Na temat legalizacji tzw. miękkich narkotyków mam mieszane uczucia, z jednej strony dowiedziona została niska szkodliwość marihuany zażywanej w umiarkowanych dawkach i od czasu do czasu (pomijam kwestię zachowania ludzi po „trawce” w porównaniu do tych po alkoholu) przez ludzi dorosłych, świadomych tego co robią. Z drugiej nie sposób pominąć opinii wielu specjalistów alarmujących o zagrożeniach z tym związanych, takich jak dostęp dla bardzo młodych ludzi czy też „wstęp” do zażywania substancji bardziej szkodliwych. Jedno jest pewne, penalizacja za posiadanie niewielkich ilości dla własnych potrzeb to błąd i słusznie, że Sejm to poprawił.
Niestety przy okazji powtórzyła się bolączka polskiego prawa, dotycząca bardzo wielu dziedzin życia i bardzo wielu przepisów, od której nijak nie możemy uciec. Tym problem jest uznaniowość czy też jak inaczej można określić brak precyzyjnych ram prawnych. Ktoś spyta czego się czepiam, przecież każdy przypadek jest inny i należy rozpatrywać je indywidualnie – poniekąd zgoda, jednak o indywidualnym traktowaniu powinien decydować wyłącznie sąd przy orzekaniu kary (bądź odstępowaniu od niej). W pewnym stopniu decyduje również prokurator żądając kary o określonym wymiarze, w ramach podanych przez ustawodawcę „widełek”. Jednak brak precyzji w określeniach ilości narkotyków, które podlegają - bądź nie karaniu, dowolność w odstępowaniu - bądź nie od karania, daje osobom decydującym ogromną władzę i możliwość działania według własnego widzimisię.
Większość z nas pamięta jak było z mandatami, od naszych zdolności „negocjacyjnych” oraz humoru policjantów zależało czy zapłacimy 100 czy 500 zł, czy też dostaniemy tylko pouczenie. Całkiem niedawno sprawa (rząd odpuścił – na razie!!) umieszczania filmików w internecie. Argument, że nikt nie będzie ścigał firm mających na swoich stronach filmik reklamujący produkty jest słuszny ale przecież przepis dawał taką możliwość, kto wie czy za jakiś czas nie znajdzie się osoba chcąca przepis wykorzystać literalnie?
Stanowiąc prawo – bez względu na to czego dotyczy, należy zawsze precyzyjnie określać wszystko co mierzalne oraz „grupę docelową”, której te prawo dotyczy. Inaczej prędzej czy później znajdzie się ktoś kto przepis postanowi wykorzystać do swoich celów (takie przypadki zdarzały się przecież nie raz) i zastosuje go w zakresie, którego ustawodawca nie brał pod uwagę ale który mieści się w jego obszarze.
Tylko precyzja i jasno określone granice, inaczej będziemy mieli w najlepszym wypadku różne traktowanie osób za to samo, a w najgorszym patologiczne narzędzie do walki z wrogami politycznym, gospodarczymi czy też z obywatelami.
Inne tematy w dziale Polityka