Grudeq Grudeq
656
BLOG

My Sławianie, my wolim sielanki. Rzecz o podmiotowości

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 12

 

Społeczeństwo Polskie nie jest podmiotem polityki, ale jej przedmiotem. I dzieje się tak odkąd w środkowej Europie istnieje Polska.
 
Oczywiście, ktoś powie, że ciężko jest mówić o podmiotowości politycznej społeczeństwa w czasie średniowiecza czy epoce nowożytnej. Dopiero wiek XIX, a w Polskim wypadku wiek XX kiedy to odzyskaliśmy niepodległość, rozpowszechnienie się ustroju demokratycznego spowodował, że społeczeństwo stało się podmiotem polityki. Udział w wyborach, możliwość zostania wybranym to spowodowało upodmiotowienie polityczne społeczeństwa. Otóż jest to teoria błędna. Społeczeństwo przez sam fakt istnienia staje się podmiotem politycznym, i nie jest potrzebna do tego cała struktura demokratyczna.
 
Żaden władca, nawet o największych zapędach absolutystycznych nigdy nie mógł sobie pozwolić na lekceważenie społeczeństwa (swoich poddanych). Niezadowolone społeczeństwo to przecież idealny materiał do buntu, na który będzie tylko czekać jakaś wewnętrzna opozycja. Co prawda w jakiejś dawnej monarchii, obywatele nie mieli prawa głosu i nie wybierali swojego władcy, jednak mogli oni poprzeć opozycję czy innego kandydata do tronu, a przecież taki konkurent też potrzebował ludzi, którzy będą służyć w jego wojskach, oblegać zamki przeciwnika czy wzniecać bunty w miastach przez niego oblężonych. W monarchiach istniała konkurencja do władzy, pod tym względem, że nigdy nie było jednego uprawnionego, bo zawsze okazywało się, że istnieje jakiś syn z nieślubnego małżeństwa, albo przedstawiciel jakiejś zapomnianej linii. Kandydatów do tronu mogło dostarczyć także prawo, poprzez interpretację czy dziedziczenie jest według primogenitury salickiej czy zgodnie z prawem starszeństwa, z zachowaniem linii żeńskiej (a przecież wtedy też ginęły dokumenty, albo cudowanie odnajdywano jakiś stare zapiski). Dlatego rozsądny władca oprócz dbania o to aby opozycja była zamknięta w twierdzach czy zamkach, a wykładnia prawa była zawsze zgodna z jego własną(Władco – popieraj zakładanie Uniwersytetów), musiał dbać także o „szczęście” swoich poddanych. To trzeba było im zorganizować jakiś turniej czy festyn, to zainwestować w szpital czy akwedukt.  
 
Tak to wyglądało na zachodzie Europy – w Niemczech, we Francji czy Anglii. A w Polsce, jak to w Polsce, wszystko było inaczej. U nas naród był grzeczny, spokojny, dobroduszny i spolegliwy. Jak pisał Mickiewicz w Dziadów, części III:
 
Nasz naród się prostotą, gościnnością chlubi,
Nasz naród scen okropnych, gwałtownych nie lubi;
Śpiewać, na przykład, wiejskich chłopców zalecanki,
Trzody, cienie - Sławianie, my lubim sielanki.
 
Czy coś się od czasów Mickiewicza zmieniło? W gościnności jesteśmy ścisłym europejskim liderem, wystarczy się spytać jakiegokolwiek cudzoziemca. A scen okropnych.. cóż ostatnie wybory parlamentarne były toczone pod hasłem zakończenia wojny jaką PiS wypowiedział III RP. Większość Polaków nie pytała o to jaka to wojna, o co toczona, jakie są w niej strony i jakie mają argumenty. Wszyscy chcieli aby wojna była zakończona i żeby wszyscy się kochali.
 
