszcze ktoś wyjaśnił mi o co Pani Henryce chodziło. Bo krzyczała tylko, że nie da się zagłuszyć. No ależ Pani Henryko! Pani, z pani przesłaniem nikt nie zagłuszy, bo zagłusza się tylko tych co chcą wiedzieć co się stało w Smoleńsku. Pani Henryka krzyczała też, że ona o to walczyła, aby jej nie zagłuszać. Ależ Pani Henryko, walczono też oto aby Polska była Polską, a nie krajem gospodarstw agroturystycznych.
Pan Premier Tusk swój parawan stworzył metaforyczny w przypowieści o ZOMOwcu zasłoniętym przez jakąś dziewczynę, przed tłumem manifestantów. I to się najbardziej Panu Premierowi Tuskowi w Solidarności podobało, że tłum nie zlinczował ZOMOwca, który pewnie w innej okoliczności nie miał nic przeciwko zagazowaniu i spałowaniu tego tłumu. Tutaj chyba Premier dobrze wyczuwa możliwe scenariusze jego odejścia z Urzędu w Alejach Ujazdowskich.
Znakomite jednak przede wszystkim było wystąpienie Przewodniczącego Janusza Śniadka. Z 10 mln członków Solidarności w roku 1989 mieliśmy już tylko 1 milion, i na to Pan Przewodniczący zwrócił uwagę historykowi z wykształcenia, a premierowi z urzędowania Donaldowi Tuskowi. Możemy dopowiedzieć, że gdyby przeprowadzono w Polsce uczciwą lustrację, to wtedy dopiero poznalibyśmy ilu było prawdziwych solidarnościowców a ile osób oddelegowanych przez rozmaite spec służby Polski Ludowej, tudzież innych zaprzyjaźnionych państw socjalistycznych do sprowadzenia Solidarności do roli katalizatora wymiany kolejnej ekipy politbiura.
Przewodniczący Śniadek zwrócił uwagę Panu Prezydentowi Rzeczypospolitej, że ciężko nazywać jest niepracujące i zardzewiałe już żurawie stoczni Szczecina czy Gdańska naszą, Polską Statuą Wolności. Tutaj pewna pieśń, której niektórzy nasi spece od ekonomii, zwłaszcza po popularnych studiach marketingu nie rozumieją, ale to stocznie dawały pracę i Ceglorzowi i fryzjerowi z podwórka, i kancelariom prawnym co obsługiwały umowy Stoczni z hutami, kolejami, armatorami i innymi kontrahentami i biurom podróży, które wysyłały stoczniowców na wczasy etc... a teraz to my naprawdę skończymy jak wielkie gospodarstwo agroturystyczne. Jeżeli kogoś kręci udawanie Tyranozaura czy Psa Pluto przed turystami z Niemiec, no to szerokiej drogi.
Pan Prezydent Rzeczypospolitej w tym momencie pokiwał swoją głową ze zrozumieniem. Takim zrozumieniem jakie mieli niegdyś Wielcy Panowie w czasie dorocznego wysłuchiwania skarg swoich chłopów pańszczyźnianych. Pokiwali wtedy Wielcy Panowie, po czym wrócili do swojego tradycyjnego hulaszczego trybu życia. Nie mieli nasi chłopi nowych maszyn rolniczych, nie ściągaliśmy nowych technologii upraw, ale Wielki Pan miał wielki pałac i wielkie bale się na nim odbywały. No a państwo nie miało regimentów. Wtedy nie miało regimentów i skończyło się zaborami, a dziś tylko stoczni nie ma.
Jeżeli ktoś w takim momencie proponuje mi jakieś zabawy intelektualne, że przecież skandalem przede wszystkim były gwizdy, a Krzywonos to najważniejsza rzecz ze zjazdu, to znaczy, że to wszystko niedługo się skończy i na kolejnej rocznicy nie będzie słychać gwizdów tylko strzały. Cóż, Rewolucja zawsze zjada swoje dzieci.
Inne tematy w dziale Polityka