Na początek parę słów wyjaśnienia co do tytułu notki. Piszę „prawdziwy katolik” gdyż chodzi o osoby, które w swoim codziennym postępowaniu starają się świadomie przestrzegać dekalogu oraz ich kościelnej interpretacji bądź co do tego się deklarują. Piszę „katolik” gdyż jest to wyznanie w Polsce dominujące i zdecydowana większość polityków deklaruje swoją przynależność do kościoła rzymsko-katolickiego.
Kościół katolicki ma swoje prawa, zwyczaje i ustalone przez wieki (choć ulegające powolnym zmianom lub reagujące na zmiany) sposoby postępowania oraz normy, których się trzyma i przestrzegania których wymaga od swoich wiernych. Jest to całkowicie naturalne i oczywiste gdyż jako wspólnota musi kierować się określonym normami, które (oprócz wiary w Boga) regulują i kształtują postępowanie swoich członków. Uznaje się oczywiście odstępstwa i uczynki niezgodne z dekalogiem (wszak człowiek jest istotą omylną) ale aby w kościele funkcjonować należy swoje błędy wyznać i żałując za grzechy nie popełniać ich więcej, a jeśli się da to wyrządzone krzywdy naprawić. I z punktu widzenia kościoła jest to wszystko całkowicie normalne.
Państwo (jeżeli jest świeckie) ma obowiązki wobec wszystkich obywateli, zarówno wierzących jak i tych nie wierzących oraz tych innego wyznania. Kanon postępowania i priorytetów u ogółu obywateli nie musi (i z reguły tego nie robi) być dla wszystkich wspólny, co za tym idzie inaczej postrzega świat katolik, inaczej ateista czy buddysta. Dlatego stworzono i udoskonala się cały czas prawo, które jest zbiorem zasad postępowania w państwie, „dekalogiem” społeczeństwa, według którego należy postępować.
Istnieje również tzw. „racja stanu”, która nie musi pokrywać się z kanonami wiary, a o którą politycy powinni dbać jak o dobro najwyższe.
Dochodzą jeszcze takie „drobiazgi” jak kłamstwa, oszustwa, manipulacja, rzucanie fałszywego świadectwa, etc. etc, które w polityce są na porządku dziennym i konia z rzędem temu kto pokaże mi polityka nie posługującego się niniejszymi sposobami.
Jakim cudem można być czynnym i skutecznym politykiem będąc jednocześnie katolikiem? Te dwie sfery działalności wzajemnie się wykluczają, próbuję sobie wyobrazić kampanię wyborczą, w której kandydaci dają „świadectwo prawdzie” i w sposób rzetelny oceniają swoich kontrkandydatów lub programy, gdzie podaje się publicznie o co pretendentom do rzędów tak naprawdę chodzi i jaki mają stosunek do wyborców. Albo jak stanowią prawo w oparciu o dekalog i stanowisko kościoła katolickiego.
To jest doskonały przykład kwadratury koła, tak jak nie można być trochę w ciąży, tak nie można pogodzić funkcjonowania w polityce z religią. Państwo może, a nawet powinno oddzielić sacrum od profanum, politycy muszą z tym żyć. I im który bardziej jest wierzący i jednocześnie skuteczny jako polityk, tym większy rozdźwięk między zasadami i czynami. I ja to rozumiem i im współczuję. Tylko niech nie mydlą nam oczu mówiąc o kierowaniu się wartościami gdy ciągle je łamią w imię (jak zapewne twierdzą) mniejszego zła.
Inne tematy w dziale Polityka