Z uporem maniaka godnym lepszej sprawy (choć czy jest sprawa mniej godna zainteresowania?) wracam do problematyki służby zdrowia. Walący się system ubezpieczeń społecznych spowoduje już wkrótce całkowitą blokadę dostępu do świadczeń medycznych. Z jednej strony mamy wielomiesięczne kolejki do zabiegów medycznych (nawet tych ratujących życie, bo jak inaczej nazwać zabiegi onkologiczne?) z drugiej coraz więcej osób decyduje się płacić z własnej kieszeni za świadczenia. Brak mocy przerobowych placówek medycznych – często to brak organizacji bądź niskich kontraktów z NFZ-tem, a na drugim biegunie pojawiające się coraz częściej prywatne, świetnie wyposażone placówki z którymi nikt nie chce podpisać kontraktu, skazując je na niską dostępność, ograniczając pacjentów do osób które stać na pokrycie pełnych kosztów leczenia.
To już nie są przejściowe trudności, to całkowita zapaść i choć jeszcze tego nie widać ale brak radykalnych działań w krótkim czasie (kilka lat) doprowadzi do prawdy hasło wyborcze PiS-u mówiące o tym, że tylko bogatych będzie stać na leczenie. Rząd nie robi w tej sprawie nic, odkładając wszystkie decyzje na później, licząc chyba że samo to się jakoś rozwiąże. I rozwiąże się poprzez zwiększoną ilość zgonów i osób obłożnie chorych.
Nie jest niczym nowym wiedza, iż dużo taniej kosztuje profilaktyka niż leczenie, zdecydowanie tańsze jest również leczenie w początkowym okresie choroby niż w jej stadium zaawansowanym. Opóźnienie dostępu do zabiegów onkologicznych skutkuje wielokrotnym zwiększeniem kosztów ale tym się nikt nie przejmuje bo za zabiegi płacić trzeba teraz, a skutki zaniechania będą odczuwalne za jakiś czas.
Jesteśmy w sytuacji gdy jakieś niewielkie zmiany (nawet te idące w dobrym kierunku) nie przyniosą skutków, co najwyżej nieznacznie opóźnią nadejście tego co nieuniknione. Potrzebna jest rewolucja. Nie mamy czasu na stopniowe wprowadzanie reform bo jest na to za późno. Trzeba:
· w szybkim tempie uwolnić dostęp do świadczeń medycznych co umożliwi otwieranie placówek przez wszystkich tych, którzy chcą na tym zarobić;
· dopuścić na polski rynek przynajmniej kilka instytucji ubezpieczeniowych oferujących częściowe bądź kompleksowe ubezpieczenia kosztów leczenia;
· ograniczyć udział ZUS-u w przepływie pieniędzy przeznaczonych na służbę zdrowia;
· zapewnić koszyk świadczeń gwarantowanych dla najuboższych (finansowany ze składek czy państwo) jednocześnie dla tych lepiej zarabiających należy wprowadzić odliczenia podatkowe rekompensujące częściowo dodatkowe ubezpieczenia;
· sprywatyzowanie (z ograniczeniami uniemożliwiającym np. przekształcenie szpitala na hurtownię) szpitali;
· zwiększyć liczbę lekarzy stażystów;
· zacząć traktować placówki medyczne jak firmy mające na przynosić dochód, co po początkowym okresie „rewolucyjnym” zdecydowanie zwiększy dostęp do usług medycznych i poprawi ich jakość;
· kontrakty powinny być podpisywane na tzw. gotowość natomiast dodatkowo płaciłoby się za leczenie konkretnych pacjentów (tak jak to robią firmy ubezpieczeniowe);
· zliberalizować przepisy dotyczące wyposażenia w sprzęt pomocniczy (obecnie prawie wszystko stosowane w szpitalu musi mieć atest dzięki czemu kosztuje kilka razy więcej niż ten sam przedmiot bez atestu – szafka przyłóżkowa, z atestem 1.500 – 2.500, bez atestu 350 – 700 zł. Policzcie proszę ile to kosztuje dla szpitala mającego np. 600 łóżek, a gdzie reszta sprzętu?)
· zliberalizować dostęp do pracy lekarzom z zagranicy.
Zakładam, że prywatna służba zdrowia sama, we własnym zakresie zajmie się poprawą organizacji i co za tym idzie znaczną redukcją kosztów. Na efekty nie trzeba będzie zbyt długo czekać, zostawiając wszystko tak jak jest bądź stosując jedynie drobną kosmetykę narażamy się na całkowitą zapaść.
Inne tematy w dziale Polityka