Jesteśmy narodem prawie idealnym do rządzenia. Wystarczy Polakom zagwarantować spokój, niech będzie biednie, niech nad nami wiszą jakieś zagrożenia, ale byle był spokój. Żadnej rewolucji Polacy nie rozpoczną. Spójrzmy w naszą historię. Czy u nas społeczeństwo rozpoczęło kiedyś jakąś rewolucję? Anglicy już w XIV wieku mieli powstanie ludowe pod wodzą Wata Tylera. Francuzów do boju w wieku XV prowadziła Joanna D’Arc – panie feministki mogą nie uwierzyć, ale to była kobieta! Niemcy mieli w XVI wieku Wojnę Chłopską i Tomasza Munzera. A nad Wisłą, Niemnem i Dnieprem. Cisza.. spokój.
 
Polacy! nie będzie władcą już Leszek Biały, teraz Leszek Czarny. Mieszczanie na krakowskim rynku - dobrze. Polacy! Nie będą władcami już Piastowie lecz Przemyślidzi. Znów krakowski rynek – a niech będą. Polacy! Pańszczyzna będzie wynosić teraz 5 dni w tygodniu – a niech wynosi, grunt, że niedzielę zostawili nam wolną. Polacy! Trzeba zgodzić się na I rozbiór. No jak trzeba, to trzeba.
 
Wspomniane wyżej wydarzenia z Anglii, Francji i Niemiec sprawiły, że tam społeczeństwo bardzo wcześnie poczuło, że coś od nich zależy. Że mogą zebrać się i wymusić na władcy pewne ustępstwa, a władca musi się z nimi liczyć – przecież tłumienie takiej rebelii też kosztuje. Dlatego na zachodzie Europy nikt nie wymyślił pańszczyzny, bo władca który by takie coś zaproponował, byłby pierwszą ofiarą buntu. Wpływ na poczucie podmiotowości politycznej i świadomość swojej mocy były jeszcze podbudowywane urbanizacją. Polacy to ludność wiejska, rozproszona. Tam wiadomości rozchodzą się wolniej, są dłużej analizowane, rozważane. Kraje zachodnie to mieszczanie. Żyją w miastach gdzie wieści rozchodzą się szybko, szybko są komentowane, a wyniki tych komentarzy są jeszcze szybciej wprowadzane w życie.
 
Na zachodzie bardzo szybko powstaje klasa średnia. W Polsce rolę klasy średniej pełni zdegradowana do niej z klasy najwyższej szlachta. Wydaje jej się, ze to od niej wszystko zależy, a tak naprawdę wszystkie sznurki za nich pociąga magnateria. Polska szlachta to nie angielska klasa średnia, która jest przedsiębiorcza i gotowa do różnego typu awantur zamorskich. Jedyne awantury jakie nasza szlachta lubi, to te w gospodach albo na sejmikach. Wojenki? Nie, nie, po trzykroć nie. Lasy bukowińskie i za Króla Olbrachta wyginęła szlachta. Nasza szlachta nie jest także niemieckim mieszczaństwem, wyrabiającym w sobie cechy pracowitości i oszczędności. Szlachta jest pasożytnicza, bo pracują na nią chamy na polu, a cnota oszczędności – zastaw się a postaw, chce mieć moja luba zimę w lecie, wysypiemy jej trzy tony soli przecie. Nasza szlachta nie jest także francuską, uczącą się zasad administracji krajem, za cnotę uważającą służbę u Króla, chociażby był to Król Słońce. We Francji administrowało się prawem, w Polsce zajazdem.
 
