Wybory, wybory i po wyborach, a przynajmniej po pierwszej turze. Wyniki, choć jeszcze nie pełne ale już z większości komisji, dają bardzo przybliżony obraz poparcia dla poszczególnych kandydatów. Tak jak można było przypuszczać – Komorowski w sondażach był przeszacowany, Kaczyński zaś niedoszacowany. Napieralskiemu udało się osiągnąć to co zamierzał, Korwinowi-Mikke chyba również, natomiast największym przegranym wczorajszych wyborów jest Andrzej Olechowski.
Plan wystawienia Andrzeja Olechowskiego w wyborach prezydenckich jako kandydata (przynajmniej teoretycznie) bezpartyjnego, mogącego uzyskać poparcie szeroko pojętego centrum wydawał się bardzo interesujący i dający realne szanse powodzenia. Niestety, okazało się, że osiągnął wynik poniżej 2%, co można uznać za klęskę. Pytanie czy jest to klęska koncepcji czy też porażka samego kandydata lub też może na taki rezultat nałożyła się kampania pozostałych, a właściwie głównych kandydatów opierająca się na emocjonalnym podejściu do prezydentury, byłego prezydenta oraz tragedii smoleńskiej. Całkowity brak dyskusji merytorycznej nie dawał kandydatowi takiemu jak Andrzej Olechowski praktycznie żadnych szans na przebicie się do społeczeństwa ze swoją wizją państwa oraz urzędu, o który zabiegał. W starciu emocje kontra przygotowanie merytoryczne mamy wynik 2:0 dla emocji. Oczywiście istnieje jeszcze bardzo istotna kwestia czy Polaków tak na dobrą sprawę interesuje to co kandydaci mają do powiedzenia. Ale to już temat dla socjologów.
Ciągle uważam, że Andrzej Olechowski – w porównaniu z pozostałym kandydatami, ma największe predyspozycje do pełnienia funkcji głowy państwa, niestety polonia locauta, causa finita. Źle się stało ale trudna takie są zasady demokracji i tylko szkoda, że przegrała pewna wizja państwa, która gwarantowała z jednej strony współpracę z rządem, a z drugiej tegoż rządu kontrolę. I to nie w oparciu o wzajemne animozje lecz o merytoryczne przygotowanie pełniącego urząd.
Obecnie mamy wybór między pełnią władzy dla PO – bardzo ryzykowne, a wojenkami na górze i wymówką rządu, że prezydent i tak nie podpisze – po co więc nawet zaczynać.
Z całym szacunkiem dla panów Kaczyńskiego i Komorowskiego ale trochę to przypomina wybór między dżumą i cholerą, a można było wybrać szczepionkę.
Inne tematy w dziale Polityka