grudziecki grudziecki
498
BLOG

Czy „oburzeni” Pawła Kukiza odchodzą do lamusa?

grudziecki grudziecki Polityka Obserwuj notkę 6

Kiedy na wiosnę doszło do pierwszego spotkania „oburzonych” w Gdańsku, wydawało się, że jest to początek szerokiego społecznego (obywatelskiego) ruchu skierowanego przeciwko arogancji obecnej władzy i przeciwko wielu zjawiskom w naszej współczesnej rzeczywistości, które nie tylko przez uczestników spotkania były (i są) postrzegane jako patologiczne. Co prawda, wiele osób uwierała obecność na tym spotkaniu barona związkowego P. Dudy, ale pewnie nie tylko piszący ten tekst był gotów uznać, że jest to „małe zło” w stosunku do korzyści wynikających z poparcia ruchu „oburzonych” przez tysiące związkowców, w ogromnej większości nie „skażonych” już tym „złem”. Odseparowanie się P. Dudy od „oburzonych” zostało odebrane dość powszechnie jako ogromne osłabienie tego ruchu. Chyba nie do końca słuszne. Ci, „szeregowi” związkowcy, którzy sympatyzowali do tej chwili z ruchem „oburzonych”, raczej nie zmienili swoich sympatii. Jednocześnie pojawiła się możliwość zaangażowania się w ten ruch tych wszystkich, którzy bądź to nie chcieli iść pod „szyldem” „Solidarności”, bądź to nie chcieli iść „ramię w ramię” z Piotrem Dudą.
 
Według oceny piszącego ten tekst (co oczywiste – subiektywnej) tak, mniej więcej, wyglądała sytuacja „oburzonych” do niedzielnego spotkania w Warszawie. Po tym spotkaniu zmieniła się diametralnie.
 
Na niedzielnym spotkaniu jego organizatorzy narzucili dość dużej grupie osób przybyłych, reprezentujących „mniejsze” i „większe” inicjatywy obywatelskie, formułę, że podstawą ruchu, nazwanego teraz Federacja Obywatelskich Ruchów – Polska, mają być JOW-y, uzupełnione o postulat reformy wymiaru sprawiedliwości. JOW-y zostały przedstawione jako panaceum na wszelkie zło w naszej polskiej rzeczywistości... i jako coś, co nie podlega dyskusji. „Zalety” JOW-ów w infantylny sposób przedstawił emerytowany profesor „od atomu”, udający teraz naukowego specjalistę od ordynacji wyborczych.
 
Zdaniem piszącego ten tekst, organizatorzy niedzielnego spotkania przyjęciem takiej strategii „strzelili sobie samobója”. Z prostej przyczyny: spora część osób obecnych na tym spotkaniu - a pewnie większość spośród tych, którzy mają jakąś wiedzę na temat funkcjonowania „westminsterskich” JOW-ów w praktyce i którzy wiedzą, jakie skutki niosłoby ich ewentualne (i raczej mało prawdopodobne) wprowadzenie - została zmuszona, co najmniej, do zastanowienia się nad tym, czy chcą wspierać/tworzyć inicjatywę, która obecną patologię w ustroju naszego państwa, polegającą na zawłaszczeniu tego państwa przez partie polityczne zabetonowane w parlamencie, przekształciłaby w „stan trwały”: w dominację tych samych dwóch partii przez dziesiątki lat (lub przez ponad wiek, jak ma to miejsce w Wielkiej Brytanii). Niektórzy zaś uznali, że nie będą firmować swoją osobą czegoś, co zaczyna przypominać z jednej strony farsę, z drugiej strony fanatyczną sektę. Bo jak można wspierać ruch, którego program sprowadza się do „wyniesienia na sztandary” procedury wyborczej, utożsamieniu tej procedury z całym ustrojem państwa i na domiar na twierdzeniu, że to jest „demokracja”? I jak można się nie śmiać z twierdzenia, że to jest cały program, bo cudowne, proste i jakże „demokratyczne” JOW-y będą panaceum na wszystko.
 
JOW-y, nie tylko na tym forum, zostały poddane druzgocącej krytyce. Piszący ten tekst miał w tym jakiś udział: http://grudziecki.salon24.pl/537493,j-ednomandatowe-o-kregi-w-yborcze-fundamentem-demokracji oraz http://grudziecki.salon24.pl/536866,problemy-z-jednomandatowymi-okregami-wyborczymi. Atak ze strony zwolenników JOW-ów na piszącego – w którym dominowały argumenty ad personam – dodatkowo jedynie udowodnił, jak miałkim rozwiązaniem są JOW-y i, co śmieszniejsze, jak nędzną wiedzę na ich temat mają ich propagatorzy.
 
Po niedzielnym spotkaniu sytuacja w ruchu „oburzonych” jest taka: „oburzeni” znowu się podzielili. Tym razem jednak podział ten może się okazać śmiertelny dla inicjatywy Pawła Kukiza. Odsunięcie się od niej tej części osób - tych którzy pewne „wartości obywatelskie”: wolność oraz (faktyczną) równość w możliwości decydowania o wyborze swoich przedstawicieli, uznali za nie do poświęcenia dla „krótkotrwałego” celu – powoduje jednocześnie, że inicjatywa ta przekształca się w rodzaj fanatycznej sekty, zafiksowanej na jednym twierdzeniu.
Oczywiście, Paweł Kukiz może próbować wyjść z tego „impasu”, ale musiałby wtedy odciąć się od „zmielonych” (swoją drogą, co za nazwa, dla mnie – mówiąc wprost – dość kretyńska). Nie sądzę, aby był w stanie dokonać takiego „przegrupowania”. Jest to jednak – oczywiście, moim (subiektywnym) zdaniem - jedyna szansa na uratowanie jego inicjatywy. Inicjatywy cennej i podjętej najprawdopodobniej z pobudek zasługujących na szacunek, tyle tylko że niepotrzebnie „zakotwiczonej” na powyżej wskazanym infantylnym rozwiązaniu.
 
Czy jest to jednocześnie koniec „oburzonych”? Myślę, że absolutnie nie. Nie zniknęła przecież żadna z przyczyn, które powodują „oburzenie” coraz liczniejszych rzesz obywateli naszego kraju. Tyle tylko, że – do kolejnej inicjatywy lub do zaistnienia jakiegoś zdarzenia, które to „oburzenie” skanalizuje – będzie to „oburzenie” „rozproszkowane”. Jeszcze raz chyba trzeba powtórzyć: szkoda. Nie musiało się tak stać.
 
 
 
 
grudziecki
O mnie grudziecki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka