Jesteśmy mało turystycznym narodem. Nie lubimy za bardzo zwiedzać innych miast. Na wycieczkach wolimy oddawać się negocjacjom z Bachusem, a raczej jego słowiańską, ognistą wersją. Jeżeli już musimy wygramolić się z autokaru to najlepiej żeby to już była ta właściwa, najbardziej fotograficzna atrakcja turystyczna. Co by szybko pstryknąć fotkę. Tak byłem Tu. I potem szybko do autobusu i dalej w trasę. Szkoda, bo podróże niesamowicie kształcą, a dwa spokojne zwiedzanie pozwala na lepsze poznanie danego miasta, kraju, i także na znacznie lepsze obserwacje. Wracają później Polacy z wycieczek do Francji. Bo wiesz tam w ogóle nie ma biedy, a to co pokazują jakieś walki w slumsach, to pic na wodę - fotomontaż. Jak się ogląda Paryż tylko z zaleceniami przewodnika turystycznego, takie wnioski faktycznie są słuszne. Jednak chwalenie się tym, że rozumie się po takiej wyprawie Francję, jest mocno przesadzone.
Pal licho kiedy chodzi tu o zagranicę, ale co najgorsze Polacy nie rozumieją Polski. Jesteśmy krajem niesamowicie różnorodnym, na którego ogromny wpływ ma historia, zwłaszcza wieku XIX i zaborów. Czym innym bliższy Wiedniowi Kraków, czym innym popruski Poznań, czym innym odzyskany Wrocław czy Gdańsk. Jak wielka różnica jest między tak blisko położonymi Sosnowcem a Katowicami. Ale gdzie to tam interesuje Polaków. To dawne czasy, to historia - Panie. Jaki to ma wpływ na mnie? Ano szkoda, bo tak niewiele wystarczy aby w głowie jakaś refleksja nad Polską, i jej miejscem na świecie zaświtała.
Wycieczki które zwiedzają Warszawę najdalej na południe, przed Wilanowem docierają do Łazienek Królewskich. Wiadomo fotka z pomnikiem Szopena musi być. Dokarmianie ptaków przy Teatrze na Wodzie musi być. Przewodnik coś poopowiada o Królu Stanisławie, który był beznadziejny politycznie, ale na kulturze to się znał. Wycieczki czasem dochodzą jeszcze do Belwederu. I tutaj historia o Piłsudskim, a jeszcze wcześniej o księciu Konstantym, co to w damskim przebraniu uciekał w noc listopadową. Oczywiście wszystko jak najszybciej opowiadane, bo już grupy może nie interesować, co robił w Belwederze książę z rosyjskiej dynastii Romanowów, czy jaka była główna myśl polityczna Marszałka Piłsudskiego. Polaków to nie interesuje. Ile kobiet miał Piłsudski, a i owszem, ale co myślał.. to dawne czasy, panie.
Bardzo żałuje, że wycieczki spod Belwederu nie ruszają dalej na południe. W dół ulicą Belwederską. Po jakiś 600 metrach po prawej stronie rozpoczyna się wielki żywopłot, za nim wiele drzew. Ot park jakiś? Jakaś kolejna część Parku Łazienkowskiego? Kiedy zaczyna się wyłaniać za tych drzew całkiem spory budynek, pojawia się myśl, jakie to ministerstwo ma tak ładnie położoną, i tak wielką siedzibę. Wielki pałac z marmurów białych, obok budynek z antenami satelitarnymi. Może jakaś obronność? Pewne wątpliwości pojawiają się kiedy dostrzegamy maszt z biało – niebiesko – czerwoną flagą? Potem brama, i napis Ambasada Federacji Rosyjskiej w Warszawie.
Tak wiem, to historia, to było dawno, Panie. Jak nic do mnie to nie przemawia. Historia lubi się powtarzać, i właściwie co chwila na świecie mamy to samo tylko w innym opakowaniu. Świat już kilkakrotnie solennie sobie przyrzekał, żadnych wojen. Świat już kilkakrotnie miał okresy gdzie tylko gospodarka, teraz tylko handel się liczy, więc po co wojny? Świat już kilkakrotnie sobie deklarował, że nie będzie sąsiad na sąsiada napadał. Jakoś nic z tego nie wychodziło. Każde państwo o swój własny interes dbało, dba. Każdemu państwu zależy na poszerzaniu swojej strefy wpływów. Tylko nie Polskę i Polaków. 100 lat temu Wyspiański w Weselu napisał „Niech na całym świecie wojna, byle Polska wieś zaciszna byle Polska wieś spokojna”. Prawdziwe nadal.
100 lat temu na ulicach Wrocławia i Poznania mówiło się po Niemiecku, podobnie na ulicach Krakowa. Z Krakowa łatwiej było dojechać pociągiem do Wiednia, niż do Warszawy. A 100 lat temu w Warszawie mówiło się po rosyjsku. Po lewej stronie Wisły były co prawda nory normalnoeuropejskie, ale już po prawej były szerokie, rosyjskie tory, a z dworca Wileńskiego czy Wschodniego, co dzień pociągi albo do Moskwy albo do Petersburga. I czy naprawdę myślimy, że Rosjanie tak łatwo się z tym pogodzili, że nie ma kraju przywiślańskiego?
Ambasada Amerykańska w Warszawie to duży, nowoczesny ( w rozumieniu lat 60 – tych budynek przy Al. Ujazdowskich zwrócony bokiem do ulicy i nie robi on specjalnie wielkiego wrażenie. Wiele innych ambasad w Warszawie to małe pałacyki, albo otoczone zielenią Wille, z flagą danego kraju. Ambasada Rosyjska w Warszawie to olbrzymie gmaszysko, otoczone wielkim murem, z ogromnym podjazdem, kolumnadą przy wejściu. Ten budynek nie powinien robić za ambasadę, ale za siedzibę rosyjskiego namiestnika na Polskę… ale jak wspominaliśmy wyżej, wycieczki nie docierają na Belwederską 49. Stąd też może się co niektórym wydawać, że Rosja to taki normalny kraj.
Inne tematy w dziale Polityka