Blog ten miał mieć inny tytuł, ale pod wpływem tekstu „Lance do boju, szable w dłoń - PiSiora goń, goń, goń” (Leonarda Bukowska, Salon24) uznałem, że warto się odnieść do coraz powszechniejszej, medialnej nagonki na PO.
Cytowany tekst świetnie wpisuje się w ten nurt.
Tyle tylko, że ja mam chyba „dłuższą” pamięć i pamiętam podobne zjawisko zaistniałe już po dwóch latach rządów PIS-u, które wpłynęło – przynajmniej w jakimś stopniu – na przegraną tej partii w wyborach.
Nie zamierzam polemizować z refleksjami autorki o rozkładzie w „partii władzy”, choćby z tej prostej przyczyny, że wiele jej obserwacji podzielam, a oceny z natury rzeczy są sprawą indywidualną.
Tyle tylko, że w tekście tym brakuje mi szerszego tła, a więc odpowiedzi przynajmniej na takie pytania:
a) czy obserwowana, pogłębiająca się degeneracja „partii władzy” jest przypadkiem szczególnym, jednostkowym, czy jest to przejaw typowego zjawiska;
b) co decyduje, że takie zjawisko ma miejsce.
Właśnie brak w cytowanym tekście tego „szerszego tła” powoduje, że wpisuje się on – świadomie lub nie - w tę falę krytyki, która ma zmieść PO i umożliwić wygraną PIS-u.
W jakieś części jest ona wytworem aktywności aparatczyków PIS -u, tupiących nogami, aby po latach posuchy dorwać się w końcu do władzy.
Na pewno jednak wiele tekstów opisujących patologie w naszej aktualnej rzeczywistości -w tym te wykreowane przez PO - wypływa z innych intencji.
Kiedy jednak w tych tekstach brak takich, lub podobnych, szerszych odniesień, to mogą być one odbierane właśnie jako element wyżej wskazanej fali.
Paradoksalnie, w ten sposób rykoszetem wraca do PO to, co kiedyś jej miało służyć: dwubiegunowa polaryzacja sceny politycznej.
Rzecz w tym, że dla mnie wymiana jednej hordy zawłaszczającej państwo, na inną hordę zawłaszczającą państwo nie niesie żadnej jakościowej zmiany „na lepsze” - w kierunku budowania faktycznej podmiotowości obywateli, czyli w kierunku demokracji.
Co więcej, tym bardziej nie mam żadnych złudzeń w tej dziedzinie, ponieważ horda, która teraz tak się rwie do władzy, dała się już poznać wcześniej.
W jednym z poprzednich blogów: http://grudziecki.salon24.pl/526184,polska-lamie-prawa-czlowieka pokazałem, że w Polsce (i w innych krajach) drastycznie łamane są prawa człowieka – prawa polityczne obywateli, których katalog został opisany w „Powszechnej Deklaracji Praw Człowieka” i w „Międzynarodowym Pakcie Praw Politycznych i Obywatelskich”.
Zakończyłem swój tekst pytaniem, dlaczego obywatele nie skarżą się na naruszenie tych praw, kiedy jednocześnie co roku np. do Trybunału w Strasburgu płynie z Polski tysiące skarg na naruszenie innych „praw człowieka”.
Odpowiedź na to pytanie, jest jednocześnie wskazaniem podstawowej przyczyny, dlaczego w Polsce i w innych krajach obywatele są bezsilni (?) wobec pogłębiających się patologii „fundowanych” im przez tzw. „elity władzy” - przez partie polityczne i „grupy” (eufemizm) z nimi powiązane.
Odpowiedź jest „prymitywnie” prosta: ani w/w deklaracja, ani w/w pakt nie przyznają ludziom (w tym obywatelom) żadnych, skutecznych (to zastrzeżenie wobec w/w paktu) NARZĘDZI, np. typu skargowego, które umożliwiałyby ludziom dochodzenia ich praw i które byłyby wiążące dla państw. Nie jest to dziwne, bo zarówno w/w deklaracja, jak i w/w pakt nie zostały stworzone przez jakąś faktyczną reprezentacje ogółu ludzkości, ale przez państwa, co w praktyce oznacza – że zostały ustalone przez „elity władzy” tych państw.
A „elity” te nie miały przecież żadnego interesu, aby obywatele faktycznie - „w praktyce” te prawa mieli. Byłby to koniec tych „elit” – takich „elit”.
Na odpowiedź oczekuje jednak pytanie, dlaczego ludzie (obywatele) nie skarżą się do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu (instytucji będącej „w ramach” Rady Europy – nie w ramach Unii Europejskiej)?
