Serce rośnie, ulicami Warszawy (i kilku innych miast) przeszli młodzi ludzie z biało-czerwonymi flagami i wznosili patriotyczne okrzyki. W czasach gdy powszechnie narzeka sie na fakt, iż młodzież "ma gdzieś" wartości patriotycznych, gdy słowa ojczyzna, Polska, naród, wolność, patriotyzm są uznawane (przez komentatorów- sam nie spotkałem się z takę interpretacją) za wstydliwe, gdy istotniejsza jest najbliższa impreza niż prawda o polskiej historii, jej bohaterach i obrońcach są młodzi ludzie dla których te wartości ta wiedzą są istotne. Co więdzej w obronie tychże wartości gotowi są wyjść na ulicę i ryzykować starcie z policją oraz jakimiś antypatriotycznymi dewiantami.
Polska, polskość, Polacy, naród, patriotyzm, ojczyzna - słowa spowszedniałe, zepchnięte na margines są przez tych wspaniałych młodych ludzi przypominane i przywracane do codziennego użytku. Kierowani przez światłych ludzi, obytych na politycznie scenie dumnie niosą sztandary narodowe.
Dlaczego więc to mnie nie cieszy? Czemu zamiast z radością podziwiać tych młodych patriotów, patrzę na ich marsze z obawą? Czyzbym zaliczał się do grona osób, o których niektórzy politycy mówią, iż obce są im wartości patriotyczne i los Polski?
Chyba jednak nie, chyba jednak moje obawy wynikają właśnie z faktu, że Polska jest dla mnie wartością sama w sobie i jej losy, losy mojego kraju są dla mnie ważne. Dlatego nie chcę aby za patriotów uchodzili ci, którzy mają specyficzny sposób zamawiania pięciu piw bądź na obozach czy biwakach spiewają o białej rasie ogrzewając się przy płonących symbolach słońca. Można powiedzieć, że to margines, że to stosunkowo niewielka grupa osób i nikt o zdrowych zmysłach nie będzie sobie zawracał nimi głowy. Może i tak, jednak od niewielkiej grupy to się zaczyna (tak pokazuje historia), potem stopniowo poszerza się krąg osób ich zakres działania. A jak sie kończy? - o tym również uczy historia.
11 listopada odbyło się w całej Polsce sporo marszów "niepodległościowych" jednak informacje praktycznie zawłaszczyli wszechpolacy i ONR-owcy, tak jakby nie było innych patriotów, tych którzy nie utożsamiają miłości do ojczyzny z nienawiścią do tych, którzy prezentują inne poglądy. Przykre jest również to, że odpór próbowali dać róznej maści lewicowcy, a nawet lewacy, to oni zorganizowali się i tworzyli kontrmanifestacje. Patrząc na to z tej perspektywy to za patriotę można się uważać tylko gdy jest się zwolennikiem wszechpolaków, ONR-u lub lewicy, a to przecież nie jest prawda. Niestety prawica i centrum zamiast wziąć sprawę w swoje ręce i pokazać zdecydowany sprzeciw i jednocześnie zmarginalizować pokazową akcję lewicy wybrały chyba ieszenie się tzw "długim weekendem". A szkoda.
Jakże inaczej wyglądałoby to wszystko gdyby ramię przy ramieniu stanęli zwolennicy PO, PiS-u, PSL-u i inni. A tak musimy sobie poczekać do kolejnej rocznicy, kolejnego marszu. Oby nie był liczniejszy niż ten ostatni.
Kiedy przyszli po Żydów, nie protestowałem. Nie byłem Żydem.
Kiedy przyszli po komunistów, nie protestowałem. Nie byłem komunistą.
Kiedy przyszli po socjaldemokratów, nie protestowałem. Nie byłem socjaldemokratą.
Kiedy przyszli po związkowców, nie protestowałem. Nie byłem związkowcem.
Kiedy przyszli po mnie, nikt nie protestował. Nikogo już nie było.
Martin Niemöller
Inne tematy w dziale Polityka