Za pewne zaczątki klasy średniej uznałbym Kozaczczyznę. Spójrzmy, komu nie pasowała sielankowa i spokojna praca na wsi (pamiętajmy, że do XVI wieku pańszczyzna wynosiła 1 dzień w tygodniu, a w pozostałe dni, chłopi pracowali u pana za normalne wynagrodzenie, to sprawiało, że życie na wsi było całkiem dostatnie – wysoki popyt na polskie zboże powodował nawet, że Sejm musiał na początku uchwalać zakaz noszenia przez chłopów złotych łańcuchów, co by nie mylić pana z chamem – taką bogatą mieliśmy wieś) komu nie pasował system, Ja pan – Ty cham, brał nogi i wiał na Dzikie Pola. W Niemczech awanturnicze i przedsiębiorcze jednostki z tego marazmu wiejskiego wiały do miasta, co było nawet chronione poprzez prawo – Stadtluft macht frei (powietrze miejskie czyni wolnym). W Polsce miast nie było, więc trzeba było się kierować na południowy wschód. Tam na dzikich Polach przebywała najbardziej przedsiębiorcza część ówczesnego społeczeństwa Polskiego. Awantury, proszę bardzo, nie tylko bijatyki, ale na czajki i przez Morze Czarne na zakupy do Konstantynopola. Jest potrzeba wojny z Tatarem – to lecimy na Krym. Z Moskalem, to idziemy na Moskwę.
 
Mieliśmy tam więc pewne zaczątki klasy średniej. Która w pewnym momencie chciała dostać należne jej prawa. Takie same jakie posiadała klasa średnia na zachodzie. No i nie dostała. Gdy wymyśle kiedyś maszynę do przenoszenia w czasie, osobiście dopilnuję aby starosta Czaplicki wyromansował wszystkie kobiety, za wyjątkiem tej jednej. Żony Bohdana Zenobija Chmielnickiego. Powstanie Chmielnickiego to Polskie opóźnienie do Tylera czy Munzera. Opóźnienie o tyle tragiczne, że w skutek tradycyjnego idiotyzmu naszych elit politycznych, nie widzących dalej niż perspektywa jednego roku, a także wplątania się w to wszystko państwa Carów do powstania społecznego doszło nam powstanie narodowe. Znów korzystam z przywileju wyobraźni, ale Kozacy dostają to co chcą, a Rzeczpospolita żąda od nich jedynie dostarczania wojska na wojnę. Pewnie dziś Szwedzi mówili by o Potopie Polskim, i ze strachem opowiadali o „Polskich kozakach”. Odsiecz wiedeńska zakończona w Konstantynopolu, gdzie Król Sobieski połączył się z Kozakami, którzy przypłynęli tam na swoich czajkach. Wojna Północna z Polskimi Kozakami, przemierzającymi stepy Rosji. Wszystko na część i chwałę Rzeczypospolitej! No, ale my sławianie, my wolim sielanki.
 
W wieku XVII większość naszego społeczeństwa cały czas nie było podmiotem politycznym. Kozaków oddaliśmy Rosji, a tam pozbawieni wsparcia z klas wyższych i niższych, które zostały w Polsce, bardzo szybko zostali wrzuceni w tryby machiny rosyjskiej, uznającej istnienie tylko Cara i całej reszty. Wiek XVIII to przyglądanie się bierne społeczeństwa jak Polska jest rozkradana przez trzech zaborców. Zgoda. Kościuszko organizuje powstanie, Warszawa walczy, ale to tyle. Żadnych większych niepokojów czy ruchawek. Trzeba pracować na polu, a czy będzie pan Polski czy pan Rosyjski to co mi się tam na dole zmieni? Francuzi obronili swoją rewolucję, chociaż była przeciw nim cała Europa, i jeszcze zdążyli ją wyeksportować. Polacy mimo, że zaborców było tylko trzech, i można było ich między sobą rozgrywać – Austriakom oferując przymierze w celu odbicia Śląska, Rosjanom zgadzając się na oddanie Inflant i sugerując zajęcie przez nich d. Prus Książęcych. Do takich planów trzeba jednak było mieć myślącą elitę, i jeszcze do tego trzeba było mieć obywateli, którzy by chcieli za tą Polskę ginąć. No, ale my sławianie, my wolim sielanki.
 
