Na pierwszy rzut oka Białoruś wydaje się jednym z ostatnich miejsc, w których zamach terrorystyczny ma sens (jeżeli oczywiście można mówić o sensie i logice w działalności terrorystycznej). Władza Łukaszenki, choć mówi się o jej osłabieniu, wydaje się nie zagrożona, opozycja nie jest na tyle silna by móc mu zagrozić, interesy Rosji - choć dyktator macha szabelką, są stabilne i nic nie zmieni siły oddziaływania Wielkiego Brata na białoruską politykę. Zasadne więc wydaje się pytanie – po co? Kto na tym skorzysta i co zamachowcy chcieli uzyskać? Jaki sens ma więc organizowanie akcji, która wymaga wielu przygotowań, logistycznego opracowania, zdobycia odpowiednich środków i materiałów, a przecież w państwie policyjnym jakim jest Białoruś gdzie wszystko jest pod kontrolą państwa, nie jest to takie proste, komu to się opłaciło?
Jedynym który na wczorajszym zamachu może zyskać jest sam prezydent Łukaszenka. Po pierwsze stawiając się w roli ofiary osłabia ostracyzm jaki go dotyka ze strony krajów zachodnich, ostatecznie staje w jednym rzędzie z tymi państwami (i ich sojusznikami), które z terroryzmem już się zetknęły. Po drugie kiedy okaże się kto stoi za zamachem (oczywiście według wersji oficjalnej) wówczas rządzący będą mogli podjąć działania, które nawet w kraju reżimowym byłyby źle widziane, wszystko to w ramach walki ze zbrodniarzami, którzy zabili (na tę chwilę jest to 12 osób) i ranili wielu niewinnych obywateli. Co więcej każde działanie związane ze zwalczaniem domniemanej terrorystycznej grupy będzie przestawiane jako ochronę kraju i Białorusinów, i spotka się z poparciem społeczeństwa. Dzięki temu Łukaszenka będzie się mógł rozprawić z dowolna grupą, z każdym przeciwnikiem bez posądzenia o dyktatorskie zapędy i łamanie demokracji (przecież według słów samego prezydenta. Białoruś to państwo w pełni demokratyczne). Bez względu na użyte środki, trudno będzie reżimowi zarzucić działanie niezgodne z prawem, wszak na świecie – w krajach nawet uchodzących z a najbardziej cywilizowane i demokratyczne, walka z terroryzmem rządzi się swoimi prawami i przyzwolenie na łamanie prawa jest bardzo duże.
Teza, że za zamachem mogą stać Rosjanie chcący pokazać Łukaszence miejsce w szeregu wydaje mi się błędna, przecież jest on i tak całkowicie uzależniony od Rosji, od ich dostaw ropy i gazu, od handlu z nią. Nie ma powodu posuwać się do tak drastycznych metod jak zamach, wystarczy postraszyć, przykręcić kurek i od razu prezydent Białorusi ustawiony zostanie do pionu na swoim miejscu w szeregu. Rosjanie mogli być w jakiś sposób współodpowiedzialni za zamachy u siebie, rozkręcając w ten sposób nacjonalistyczną, antykaukaską politykę ale na Białorusi? – nie wyważa się otwartych drzwi.
Stara rzymska zasad mówi – is fecit, cui prodest, ten uczynił kto odniósł korzyść, wydaje się, że jedyną osoba, która na wczorajszym zamachu skorzysta jest Łukaszenka, tylko jemu może się to opłacać. Nie bez znaczenia jest również fakt, że mógł to bez problemu zorganizować, co dla ewentualnych zamachowców bez wsparcia rządowego, byłoby bardzo trudne.
Inne tematy w dziale Polityka