Podatek od oddychania powietrzem? W przyszłości nie wykluczone. Na dzisiaj „Rzeczpospolita” poinformowała, że nasze Ministerstwo Kultury pracuje nad wdrożeniem unijnej dyrektywy przewidującej opłaty za każdorazowe wypożyczenie książki. Oczywiście Ministerstwo zapewnia, że czytelnicy wypożyczający książki nie będą bezpośrednio za takie wypożyczenie płacili, ale w gruncie rzeczy, czy za wypożyczeni zapłaci samorząd prowadzący bibliotekę czy ministerstwo i tak docelowo zawsze ponosić koszta tego będzie obywatel. Pytanie tylko dlaczego?
Czy kupując książkę – nie ważne czy jako zwykły czytelnik czy jako biblioteka – nabywam także prawo swobodnego nią dysponowania. W cenie książki powinno się znajdować to, że nie tylko jedna osoba ją przeczyta ale także kilka-kilkanaście innych. I tak książka o słabszej okładce – a więc taka, która szybciej się „zużyje” jest tańsza od trwalszej książki w twardszej obwolucie. Skoro Unia chce podatkować wypożyczenia publiczne, to czemu nie podatkować wypożyczeń prywatnych czyli takich gdzie jeden kolega pożycza książkę drugiemu? Można też zadać pytania, a czy stawka podatku od wypożyczenia będzie zależna od jakości i wartości książki. Czy będą wprowadzone jakieś opłaty ulgowe dla emerytów, rencistów? Tudzież czy np. analfabeci będą zwalniania z tej opłaty, gdyż czytania to będzie jedyna ich możność zwalczenia tegoż analfabetyzmu?
Wypożyczenia książek jako dochodowy interes? Dyrektywa Unijna daje pewne możliwości. Np. autorzy będą co dzień przychodzili do biblioteki i pożyczali swoje książki następnego dnia oddając i znów pożyczając, wciągną w ten proceder swoich znajomych, i w ten sposób będą powiększać swoje dochody. Sprawy mogą też pójść w całkiem odwrotnym kierunku. Bibliotekarze przejęci swoją pracą i misją będą dokonywali tajnych wypożyczeń, nie ujawnianych, aby w ten sposób nie narażać się na większe koszty.
Z resztą w tym momencie ujawni się cała słabość konstrukcji podatku od wypożyczenia. Jeżeli będzie on przerzucony na biblioteki i samorządy, to nie chcąc zwiększać swoich kosztów będą one starały się wykazać jak najmniejszą liczbę wypożyczeń. Ewentualnie stworzą np. konstrukcję „oddania książki do wglądu czytelnikowi”, która nie będzie wypożyczeniem i nie będzie poddana opłacie. Rzecz mogła by być ominięta, jeśli to na czytelnika zostałby przerzucony ten podatek bezpośrednio, ale to z kolei spowoduje, że czytelnicy do bibliotek w ogóle nie będą się fatygować.
W całym tym podatku nie chodzi chyba o los autorów, ale wydaje się, że bardziej chodzi o to aby Unia pokazała, że działa, istnieje i szuka pieniędzy, że chce dać pracę nowym urzędnikom, którzy będą kontrolować sprawy wypożyczeń – a to wszak istotne w chwili gdy władzę Unii zajmują się walką z bezrobociem wśród młodych. To, że najprawdopodobniej bezpośrednim efektem tego będzie, że europejczycy przestaną w pewnym momencie cokolwiek czytać bo ich nie będzie stać, albo też mając do wyboru: wypożyczenie książki albo pójście na piwo – wybiorą to drugie – a kogoż to interesuje? Przecież nie liczy się wiedza, tylko umiejętność wyszukiwania informacji. Uczeń będzie miał wymówkę, że owszem on wie gdzie ta informacja jest, że jest w takiej a takiej książce dostępnej w bibliotece, ale jego nie jest stać na wypożyczenie.
Tymczasem w Chinach… każdy będzie mógł wypożyczyć co chce, a nawet Państwo będzie dopłacać do tego, żeby Chińczycy czytali i uczyli się i myśleli jak skonstruować lepszy silnik, wydajniejszą maszynę, szybszy i bardziej oszczędny samochód, jak pozyskiwać energię z rzepaku czy innej rośliny… Europejczycy zaś nawet nie doczytają, że kiedyś Unia chciała rywalizować z Chinami i Stanami Zjednoczonymi.
http://prawo.rp.pl/artykul/757714,1026940-Honoraria-dla-tworcow-od-ksiazek-wypozyczanych-z-biblioteki.html?p=1
Inne tematy w dziale Polityka