Odpowiedź też jest prosta: trybunał ten orzeka o naruszeniach praw człowieka zapisanych w europejskiej „Konwencji Praw Człowieka i Podstawowych Wolności”.
A konwencja ta „prawa polityczne” obywateli określa w art. 11 następująco:
„Każdy ma prawo do swobodnego pokojowego zgromadzania się oraz do swobodnego zrzeszania się z innymi, włącznie z prawem tworzenia i przystępowania do związków zawodowych do ochrony swoich interesów”.
Przy takim „odkryciu” (opisaniu) „praw politycznych” - faktycznie przysługujących każdemu człowiekowi „samemu z siebie” oraz zawsze i wszędzie – konwencja ta de facto dla ochrony „praw politycznych” obywateli, za wyjątkiem „praw związkowych”, jest bezużyteczna.
Dlatego też tzw. „elity władzy” państw-stron tej konwencji mogą swobodnie pozbawiać obywateli należnych im praw, które przyjęło się nazywać „politycznymi”.
Nie muszą się obawiać w tym zakresie orzeczeń w/w trybunału.
A innej ponadpaństwowej instancji skargowej, typu sądowego, wydającej wiążące dla państw orzeczenia, NIE MA.
To, że my, obywatele, nie możemy dochodzić swych praw politycznych, a więc to, że na drodze sądowej nie możemy domagać się od „rządzących” takiego kształtowania rzeczywistości, aby prawa te istniały faktycznie – w praktyce, nie oznacza przecież, że my tych praw nie mamy. Ich MINIMALNY KATALOG został zresztą (przecież) przez państwa w w/w deklaracji i w w/w pakcie potwierdzony. Co więcej, świadomość tego „stanu rzeczy” - w całości lub w części – staje się coraz bardziej powszechna. Dowodzą tego choćby wydarzenia w Grecji, czy w Hiszpanii, ale także w Turcji i – w jakimś stopniu – także w państwach arabskich. W Polsce, jak na razie, mają one raczej charakter „intuicyjny” i przybierają formę odmowy udziału w tym cyrku „wyborczym”, który:
a) przedstawiany jest jako wolne i DEMOKRATYCZNE wybory;
b) ma być dowodem na istnienie w Polsce demokracji (jak tego dowodzi, jednak niedouczony w tym zakresie, prominentny polityk „partii władzy” z tytułem profesorskim – na szczęście „z innej dziedziny) .
Oczywiście, wybory te nie są (z „punktu widzenia” obywateli) wolne, ani tym bardziej DEMOKRATYCZNE. ( http://grudziecki.salon24.pl/526184,polska-lamie-prawa-czlowieka , http://grudziecki.salon24.pl/526458,poprawianie-demokracji ). I to jest podstawowa przyczyna – a nie kryzys gospodarczy, jak chce jeden z politologów – odmowy przez obywateli wrzucania kartek do urn wyborczych. Nie chcą legitymizować NIEDEMOKRATYCZNEGO ustroju. Nie chcą wybierać PRZEDSTAWICIELI PARTII POLITYCZNYCH, którzy będą realizować interesy tych partii, interesy swoje i interesy ludzi z nimi powiązanych. Ale nie interesy obywateli.
Niezgoda na zawłaszczanie przez partie polityczne naszego państwa i na szereg związanych z tym patologii (np. faktyczna likwidacja rozdziału „władzy” ustawodawczej i „władzy” wykonawczej, brak możliwości jakiejkolwiek faktycznej kontroli każdej z władz, szczególnie przez obywateli) w chwili obecnej przejawia się w coraz bardziej totalnej krytyce aktualnej „partii władzy”. Tylko tylko, że jej zastąpienie inną „partią władzy” nic nie zmieni.
Nadal będziemy żyć w misz-maszu „niby-demokracji”, oligarchii i być może autokracji.
Ale nie w DEMOKRACJI.
Konieczne są zmiany systemowe, w tym zupełne inne określenie statusu partii politycznych.
Póki to nie nastąpi, to coraz częściej będziemy słyszeć nawoływania: „Platformersa” goń, „Pisiora” goń, jesienią usłyszymy pewnie znowu „Złodzieja goń”. I najtragiczniejsze jest to, że okrzyki te są/będą „prawdziwe”. Bez „pogonienia” partii politycznych - takich jakimi są one teraz - my obywatele nie odzyskamy naszego państwa od tych, którzy je zawłaszczyli.
...................
Ps. Pozdrowienia dla blogera o nicku giz3. Czy możemy już podyskutować o definicji demokracji?