Ciężko jest mówić o upodmiotowieniu politycznym Polaków w wieku XIX, bo upodmiotowienia mogło dokonać tylko państwo Polskie. Prusy chciały mieć Prusaków, Rosja Rosjan, a Austria Austriaków, chociaż dopuszczały możliwość, że będą to obywatele mówiący po Polsku, i wyznający religię rzymskokatolicką.
 
II Rzeczpospolita dopiero rozpoczęła proces tworzenia z Polaków podmiotu politycznego. Ale proces ten wymagał przede wszystkim stworzenie silnej władzy, która była by w stanie mieć tą władzą i oddać tą władzę społeczeństwu. Drogą do tego było wprowadzenia Konstytucji Kwietniowej. Operacja jednak nie ukończona.
 
PRL. Skoro przez tyle lat Polacy nie chcieli stać się podmiotem politycznym, to tym ciężej im było w PRL, który przecież nie dopuszczał realnego udziału społeczeństwa we władzy. Kontynuując nasz wywód, można teraz spojrzeć na Solidarność jako kolejną próbę upodmiotowienia naszego społeczeństwa. Wałęsa staje się w tym wypadku opóźnionym o 700 lat Watem Tylerem, czy o 500 lat jeśli mówimy o Tomaszu Munzerze. Patrząc na Solidarność okiem jednakże krytycznym można poszukać także odpowiedzi, dlaczego nigdy naszemu społeczeństwu nie udaje się tej podmiotowości uzyskać. Wojna Chłopska miała cel. Powstanie Tylera miało cel. Powstanie Joanny d’Arc miało cel. Miano poprawić byt chłopów, miano dać prawa najbiedniejszym, miano przepędzić Anglików. Solidarność nie miała cel, miała cele. Cele wzajemnie sprzeczne. Część wołała: przegonić komunistów. Druga część: tego się nie da, trzeba się z nimi dogadać. Część chciała zachowania systemu socjalistycznego, część chciała kapitalizmu. Część chciała demokracji, a część silnej ręki. Nad tym wszystkim był cel przywódcy: jak najbardziej, jak najmnocniej wypromować siebie i swoje własne Ja. W dawnych czasach Polacy byli mądrzejszym narodem, bo jeszcze nie spaczonym komunizmem, i jak pewnie przychodzili zakładać jakiś ruch społeczny i słyszeli kto i co chce zrobić, to rychlik się wycofywali, bo lepiej mieć święty spokój niż awanturę z której nic nie będzie. My sławianie, my wolim sielanki.
 
Nie jesteśmy jako Polacy podmiotem politycznym do dziś. Chociaż mamy demokrację to nie kierujemy się w wyborach politycznych jakimiś wzniosłymi celami, nie dla nas najważniejszy jest spokój. Trafnie to jeszcze opisał Wyspiański: „Niech na całym świecie wojna, byle Polska wieś zaciszna, byle Polska wieś spokojna”. Chociażby fundację rozwoju demokracji wydały wielkie sumy na szkolenie pt: „świadomy obywatel” czy „społeczeństwo obywatelskie” to i tak myśleniem dominującym będzie „Panie, a co ja tam mogę?”; „Panie to polityka, to oni tam rządzą”. Brakuje nam zawsze tej konsekwencji w walce o swoje. I jak wojna się przedłuża, to się odpuszcza, bo lepiej mieć sielankę i spokój. W 2005 roku wszyscy chcieli zmiany Polski. Energii starczyło tylko na dwa lata. Takim przedmiotem politycznym jakim jest społeczeństwo Polskie można zaś manipulować dowoli. Można wmawiać w sondażach, że jest super i Rząd popiera ponad 50%. Chociaż jest to Rząd raz twierdzący, że kryzysu nie ma, a raz twierdzący, że i owszem. Można wmawiać, że kandydatem na Prezydenta jest narodowy naciągacz w czerwonych spodniach. Można mówić, że jest super gdy super nie jest, bo my sławianie, my wolim sielanki!
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka