Minęło już parę dni od ujawnienia fragmentów z podsłuchów dotyczących prywatyzacji staczni. Nie mnie osądzać czy to afera czy też nie - po prostu brak kompletnych materiałów na ten temat, a na podstawie fragmentów prezentowanych przez media nie będę formułował ostatecznych opinii. Ale jak podałem w tytule parę pytań się nasuwa i to pytań moim zdaniem fundamentalnych.
1. Ilu było oferentów deklarujących utrzymanie stoczni jako całości i jako zakładu produkcyjnego (pomijam produkcję akurat statków, bo to jest mniej istotne) ?
2. Czy informacje na temat konsorcjum, które przetarg wygrało były znane rządowi przed rozstrzygnięciem przetargu czy też nie?
3. Jeżeli rząd nie posiadał takiej wiedzy przed rozstrzygnięciem, to gdzie były służby specjalne, przecież prześwietlenie oferentów to wręcz ich obowiązek?
4. Jeżeli takową wiedzę posiadał, to po co ta "ściema", przecież wiadomym było, iż wszystko się wyda?
5. Jeżeli takowej wiedzy nie posiadł, a przyjmując słowa premiera i ministra, że był to jedyny oferent deklarujący utrzymanie stoczni jako całości, to czy rząd nie był wręcz zobowiązany do uczynienia wszystkiego aby do transakcji doprowadzić? Z nagięciem przepisów włącznie?
6. Czy istnieje związek między daklarowanym zakupem stoczni, a polsko-katarską umową handlową w sprawie dostaw gazu?
7. I ostatnie, nie dotyczące już obecnego rządu, dlaczego minister w rządzeie PiS-u, mając ofertę (nie pamiętam już czyją) na zakup stoczni, trzymał ją w szufladzie tak długo aż przestała być aktualna?
Nie twierdzę, że odpowiedź na te pytania wyjasni wszystkie wątpliwości dotyczące przetargu na stocznie w Gdyni i Sczecinie ale na pewno rozjaśni trochę obraz jak również pokaże sposób myślenia decydentów.
Inne tematy w dziale Polityka