Zgodnie z przewidywaniami większości osób znających się co nieco na naszych realiach, wczorajsza debata premier - związkowcy (przynajmniej w jakimś sensownym kształcie) nie odbyła się. Premier swoje, związkowcy swoje. Każdy oskarżał adwersarzy o złamanie ustaleń i brak dobrej woli.
No cóż, nie pogadali sobie - choc mogli. Tylko jedna rzecz mnie intryguje. Bez względu na sympatie polityczne Donald Tusk jest premierem mojego kraju i chciałbym aby był szefem rządu który jest silny i wie czego chce (oprócz wygrania następnych wyborów oczywiście). Działania związkowców odebrałem jako wewzwanie "na dywanik" premiera - niech się tłumaczy. Problemem dla mnie jest fakt, że pan Donald Tusk może być sobie wzywany ale premier Donald Tusk reprezentuje również mnie i ja sobie nie życzę aby ktoś (nawet pośrednio) mnie dyscyplinował.
Rozmawiać trzeba ale nie zgodzę się wypowiedzią prof. Staniszkis, która stwierdziła, że ten co ma władzę może pozwolić sobie na wielkoduszność. Owszem może ale wobec pokonanych, a nie wobec tych, którzy uważają się za tych którzy (przynajmniej w jakiejś części) kształtują rzeczywistość.
Chcę aby premier całkim sporego, europejskiego kraju był jego dumnym przedstawicielem. Chciałbym również aby wiedział że z duma bardzo trzeba uważać gdyż łatwo może przerodzić się w arogancję.
Inne tematy w dziale Polityka